środa, 27 kwietnia 2022

Od Calithy, CD. Mefistofelesa

Z obojętną, lekko zdezorientowaną miną wsłuchiwała się w monolog mężczyzny. Niby zawsze wiedziała, że faceci umieją w rzeczywistości tylko i wyłącznie gadać, ale liczyła, że znajdzie chociaż jednego jegomościa, który potrafi coś więcej niż ruszać gębą. Żeby jeszcze porządnie językiem operowali w innych sprawach, to mogłaby im wybaczyć. A tak? Tylko czcza gadanina. Nie chciała jednak niepotrzebnie wchodzić w środek wielkiego… czegoś? Skończyła więc na coraz wolniejszym mruganiu, wpatrując się z uwagą w swojego niestety-nie-do-końca rozmówcę. 
Na całe szczęście, że i sam wampir zdążył wyrwać się samodzielnie z tego letargu.
 — Ach, tak. Wracając. Robota. Nuda. Rozrabiać i sprzątać. Jasne. — Uśmiechnęła się delikatnie, nieco bardziej z lewej strony niż z prawej, przekrzywiając też na bok twarz.
— Wiedziałam, Mefiuś, że mnie zrozumiesz — mruknęła cicho, trzepocząc zalotnie rzęsami. Zerknęła spod nich jeszcze dla pewności, ale jej starania przyniosły tylko kolejne rozczarowanie. Pokonana przez całkowitą ignorancję i brak zainteresowania drugiej strony naburmuszyła się nieco, czubkiem buta kopiąc pobliski kamień. Wizja postępującej nudy nie zapowiadała się obiecująco, może jednak powinna przemyśleć ponownie kwestię golenia kotów?
— Potrzebowałbym kogoś, kto pomoże mi trochę w opróżnieniu butelek na nową serię bimbru z mandragory. Co na to powiesz, Calu?
— Mefi, wiedziałam, że o mnie zadbasz! — Podskoczyła w miejscu, zrobiła krok do przodu i poklepała wampira po ramieniu. Spojrzał na nią ostentacyjnie, z wzrokiem, który wyraźnie sugerował, że powinna zabrać łapę zanim ją straci w niemiłych okolicznościach, ale Cala zawsze lubiła trochę sobie poigrać. — Wiedziałam, że kumpel Billy`ego zna się na rzeczy, ale od razu muszę cię ostrzec.
Pochyliła się nieco bardziej do przodu, może nawet wolną ręką odciągnęła kołnierzyk od szyi, niby w geście jakby było jej za duszno, ale koszula opadła na ramionach nieco niżej, bardziej odsłaniając niewielki dekolt. Nie, żeby jego wielkość przeszkadzała jej go eksponować. Calitha już dawno zrozumiała, że kim jest i jaka jest ma dużo mniejsze znaczenie od tego, co robi i jaki może wywrzeć dzięki temu efekt. 
— Ja to od zawsze byłam i będę fanem kurek. Te twoje kruki są nieco strasznie melodramatyczne, nie sądzisz? — Łypnęła ciekawsko w niebo, oglądając na krążące nad nimi ptaki, z których jeden zawsze zdawał się obserwować mężczyznę. — Mam nadzieję, że ładnie je nazwałeś, a nie tylko wołasz na nie „Kruk jeden” czy „Kruk dwa. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz