wtorek, 16 marca 2021

Od Inanny CD. Isidoro

Jęknęła cichutko, niemalże tylko pomrukując, nie chcąc zwracać na siebie zbytnio uwagi drugiego poszkodowanego, jak i całej reszty biesiadujących, bo przecież nic wielkiego się nie stało, do tragedii nie doszło, wszystkie zęby były na swym miejscu, w głowie się nie poprzewracało, a jedynie kość kulszowa, tylko troszeńkę poobijana, wysyłała błędne sygnały bólu do samego czubka głowy. Smagławe powieki zamrugały kilka razy, chcąc złote oko ponownie przyzwyczaić do widzenia, pozbyć się sprzed wzroku ciągłych nierówności, jak i rozmazanych plam, które powstawać musiały przez lekkie oszołomienie. I tak wciąż nie podnosząc się z miejsca, drobniutka dłoń pieściła złotą, zniszczoną od suchego powietrza pustyń czuprynę, wpatrując się w ten jeden, wybrany przez siebie punkt i czekając, aż resztki nagłego zaskoczenia opuszczą młodzieńcze ciało, pozwalając wyprostować kolana i raz jeszcze, bo przecież nieraz musiała podnosić się po sromotnym upadku, ruszyć przed siebie.
Słowa nieznajomego, muskające spalone słońcem ucho, zdołały jednak wyciągnąć dziewczę z chwilowego marazmu, dzięki czemu też w czas zauważyła, jak ten, wcześniej wyjmując ze spodni puchatą poduchę, co zresztą samą Inannę wyjątkowo zaskoczyło, wyciąga w jej stronę bladą, drobniutką dłoń, chcąc jakkolwiek wesprzeć jasnowłosą w próbie podniesienia się z podłogi. Pospiesznie ową pomoc przyjęła — nigdy zresztą większych problemów z dumą nie miała, a każde wsparcie wyjątkowo ceniła — zaraz łapiąc za blade paluszki mężczyzny i nie potrzebując nawet lekkiego pociągnięcia, jednym, sprawnym ruchem wyprostowała kolana, stając przed tym, którego jeszcze przed chwilą niechcący posłała na podłogę. W tym jednym momencie nie obchodziły ją nawet spojrzenia reszty gildijczyków. Całą swoją uwagę skupiła na trzymanej przez ciemnowłosego poduszce, nie przyglądając się nawet zbytnio nieznajomemu mężczyźnie. Uniosła wyżej prawą rękę, drewniane bransolety zatańczyły wesoło, zjeżdżając ku łokciowi. Wreszcie wyciągnęła przed siebie smukły, śniady paluszek, wskazując prosto na miękką powierzchnię jasnej poszewki. Ciemne brewki powędrowała ku górze.
— Czy to jest tutaj normalne? — zapytała wątpliwie, szczerze nie będąc do końca pewną, czy noszenie poduszek w obcisłych gaciach nie jest w Iferii przypadkiem swego rodzaju kuriozalnym zwyczajem, którego wychowana w odległej krainie osoba bardki, nie do końca potrafiła pojąć. Ale przecież nie takie dziwy przyszło jej oglądać w dalekich podróżach, kiedy to dziewczęciu zdarzało się grywać dla całego klanu, opatulonego zaledwie w grube, chroniące przed mrozem wysokich gór, futra czy rodziny wysoko urodzonych w kraju, gdzie drzewa obrastały różowe kwiaty, a dachy posiadłości przypominały swym kształtem odwrócone łodzie. Nie czekając jednak na odpowiedź, machnęła smukłą dłonią, a na czekoladowe ustka ponownie wstąpił szeroki uśmiech. Złote oko błysnęło w podekscytowaniu. — Tak, tak, wszystko w porządku, w jak najporządniejszym, nie masz się co drogi chłopcze przejmować — odparła, niemal zapominając już, że jeszcze chwilę temu jej pośladki wylądowały na twardej powierzchni podłogi, a nieprzyjemny ból roznosił się po całej długości pleców. Podskoczyła w miejscu, uwiązane przy pasie grzechotki zagrały z podekscytowaniem. Wreszcie wyciągnęła przed siebie rękę, biorąc nieznajomego pod ramię. — Bo wiesz, ja tu nowa, nikogo jeszcze zbytnio nie znam, a proszę, już posyłam biedaków na podłogi. Za co zresztą bardzo, ale to bardzo cię przepraszam!
Uniosła brewki, złote oko błysnęło.
— Oh, bo ty tu dopiero co przyszedłeś. A śniadanie zjeść to obowiązkowo, szczególnie jak to takie wątłe i chudziutkie. — Smagławe paluszki powędrowały do płaszcza mężczyzny, leciutko odkrywając koszulę, jakby sama chciała się przekonać, czy jej słowa okazały się trafne, czy być może nieznajomy skrywa pod ubraniem idealnie wyrzeźbione ciało. Wreszcie, rezygnując z dalszych prób rozbierania ciemnowłosego, bez ostrzeżenia pociągnęła go w stronę ławy, gdzie własnoręcznie nowego znajomka usadowiła, siadając zaraz obok niego. — Jedzenie macie tu wyśmienite, nie powiem, a pani Irinka to cud-kobieta. Same misterności spod rąk jej wychodzą. — Zerknęła w stronę ciemnowłosego, teraz dopiero zdając sobie sprawę, iż nie zdołali się sobie nawet dobrze przedstawić. — Prawie bym zapomniała. Inanna, po prostu Inanna. A pan młody jak się zwie? — spytała z uśmiechem, a dłoń jej powędrowała w prawo, łapiąc za pełną porcję śniadania jednego z gildijczyków, którą zaraz podsunęła pod sam nos swego nowego towarzysza. Zachichotała cichutko, chowając twarz w swej złotej czuprynie. — Proszę, a teraz jedz. W końcu musisz być silny, zwinny i takie tam. Gildia chyba zajmuje się rzeczami niebezpiecznymi, a przynajmniej tak od chłopów słyszałam, więc nie chcemy, by cię przypadkiem na którejś z misji zmiotło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz