wtorek, 5 kwietnia 2022

Od Madeleine - Blue

    To stanowczo nie był jej dzień. Kompletnie nic nie chciało iść po myśli pięciolatki. Od rana chodziła niezwykle zirytowana. Najpierw obudzili ją stanowczo za wcześnie. Na śniadanie nie dostała, to czego by chciała. Do tego jakby tego wszystkiego było mało, to pogoda była beznadziejna. Padało i wiało, przez co dziewczynka, chcąc nie chcąc musiała zostać w domu. A tak bardzo chciała pójść pobawić się na polu. Spędzenie czasu z jej ulubioną osobą - czyli jej tatą - okazało się również niemożliwe. Kiedy tylko chciała go zaczepić, ten powiedział jej, że nie może teraz, bo ma ważne rzeczy do zrobienia. Dlatego też aktualnie pięciolatka chodziła po domu, głośno tupiąc ze skrzywioną miną.
— Madeleine. Przestań. Zachowuj się, jak na grzeczną dziewczynkę przystało — usłyszała głos opiekunki, co tylko bardziej ją zirytowało.
— Będę robiła to, na co będę miała ochotę! — krzyknęła i zaczęła biec, aby zgubić kobietę.
W końcu znalazła się w swoim pokoju, gdzie to lekko zdyszana przysiadła na podłodze.
— Głupia opiekunka. Głupi rodzice. Głupia pogoda — wyzywała na wszystko, co tylko przychodziło jej do głowy. Emocje coraz bardziej przejmowały nad nią kontrolę. Miała ochotę coś uderzyć albo chociażby wydrzeć się na całe gardło. Wtem nagle jej pole widzenia zostało całkiem przesłonione przez rude futro. Normalnie cieszyłaby się na widok ich kochanego pupila, ale nie tym razem. Zła odepchnęła od siebie psa.
— Idź sobie! — wstała i wyszła z pomieszczenia, chcąc pozbyć się towarzystwa.
Jednak Blue ani myślał o tym, aby zostawić pięciolatkę samą. Od razu pobiegł za nią, wesoło szczekając. Co chwilę starał się jakoś ją zaczepiać, to trącając ją, to podgryzając lekko. Czasami nawet przystawał i wył głośno.
— Zamknij się! — Madeleine w końcu wybuchła. Gwałtownie odwróciła się w stronę zwierzaka. Sama nie wiedziała, co się działo. Miała wrażenie, jakby nagle znalazła się wyżej niż wcześniej. Do tego kompletnie instynktownie wyciągnęła przed siebie dłoń, z której to zaraz wystrzeliła lepka nić. Blue został zakneblowany przez maź. Dziewczynka oglądała z przerażeniem w oczach, jak ten na początku rzucał się na wszystkie strony, a potem opadł na ziemię, wkrótce przestając się ruszać. Chciała podbiec do niego. Sprawdzić co się działo, ale nie mogła się ruszyć. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że z jej pleców wyrastają jakieś odnóża, przez które nie mogła dosięgnąć nogami ziemi. To wszystko to była za dużo dla jej pięcioletniego umysłu. Zaczęła głośno krzyczeć i płakać. Na reakcje nie trzeba było długo czekać. Prawie że od razu dało się usłyszeć szybkie kroki i nawoływanie imienia dziewczynki.
— Madeleine, kochanie… — pierwszy do pięciolatki dotarł Aaron, który to od razu przytulił ją, kompletnie nie przejmując się jej połowiczną przemianą. Teraz najważniejsze dla niego były uczucia córki. — Dałabyś radę, powiedzieć mi co się stało?
— Ja… Ja… By-byłam zła, a Blue… Na-a-agle coś… coś się ze mną sta-stało… To coś na plecach… a Blue… Blue się nie rusza tato! — dziewczynka krztusiła się wręcz swoimi słowami, próbując jakkolwiek wytłumaczyć tacie sytuację, nadal płacząc.
— Spokojnie. Nie musisz się bać ani martwić. Obiecuję ci, że jak tylko się uspokoisz, to wszystko będzie okej. To coś zniknie z twoich pleców, a potem wszystko z mamą ci wytłumaczymy, skąd to się wzięło i co to w ogóle jest. Dobrze? Spróbujesz dla mnie? Głęboki wdech i wydech — mężczyzna delikatnie pocierał ramiona córki, chcąc, aby ta się uspokoiła. Wiedział, że dopóki ta nie zapanuje nad emocjami to “moce” nie zanikną. Kątem oka spojrzał też na ich psa. Nie wyglądało to dobrze, ale teraz najważniejsza dla niego była Madeleine.
— Ale tato! Blue! On się nie rusza!
— Co ty na to, ty spróbujesz się uspokoić, a ja w tym czasie pójdę do niego i sprawdzę, jak się ma? — dziewczynka pokiwała głową na znak, że się zgadza.
Aaron puścił córkę i powoli podszedł do zwierzaka. Przykucnął przy nim i położył rękę na jego klatce. Nie oddychał. Mężczyzna nie musiał długo się zastanawiać, aby stwierdzić, że Blue nie żył. Jednak nie mógł powiedzieć tego Madeleine. To by ją kompletnie złamało. Musiał coś szybko wymyślić.
— I co? — pięciolatka stała już na własnych nogach, ale w jej głosie nadal można było wyczuć spore zmartwienie.
— Wszystko w porządku. Blue śpi. Zapadł w bardzo długi sen, ale wszystko jest dobrze — Aaron ponownie przytulił córkę. — Co ty na to, aby zabrać go na jakiś czas do mojego przyjaciela? Tam będzie miał spokój, odpocznie sobie, a także będzie mógł się pobawić z innymi psami.
— Em… A… Ale nie na długo? Szybko się spotkamy znowu? — spojrzała niepewnie na ojca.
— Tak — skłamał, wiedząc, że kiedy nadejdzie czas, będzie musiał wymyślić jakieś lepsze kłamstwo, ale chwilowo to wystarczyło.
— Okej, to może być.
— To, co ty na to, abyś została na razie z Miriam, a ja od razu zabiorę Blue? — dziewczynka tylko pokiwała głową, mocniej przytulając ojca. Zaraz jednak odsunęła się i podeszła do opiekunki, która to cały czas stała z boku i przyglądała się wszystkiemu.
— Zaopiekuj się nią do mojego powrotu — mówiąc to, Aaron wziął psa na ręce.
Już miał wychodzić z domu, gdy nagle dziewczynka się wyrwała.
— Czekaj!
— Mad? — spojrzał na córkę.
— Nie pożegnałam się! Chcę się pożegnać! — zażądała, na co Aaron tylko westchnął i chcąc nie chcąc ukucnął. — Pa Blue. Odpoczywaj i śpij, ile chcesz. Pamiętaj, że zawsze będę cię kochać! — na koniec pięciolatka pocałowała łeb psa i pozwoliła, aby tata zabrał go ze sobą. Ona sama jedyne co mogła teraz zrobić, to stać na ganku wpatrując się w miejsce, gdzie przed chwilą widziała swego ojca z pupilem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz