niedziela, 10 kwietnia 2022

Od Apolonii cd. Jamesa


Jamesie,
czytam Twój list raz po raz, przelatuję po nim swym spojrzeniem, studiuję słowa, załamuję głowę. Jesteś idiotą, idiotą, którego niezwykle cenię i cieszę się, że mam z nim możliwość prowadzenia korespondencji, ale nadal – idiotą. A to wszystko pomimo Twych naukowych stopni, pomimo lat nauki oraz doświadczania, pomimo przeżytego przez Ciebie życia. Cieszę się, że za radę jesteś wdzięczny, mam nadzieję również, że doceniasz wzbudzanie w Tobie emocji w pierwszym akapicie. Doceniam także troskę, doceń więc i moją, o tym jednak później.
Listu wykorzystanego jako podpałki Tobie nie daruję. Uważaj, bo specjalnie na Twoje życzenie pojawię się w Tirie znienacka, tak, byś nawet nie zorientował się, że list z biurka zniknął. Ach, jakże chciałabym dowiedzieć się, cóż w nim się skrywa, jakie słowa chciałbyś mi przekazać, a jednak zdecydowałeś się wstrzymać je jeszcze przed widowiskowym lotem!
Powtórzę się, powrócę do pierwszego akapitu – jesteś idiotą. Kliniki mi niepotrzebne, apteki również, nie potrzebuję środków zaradczych. Jestem całkowicie płodna, w tej kwestii także dziękuję za troskę. Zgaduj dalej, bo zauważam, że zagadka przypadła Tobie do gustu, Jamesie. Nie potrafisz jednak trafić w jej rozwiązanie, co, choć nadal dotyczy mojego bólu oraz przykrego doświadczenia, sprawia, że uśmiecham się pod nosem, parskam śmiechem, łamię swą głowę i zakrywam twarz w dłoniach. Twoja pomyłka jest karygodną i niewybaczalną, nie obawiaj się jednak, mam tendencję do przymykania oka na błędy i takiej wagi.
Tematu rodziny więcej na tę chwilę nie poruszam. Staram się wspierać Ciebie w Twoim bólu i wiedz, że doceniam Twój szczery uśmiech. Jeszcze niejedna, mam nadzieję, rozmowa przed nami, w której, gdy spojrzymy na swoje twarze, dowiemy się, co tak naprawdę kryło się za słowami przelanymi na papier. I zrozumiemy się oboje, przynajmniej ciut naiwnie w to wierzę.
Dziękuję pięknie, że nazwisko ocenzurowałeś, bo i pozwala to spojrzeć na całą sytuację z pewnej perspektywy, która już tak nie mierzwi, jest po raz pierwszy od dłuższego czasu wygodną. Pan A. nawet mu pasuje, niech więc będzie i Panem A. Zważam na Twoje słowa, dziwią mnie one odrobinę i zastanawiają, zwłaszcza obietnice z pokryciem. Czekam cierpliwie, co przyniesie czas, obawiam się trochę, nie zaprzeczam. Mam nadzieję, że nie folgowałeś sobie, ani nie posunąłeś się do czegoś głupiego. Pytanie, czy i ja tego nie robię, zdradzając tak wiele w tych listach, czyniąc z Ciebie powiernika mych niektórych, mniej ważnych, ale jednak, sekretów. Cóż, trudno, zdarza się, raz się w końcu żyje, a przyznaję, siadanie do nich, zamaczanie pióra w atramencie i dbanie o to, by w ani jednym miejscu nie pojawił się kleks, sprawia mi niemałą przyjemność.
Zazdrość to złowroga kwestia, przyznaję. Nie jestem więc zazdrosną, tę absurdalną sugestię zbywam z przymrużonym okiem, Jamesie, choć martwi mnie, że dekolt w tym konkretnym przypadku nie jest jedynym argumentem rozsądzającym tę sprawę. Martwi, bo świadczy o większej ilości przywar w mej personie i choć jestem ich świadoma, choć przywara to całkowicie ludzka sprawa, tak jej świadomość zawsze bolała, boli i boleć będzie. Mówi o brakach, a nikt nie przepada za byciem wybrakowanym.
Weryfikacja debiutantek to kwestia niezwykle ekscytująca, Jamesie, stwierdzam to z pewną dozą przykrości i zażenowania własną osobą. Cóż jednak począć, gdy ta tradycja zawiera w sobie tyle zawiłych zasad, rytuałów i zwyczajów, że przyglądanie się im jest po prostu interesującą rozrywką, trudną do rozgryzienia grą, w której każdy szczegół ma znaczenie. To niezwykłe przedstawienie, a ja, będąc w nim widzem, a nie aktorką, chłonę je z przyjemnością.
Bale bywają przyjemne. Na myśl przychodzi mi ten jeden, konkretny, podczas którego dane nam było zapalić na balkonie.
O mojej drogiej przyjaciółce, Pani Małgorzacie, racz nie wspominać. Mam nadzieję, że wiedzie jej się dobrze, ślę buziaki i całusy, przekornie życzę gromadki wesołych dzieci. Cieszę się, że poplotkowaliście, raduję się, że sprawiło Ci to przyjemność, bo mało jest o Twojej przyjemności w odczytywanych przeze mnie listach. W słowach, które do mnie docierają, więcej goryczy oraz zmutku. Za bycie plotkarą nigdy bym jednak Ciebie, Jamesie, nie posądzała. Czekam, aż dane mi będzie to zjawisko w Twoim wydaniu zaobserwować, chętnie dowiem się, o kim wyście tam tak na pewno przeokropnie i nieelegancko folgowali.
Wy, czarodzieje, przepraszam, że posługuję się uogólnieniem, macie zwyczaj w nielubowaniu się w zmianach. Nie wiem, skąd to wynika, ten pewien rodzaj zacietrzewienia i, och, Jamesie, wybacz mi, bo urazy w mych słowach do Ciebie żadnej, zdziadzienia, które są w pewien sposób urokliwe, bo u magów ujawniają się poprzez konkretne formy zachowań, przekonań i właśnie – obawy przed zmianą. Ludzka sprawa, a jednak u czarodziejów wydaje się ona w jakiś niewysławialny sposób pogłębiona.
Czekam na opowieść o artyście, a w kwestii ślubnej papeterii bardzo chętnie Ciebie wspomogę. Gustu estetycznego chyba mi nie zaprzeczysz. Cieszy to, że się martwisz. W końcu to całkowicie ludzki odruch, całkowicie ojcowski odruch, Panie Hopecraft. Gdyby sprawa malowała się wręcz przeciwnie, wtedy uważałabym się za zaniepokojoną.
Skąd niechęć do wybranka Twojej niezależnej córki, Jamesie, jeżeli mogę o to zapytać? Czy to kwestia przekazania jej w ręce drugiego mężczyzny, czy wynika to jednak z jakichś konkretnych informacji, spraw, które do Twoich uszu docierają?
Nie wariuj, błagam Cię, Jamesie Hopecrafcie, nie wariuj, bo wtedy zwariowani będziemy oboje. Dwóch szaleńców w jednej korespondencji to za wiele, by wyszło coś z tego dobrego. Pamiętaj o oddychaniu. Życzę owocnych rozważań, zgodnie z prośbą, zarazem ponawiam swe błaganie sprzed zdania.
To troska, Jamesie. Troska. Ufam, ale się martwię. To kolejny z mych ludzkich odruchów, przywar, wad, zwij, jak chcesz.
Ja po kostki, próbując Ciebie z bagna wyciągnąć, choć wyciąganie ludzi z bagna, gdy już się w nim znajduje, kończy się tragedią,
pol
a


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz