środa, 6 kwietnia 2022

Od Cahira — Nadal Alec

Tezeuszu,
daruj, że niepokoję.
Mój list wprawi cię w zdumienie, nie oczekujesz go. Być może za parę dni, gdy wyzdrowieję i dojdę do siebie, wspomnienie o nim będzie dziwić mnie samego.
Jeżeli na wstępie jesteś w stanie ocenić, że to, co mogę mieć ci do przekazania, nie interesuje cię, nie kontynuuj czytania. Pisząc tę wiadomość, mam na uwadze, że może nie być ona przez ciebie dobrze postrzegana, jest to dla mnie zrozumiałe.
Wybacz formę listu. Łaciną ozdobić mi się go nie udało, nie natrafiłem tu na żaden uczony słownik. Wybacz bezbarwność języka, mecenasem nie było mi dane zostać, jestem prostym człowiekiem, wyrażam się więc prosto. Wybacz ogólną zawiłość myśli, piszę w chorobie, może w gorączce, tu, w Obarii, zimy są srogie, warunki trudne, a ja, cóż. Znasz mnie.
Gdybym miał na podstawie swoich objawów wystawić sobie diagnozę, powiedziałbym: płuca. Widzisz, przeszło dwa tygodnie temu otrzymałem tu pewną misję. Byłem w jej efekcie zmuszony spędzić dłuższy czas w okolicach Kasriru. Jesteś człowiekiem wykształconym, bywałym, ciekawy przypadek tej góry zapewne jest ci znany. Jeżeli nie, daruj, nie będę się rozwodził. Powiem jedynie, że wokół jej szczytu unosi się coś na kształt szkodliwej atmosfery. Kaszel nie przechodzi mi od pewnego czasu. Rzecz dziwna, w wieku męskim nie zdarzyło mi się jeszcze chorować długotrwale w podobny sposób. Liczę, że to pokłosie niskich temperatur i górskich wycieczek po Kasrirze. Że to nie gruźlica.
Zastanawia mnie, w jakim stopniu moja relacja z pobytu w Obarii może cię zajmować. Przypuszczam, że w niewielkim, nie będę więc dłużej cię nudził. Byłbym, co prawda, skłonny podzielić się z tobą tym i owym, mógłbym opowiedzieć, jak mi się tu wiedzie, co robię, czego nie, o czym myślę, obserwując wieczorami szczyty Falliersu. Opisałbym to, bo jestem sentymentalny, bo przede mną długa noc, bo z nikim nie mówię tu otwarcie, a w mojej pamięci wspomnienie naszych wspólnych rozmów nadal pozostaje żywe. Ufam, że nie schlebię ci tym zbytnio, ale gdybym w tym momencie chciał się przed kimś zwierzać ze swoich odczuć, kto wie, może skłaniałbym się ku tobie. Mimo wszystko, mimo Ovenore.
Mój wybór jest dla ciebie zaskoczeniem? Dla mnie poniekąd także. Ale znam cię najlepiej z całego zebranego w Tirie towarzystwa, masz o mnie najpełniejsze pojęcie, trochę razem przeżyliśmy. Kiedyś, parę lat temu, stać mnie było wobec ciebie na pewną szczerość. Nie uśmiechaj się. Nie była to, naturalnie, szczerość całkowita, głęboka, zupełna. Ale częściowa zapewne. Częściowa szczerość to w moim przypadku wiele, powinieneś o tym wiedzieć.
Jasnym jest dla mnie, kim byliśmy dla siebie kiedyś, trudno mi jednak ocenić, kim jesteśmy dla siebie obecnie. Nie wiem, jak powinienem się do ciebie odnosić, o czym pisać, o czym nie. Nie mam złudzeń, wiele rzeczy od naszego ostatniego spotkania w stolicy uległo zmianie. W Tirie nie jesteśmy dla siebie przyjaciółmi. Chciałbym wierzyć, że również nie wrogami. 
Przymierzając się do zaczęcia listu, zobowiązałem się przed sobą, że będę pisał otwarcie. Otwarcie zaznaczę więc to, czego obaj jesteśmy świadomi. Twoja obecność w Tirie jest dla mnie niebezpieczna. Twoja władza stanowi dla mnie bezpośrednie zagrożenie. Twoja wiedza na mój temat jest większa od tej, jaką w tym momencie chciałbym, abyś posiadał. Nie wiem, jakie masz wobec mnie intencje, nie wiem, co planujesz, do tej pory nie ujawniłeś w żaden sposób swoich zamiarów. Wybiegam myślami naprzód, staram się przewidzieć twoje ruchy, zabezpieczyć się, być przygotowanym na różne ewentualności. Wypatruję dnia, w którym stanie się jasne, w jaki sposób wykorzystasz swoje wpływy. Jestem już prawie pewien. Mam nadzieję, że się mylę. Czekam na twój ruch.
Jeżeli chodzi o sprawy, na temat których nie mieliśmy okazji ze sobą mówić, a które powinny zostać poruszone: nie mam żalu o proces Familii. Nie dlatego, że go nie czuję. Nie mam żalu, bo taka jest moja decyzja. Nie nienawidzę cię za to, co się wydarzyło. Nie dlatego, że bym nie potrafił. Nie nienawidzę, bo nienawiść wymaga siły, zaangażowania, fatygi. Czuję znużenie. Nie będę tu twoim przeciwnikiem, nie idę z tobą na wojnę. 
Usiłuję zapomnieć o wszystkim, co miało miejsce przed moją ucieczką ze stolicy, w tym również o tym, jaki udział miałeś w wydarzeniach, które ją poprzedziły. Czasem nie potrafię wyzbyć się starych wspomnień, wtedy próbuję cię przed sobą tłumaczyć. Mówię sobie, że to nie była twoja wina. Że to bez znaczenia, czy brałeś udział w procesie, czy nie. Gdybyś nie został asesorem, byłby nim ktoś inny. Dla Familii nie dało się już nic zrobić. Dla mnie nie dało się nic zrobić. Ostrzegałeś mnie. To musiało się tak skończyć.
Widzisz, czasem nawet w to wierzę.
Pewnego dnia być może zapytam, dlaczego uczestniczyłeś w rozprawie, podczas której na mnie i na moją rodzinę wydano śmierć. Być może będzie mnie interesowało, dlaczego nie zrezygnowałeś z udziału w niej ze względu na mnie, z uwagi na przyjaźń, która nas łączyła. Być może przyjdę po tę wiedzę pewnego dnia. W chwili, gdy będziemy mogli mówić spokojnie, patrząc sobie w oczy.
Liczę na twoją odpowiedź.
Nie wiem, czy muszę o tym wspominać, wydaje mi się to rzeczą oczywistą. Twoja szkoda nie leży w moim interesie, nie mam złych intencji, z mojej strony możesz czuć się w Tirie bezpiecznie. Wierzę, że wszystkie nierozwiązane sprawy uda nam się wyjaśnić w sposób pokojowy. Jeśli jednak masz wobec mnie nieprzyjazne zamiary, czego, będąc przezornym, nie mogę wykluczyć...
Nie grożę ci. Nie odbieraj tak tego. Chcę jedynie przypomnieć, że szczegóły mojego procesu są ci znane. Wiesz, kim jestem. Wiesz, że cenię swoje incognito, że na powtórnej rozprawie w tym momencie bardzo mi nie zależy. Że jeśli zostanę doprowadzony do ostateczności, co, mam nadzieję, nigdy nie nastąpi, moje ręce będą szybsze niż twoje depesze do stolicy. Nie grożę, tylko przypominam.
Zbyt śmiało? Może. Sam rozumiesz, znamy się długo, dobrze. W moich oczach nadal jesteś młodym studentem prawa, twoja sędziowska godność to zbyt mało, żeby wzbudzić we mnie święty respekt. Choć tego, że udało ci się zajść tak daleko, oczywiście winszuję. 
Zapewne masz świadomość, że w Gildii jestem szpiegiem. Nie tak wykwalifikowanym jak ty, ale wystarczająco dobrym, by trochę słyszeć, trochę widzieć, trochę się w niektórych kwestiach orientować. Kto wie, czy w chwili obecnej nie przydałby ci się w Tirie silny sprzymierzeniec. Ptaszki ćwierkają, że nie masz tu najlepszej pozycji. Nie każdy dobrze ci tu życzy. Może warto byłoby zatroszczyć się o własne bezpieczeństwo. Robienie sobie nowych wrogów nie byłoby teraz rozsądne.
Nie musimy nawzajem utrudniać sobie życia. Może nawet mógłbym stać się w Gildii twoim sprzymierzeńcem. Nadal mam dla ciebie pewną sympatię, co by nie było, jesteś jednym z niewielu moich wciąż żywych przyjaciół z Ovenore, a ja, cóż, nie zapominam o tych, którzy kiedyś okazali mi życzliwość. Przed laty zdarzyło ci się pomagać mi w sposób bezinteresowny. Nawet jeżeli była to pomoc bezkompromisowa, surowa i twarda.
Pamiętam, że swego czasu otrzymywałem od ciebie znaczne wsparcie finansowe. Nie czuję się dobrze, gdy myślę, na co zapewniałem, że przeznaczę twoje fundusze, a co faktycznie z nimi robiłem. Mam u ciebie wiele długów, nie tylko pieniężnych. Chciałbym uwolnić się od wszelkich powinności, jakie wobec ciebie posiadam. Jestem jednak świadomy, że sumy, na którą jestem u ciebie zapożyczony, nigdy nie zdołam spłacić zarabiając w sposób uczciwy. 
Daruj. Być może ten list nie miał tak wyglądać. Może przemawiają przeze mnie złe wspomnienia, choroba, rezygnacja. Może zaczynałem pisać w innej intencji. Mamy sobie wiele rzeczy do powiedzenia. Tylko tyle.
Wszystkiego dobrego, Tezeuszu. Oczywiście, nadal pamiętam, ta data w pewien sposób zapisała się w mojej pamięci. Starym zwyczajem, przesyłam ci rękawiczki, liczę, że je przyjmiesz. Kupiłem je, bez obaw, nigdy nie podarowałem nikomu przedmiotu, który znalazł się w moim posiadaniu w sposób niezgodny z prawem. Nie wiem, jakie teraz nosisz, wybrałem te, które podobałyby ci się, gdybyś nadal był studentem ze stolicy. Jestem świadomy, że być może nie zechcesz przyjmować prezentów od osoby, jaką teraz jestem. Nie pogniewam się, jeśli mi je zwrócisz. Jeżeli je zachowasz, naturalnie, nie będę oczekiwał niczego w zamian. To skromny przejaw dobrej woli, nic więcej.
Tu, w Obarii, mam wiele czasu. Myślę o różnych rzeczach.
Jedną z nich jest nasze ostatnie spotkanie w Tirie. A właściwie sposób, w jaki mnie wtedy przywitałeś, zapadło mi to w pamięć. Jeżeli chcesz, nadal możesz zwracać się do mnie po staremu, Alec. Cahir to tylko kolejne kłamstwo, dawne, nieprzeznaczone dla ciebie, znasz o mnie prawdę. Alec to zamknięty rozdział, Alec to człowiek, którym nie jestem, Alec to osoba, którą pożarło Ovenore. To imię nie jest mi miłe, ale w moich oczach masz do niego dziwne prawo, w pewien sposób nie wyobrażam sobie, żebyś mógł nazywać mnie Cahirem. W twoich ustach Alec mi nie przeszkadza, posługuj się tym imieniem swobodnie, w Tirie nie sprawi mi kłopotu. Dbam w Gildii o swoje incognito, dołożyłem starań, by nikt, kto do niej należy, nie zdołał dobrze mnie poznać. Widzisz, w Tirie nie mam relacji, mam relacyjki, nie prowadzę rozmów, odbywam rozmówki. Jeżeli ktoś zainteresuje się tą sprawą, będę miał przygotowane odpowiednie kłamstwo.
Wierzę, że nadal potrafimy ze sobą rozmawiać, że to, co się między nami dzieje, wynika z braku dialogu, przemilczeń, nieporozumień, fałszywych dopowiedzeń. Czuję się zobowiązany, by poruszyć z tobą kilka wciąż niedomkniętych spraw. Pewnego dnia spróbuję wyjaśnić ci, dlaczego musiałem wybrać wtedy lojalność wobec Ksandra. Dlaczego Ksander wygrałby ze wszystkim, ze wszystkimi. Nieważne, czy zostałby zestawiony z tobą, Victarionem, Marche czy Jezabel. Mam nadzieję, że powody, które przed laty mną kierowały, któregoś dnia staną się dla ciebie przejrzyste.
Jezabel nie żyje. Ale to zapewne wiesz. Nie pytaj mnie o nią. Nie pytaj o Ksandra. Nie powiem na jego temat nic, co mogłoby okazać się dla niego obciążające, nie przyłożę ręki do jego ujęcia. Na wszelkie próby wyciągnięcia ze mnie informacji o byłych członkach Familii będę reagował bardzo źle.
Nie odpowiadaj na mój list. Urzędowy ton, łacina, szorstkie słowa... Mógłbym znieść jedną z tych rzeczy, ale wszystkie trzy... Chętnie porozmawiam z tobą na żywo, gdy wrócę do Tirie. Jeżeli jednak czujesz się zobowiązany odpowiedzieć... Pisz jak Tezeusz, którego kiedyś znałem, jak student z Ovenore.
Dbaj o siebie. Słyszałem, że nadal się przepracowujesz, że ciągle pijesz, że wciąż nie śpisz. Wszystkie twoje złe nawyki z tobą pozostały. Pod niektórymi względami zupełnie się nie zmieniłeś.
Nie pytaj mnie o tę wiadomość bezpośrednio. Jeżeli wspomnisz o niej, gdy się spotkamy, nie będę chciał o niej rozmawiać.
Jeszcze raz: wszystkiego dobrego,
A.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz