sobota, 9 kwietnia 2022

Od Jamesa, CD. Williama

James nie lubił mieć wobec kogokolwiek długów. Wolał być na czysto ze sobą, ze światem i z własnym sumieniem, dlatego z dużym oporem przyjął odmowę zapłaty przez Williama.
Od jakiegoś czasu zauważał, że w gildii pieniądze traktowano bardzo powierzchnie. Wspominał chudość Asy, obsesyjny popęd Cali do gromadzenia środków, skłonność do kradzieży Cahira czy sam fakt, jak wiele osób tutaj potrzebowało zdecydowanie nowej garderoby, chociaż to ostatnie zwalał na własne bezguście. Albo guście. Mimo wszystko większość tutejszych albo opływała w bogactwie, albo zdecydowanie cierpiała na pustotę sakiewki.
Uznał, że bibliotekarz był dobrym człowiekiem. Nieco ekscentrycznym i zabieganym, ale też i sam historyk pojawił się u niego niezapowiedziany, bez czegokolwiek więcej niż tylko niezdarnego uśmiechu, więc na gościnność czy chęć wsparcia nie mógł narzekać. William i Kukume dali mu wspólnie więcej nadziei niż większość doktorów i lekarzy, których dotychczas spotkał na swojej drodze. Co prawda większość z nich zaliczali się do sekty demagitów, więc sam ten fakt pobudzał nieufność Jamesa. W każdym razie właściwych ludzi ze świecą należało szukać, więc mimo wszystko spróbował odrobinę… przekonać bibliotekarza do swojej racji. Nieskutecznie.
Pożegnał się więc grzecznie i przez kolejnych kilka dni zajmował się swoimi sprawami. Nie wątpił w dobroć i szczerość serca Williama, ale jednocześnie nie chciał nadmiernie ekscytować się sprawą, która nie musiała zakończyć się pozytywnie. Los zdawał się mu jednak sprzyjać, a może jedynie chciał zawczasu wynagrodzić przyszłe rozczarowania.
— Jestem niezmiernie wdzięczny za pańską ofertę — powiedział ostrożnie, wpatrując się uważnie w stojącego przed nim mężczyznę. William wydawał się mimo wszystko wyjątkowo młodym człowiekiem, jak większość gildyjczyków w mniemaniu Jamesa, a przecież miał już prawie trzydziestkę. Nie wydawał się mieć złych zamiarów, ale jego niespotykany do pomocy entuzjazm wzbudzał w historyku lekką dozę ostrożności.
— Jeżeli to nie byłby zbyt duży kłopot, chętnie skorzystam. Chciałbym jednak zaznaczyć, że mimo wszystko za tak dużą pomoc wolałbym się odwdzięczyć — ponownie podjął kwestię ewentualnego wyrównania rachunków. — Nawet jak nie finansowo, to może w jakiś inny sposób? — spytał z zamyśleniem.
Czy to siostrę na salony wprowadzić w czasie bliższym debiutom towarzyskim, kogoś w wyższe sfery pchnąć, może stypendium jakieś naukowe czy artystyczne w rodzinie przydałoby się dać. Opcji było multum, ale już po minie Williama poznał, że nie był to zbyt trafiony pomysł.
— Już panu mówiłem, że…
— Dobrze, dobrze. — James uniósł przed siebie dłonie w wyrazie rezygnacji i pokręcił z niedowierzaniem głową. — Doprawdy, złoty człowiek z pana, panie William. Skąd pan właściwie pochodzi? — zapytał ciekawsko, zastanawiając się, skąd takie otwarte zaproszenie do domu bibliotekarza.
— Przesadza pan, ja tylko działam zgodnie z moim sumieniem i tym jak mnie uczono. Zresztą, jak to się mówi, dobro powraca. — James otworzył usta. I zamknął je. Kilkukrotnie. Bibliotekarz w tym czasie rozgaszczał się w wygodnym fotelu, dlatego pewnie nie zauważył zdziwienia historyka, ale mężczyzna nie był w stanie przeżyć, jakiego prawowitego człowieka postawił przed nim los.
Niezrażony jego zdziwieniem, William, kontynuował.
— Co do pytania, to można uznać, że pochodzę ze szlacheckiej rodziny w Ethiji. Znaczy się, mój tata jest szlachcicem, ale sam jakoś nie interesuję się tymi tytułami. A czemu pan pyta? Byłby z czymś problem?
— Nie, jak najbardziej, jestem jedynie niezmiernie zdziwiony okazywaną mi przez pana gościnnością — wytłumaczył naprędce James. — Spędziłem w Ethiji sporo czasu, przede wszystkim w Obarii, temu zdziwiłem się, że nie rozpoznałem wcześniej pańskiego nazwiska, ale widzę, że już nie te lata — zażartował, drapiąc się niemrawo po karku. — Kiedy byłby dogodny dla pana termin na taką wyprawę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz