poniedziałek, 11 kwietnia 2022

Od Calithy, CD. Tezeusza

Lubiła myśl, że trochę wygrywa. Nie, że wygrywa dużo, bo to przecież były tylko malutkie oznaki, że wywołała w nim jakąś emocję. Drobne drgnięcia mięśni, których nie byłaby w stanie zauważyć, gdyby w młodości z taką zaciekłością nie studiowała tajemnic ludzkiego ciała, badając zarysy kości czy ścięgien. Na całą resztę rzeczy Tezeusz był zbyt dobrze wyćwiczony, żeby mogła mu coś zarzucić, to musiała wicehrabiemu oddać, ale cała sytuacja ogólnie jej się podobała. Dawała złudne poczucie kontroli, lekkiego zatracenia się w pasmie chwili i na ten jeden, malutki moment, gdy dostrzegała w jego znudzonych, pochmurnych oczach iskierkę jakiejkolwiek uwagi.
Doskonale wiedziała, że jest głupia.
— Każdy cyrk ma swoje króla i klauna, ale nie bój się, Teziu, nie śmiem na moment posądzić cię o niesienie ciężaru korony, za to na pewno ładnie byłoby ci w czerwonych policzkach i czapce-błazence — wytknęła mu, stukając palcem o kielich, podążając wzrokiem na ciekawskim nosem psa, który niuchnął kilkukrotnie, aż kichnął i smarkami ochlapał pobliską ławę.
Przeszło jej przez myśl, że jednak to były cholernie wielkie bestie z tych gosiowych psisk, może też potrzebowała sobie jakiegoś sprawić.
Z nieukrywaną satysfakcją, gdy prężyła się dzielnie i pięknie na wszystkie strony świata, wsłuchując się w jego lekko przydługi monolog, na który łaskawie udzieliła mu pozwolenia. Niemego i pewnie dla hrabiego nieistotnego, ale gdyby tylko na moment zacząłby przynudzać z desperacji przed zaśnięciem przeciągnęłaby dłoń po krochmalonych, ciężkich spodniach, może nawet wyzywająco użyłaby do tego paznokcia, przechodząc powoli w kierunku…
— … tak przekonująco dumnie, niczym doprawdy były jej własnością? — Och, czyli jednak prężenie się na coś się przydawało, zapisała sobie w myślach, żeby na przyszłość luźniej zaciskać sznurki górnej części koszuli. Może nawet pora zadbać, żeby mniej wypełniać je pochowanymi po zaciskanych na nich torbach zapasami. Miała już się wtrącić, ale Tezeusz wydawał się być zaabsorbowany swoją osobą, więc bez cienia skrupułów poszerzyła uśmiech i czekała na koniec spektaklu.
Wypiła dumnie toast, z radością przyjmując, że co prawda od dołu pewnie jak baba, ale za to pić już jak człowiek potrafił. A po nim ponownie zaczęła robić swoje.
— Teziu, ja po prostu naprawdę nie sądziłam, że jesteś aż taki kochany! — załkała głośno, stukając pięścią stół. Gdyby miała odrobinę mniej szacunku do siebie, to właśnie zalewałaby się teatralnie rzewnymi łzami, ale tymi wielokrotnie wyćwiczonymi, które ładnie podkreślają jej kości policzkowe i kolor jej oczu.
— Ja po prostu nie wiedziałam, że aż tak chcesz posłuchać o wszystkich moich miłostkach, widzisz, zaczęło się od takiego jednego majordomusa…. Wiesz, w kwestii twojego wieku, to miał dokładnie tyle samo lat. Dobre pięćdziesiąt parę, ale kto by tam liczył. — Mrugnęła zalotnie, przystawiając dłoń do skroni i drugą wachlując się pokracznie.
Strąciła zaraz przy tym oba kieliszki, krzycząc w powietrzu „Szczur”, na co zaraz zleciał się karczmarz, a za nim reszta zainteresowanych spektaklem. Widok wskakującej na stół i krzyczącej wniebogłosy kobiety nie pomagał w rozpędzeniu sensacji. Same Tezeusz wydawał się przez chwilę nagłą zmianą tempa sytuacji zdezorientowany, dlatego nie czekając, aż wrócą mężczyźnie zmysły, Cala zeskoczyła na ziemię, popychając przy okazji siedzącego wciąż wicehrabiego na podłogę.
Zaliczył co prawda niezbyt miły upadek na swoją rzyć, ale Cala obliczyła, że szansa, że popełni na jej morderstwo wynosi tylko jeden do dwóch, to co się będzie przejmować.
— Oj, Teziu, wiedziałam, że jesteś odrobinkę niezdarny, ale żeby aż tak? — spytała zaczepnie i zwiała w tę pędy, goniona okrzykami karczmarza z zapytaniami o rzekomego szkodnika i marudzeniem o zapłatę.
Zastanowiła się później, jak szybko Tezeusz znalazł w kieszeni swojego płaszcza pierścionek. Czy piesek zbytnio nie cierpiał, pozbawiony głaszczącej go ręki kobiety. Jak bardzo karczmarz zwyzywa ją, gdy wróci ponownie w tamte rejony się napić. Ale dni mijały, przyszła nawet wolnym rytmem czasu wiosna, aż poczuła się bezpieczna na tyle, żeby wypełznąć z ochronki, jaką dawała jej stajnia i sypialnia historyka.
Pytania wicehrabiego nie były nieprzyjemne i nie chodziło nawet o to, że były ciekawskie. Jednak było coś w tamtych oczach, co sprawiło, że poczuła gęsią skórę, że miała ochotę uciec, zawinąć manatki i zwiać również z gildii, gdzie pieprz rośnie.
Kilkukrotnie przeszło jej przez myśl spojrzenie sędziego. Pochmurne, znudzone i chłodne, ale jednocześnie tak łatwe do delikatnego pobudzenia, takiego, które wraca w ziemne poranki, nawiedza smętne poniedziałki i ratuje z wieczornego kaca. A potem zaczyna bawić się nowym dodatkiem, który dołączył kilka dni temu do łańcuszka na jej szyi, tuż obok zaczarowanej korony. Bada palcem fakturę wypolerowanego, ozdobnego klucza. Uważnie sprawdza każdą najmniejszą rysę, stuka w ozdobne zawijasy końcówki i podrzuca w dłoni dla sprawdzenia ciężaru. Myśli o kosztownościach, jakie zdążyła ukraść i ukryć w gildii. O wartości spojrzenia takiego ponurego, zapijaczonego w jej wyobrażeniach sędziego. O ciepłym dotyku Gosi wśród pachnącego siana. O przekomarzaniach z Cahirem pomiędzy posiłkami. O bezczelnym flirtowaniu z Cervanem, które mistrz gildii otwarcie ignorował. O uśmiechu aktorki, za którym podąża z zazdrosną, kąśliwą uwagą. O tym, że prawdziwe, porządne przygotowanie do ucieczki wymaga niezostawienia żadnych bezpańskich uczuć za sobą.
Nie tak to sobie wyobrażała. W końcu oczekiwała więcej niż żebrania o resztki uwagi. Samouświadomienie w tej kwestii niczego dla niej nie zmieniło, ale z każdym ukradkowym spojrzeniem w odbicie szyby, wypina się nieco bardziej, byle wyeksponować nowy dodatek. Uznała go w końcu za swoje zwycięstwo. Malutkie, bo to nadal nie stanowiło wymaganej przez nią deklaracji czegokolwiek. Wmówiła sobie jednak, że podarek oznaczał drobną, niemą obietnicę. A jeżeli Calitha potrzebowała czegokolwiek, to pewności, że będzie miała do czego i do kogo wrócić.
Z czasem przestała udawać, że nie widzi, jak jasnobrązowe oczy bacznie obserwują ją za każdym razem, gdy stuka nerwowo w naszyjnik. To jeszcze nic nie znaczy, powie i rzuci w niego poduszką. Tylko na tyle będzie ją stać. Nie będzie pamiętać wtedy ładnego, cierpkiego jak źle przyrządzony grzaniec, uśmiechu wicehrabiego, za którym w pogoń podąży ponownie, gdy znudzi się jej własna samotność.

&&&

Standardowo dziękujemy Tezeuszowi za wątek i za wytrzymanie z Calą. Niech mu bolesną dupę wino i złoto wynagrodzi,
ale Cala jeszcze sobie zwrócony pierścionek kiedyś odbije, jak już nabierze więcej ogłady w relacjach z prawem. ;)

1 komentarz:

  1. Również dziękujemy za wąteczek, Tezeusz już z niecierpliwością wypatruje, ażeby się z Calithą wdać w jakąś wielce poważną, prawną dyskusję! <3

    OdpowiedzUsuń