poniedziałek, 11 kwietnia 2022

Od Adonisa cd Apolonii


Adonis płonie, a wraz z nim płonie ogień pod czajnikiem, który powoli zbiera się, by nareszcie wrzasnąć, ile sił miał tylko w swojej drobnej duszy. Kilka metrów dalej, w pokoju obok, pani Apolonia odkrywa ponętną łydkę, podciąga szlafrok ponad udo, zakładając pończochę, rajstopy, czy bóg wie, jaką inną bieliznę i Adonis za żadne skarby świata, nawet te najpiękniejsze, nie jest w stanie odgonić się od wizji jej alabastrowej skóry powoli zakrywanej przez kolejne warstwy odzienia. Powoli dorasta do świadomości, że jest jedynie mężczyzną i z racji bycia jedynie mężczyzną, sny jego i pragnienia są dość proste, a dodatkowo przyćmiewają jego bytność, jako integralny element całości, jaką tworzył wszechświat. Pływa w oceanie wspomnień, zachwyca się tymi, ledwo co spędzonymi pięcioma minutami w jej towarzystwie i stara się nie utonąć, ale naprawdę ciężko jest oddychać, gdy ona stoi piękna i naturalna, jedynie na długość susu przez salon. Czajnik przywraca go na ziemię, wyrywa z letargu swoim piskiem, a on przymyka palenisko, samemu też się ostudzając i zalewa herbatę, nawet nie wie jaką, ze świadomością, że Apolonia należy do kobiet, które nie powstrzymałyby się przed otruciem go, nawet jeśli herbatę parzył samodzielnie.
Bo co, jeśli prawdziwa znajdowała się w trzeciej szafce po lewo, a nie, tak jak mu poleciła, w drugiej. Co jeśli naciął się właśnie na ładnie opakowaną trutkę? Przynajmniej umrze w ładnym miejscu, w jeszcze piękniejszym towarzystwie. Potencjalnie ostatnie chwile postanawia osłodzić sobie łyżką miodu, choć nigdy tego nie robi i częstuje się jednym herbatnikiem, który leży pośród braci na ładnym, porcelanowym talerzyku. 
Spogląda na leżący na blacie list i stwierdza, że tego dnia nie umrze, a przynajmniej nie z ręki kobiety, której ciche kroki wybrzmiewały w sali obok i które niosły się echem, gdy przypadkiem nastąpiła na bardziej skrzypiący panel. Schowek pod deską — myśli, zanurzając nos w filiżance i pozwalając, by wrzątek wypalił mu gardło. Lubi ciepło. Czuje, że żyje i uśmiecha się na myśl, że nie musi już więcej znosić paskudnego chłodu. Na biurku, przy kilku otwartych listach, dostrzega nóż, rzekomo do otwierania kopert, w rzeczywistości zbyt ostry jak na zadanie, które powinien wykonywać.
Adonis przypomina sobie, że Apolonia jest tylko kobietą. Tylko i aż i musi pilnować własnego honoru i własnego żywota, jeśli rzeczywiście chciała być panią, której imię znajdowało się na każdym z istotnych języków i która żyła samotnie, najwidoczniej nie prosząc się o nic więcej, jak przelotne znajomości. Przynajmniej tyle mógł wywnioskować po dekoracjach. 
List na blacie u jego prawego boku, dalej przykuwa męską uwagę. Jest intrygujący, hipnotyzujący i naiwnie wręcz głupi, w przeciwieństwie do jego strażniczki. Nie pełniłaby przecież takiej roli, już dawno by zginęła, skazana za niesubordynację, gdyby każdemu potencjalnemu absztyfikantowi zostawiała tak smakowity kąsek pod nosem i otwarte drzwi. Wraca więc do swojej herbaty i kontempluje kształt jej nosa, od czubka po sam mostek i stwierdza, że uważa go za zabawnie wręcz atrakcyjny. Rozważa też każdy jej ruch i dochodzi do wniosku, że zmęczył się samą wizją, wspomnieniem jej gestów, wyuczonych, napiętych, doskonałych w każdym calu. Jest na to zbyt niechlujny i mechaniczny, a jednak próbuje. Unosi nadgarstek i stara się powtórzyć ten subtelny, ale jakże zachęcający gest i prawie od razu kończy się to fiasco. Pozwala sobie, by dłoń popłynęła w powietrzu jeszcze kilka razy, zanim całkowicie się poddaje i zamiast tego próbuje wygiąć szyję w podobnie nienaturalny, a jednak tak kuszący sposób, co ona. 
Nagle słyszy chichot i prawie natychmiast poprawia się w miejscu, naprawdę pilnując, by nie wylać na siebie wrzątku. Kobieta zasłania usta dłonią i kręci głową, oparta o framugę drzwi w najbardziej kokieteryjny sposób, jaki się da. Apolonia się śmieje, a Adonis nie czuje ani odrobiny zażenowania, chociaż może powinien. Zamiast tego prostuje się dumnie, zaszczyca kobietę krótkim skinieniem głowy. 
— A cóż pan robi? — pyta się, wyjątkowo roześmiana, prostując się w swojej nowej kreacji, ze spiętymi włosami i umalowanymi ustami. 
— Wspominam pewną grację i nieudolnie staram się jej dosięgnąć. Proszę wybaczyć, chwila rozkojarzenia, nie potrafiłem się powstrzymać. — Apolonia jedynie skinęła głową i nareszcie wyglądała, jakby zaczęła się powoli uspokajać.
— Dobrze więc. Jak herbata?
— Gorąca. I słodka. Smaczna, znaczy się i dziękuję. Pozwoliłem sobie również poczęstować się herbatnikiem, jeśli to nie problem.
— Ależ nie, sama przecież prosiłam, byś się rozgościł.
— Ponownie pani dziękuję — raz jeszcze skinął głową, w geście poszanowania, a kobieta odwzajemniła to delikatnym uśmiechem — pozwoli pani, że spytam, czy jest pani więc gotowa, czy należy się pani jeszcze trochę czasu i czy pomóc z ewentualnymi pakunkami?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz