czwartek, 14 kwietnia 2022

Od Adonisa cd Apolonii


Uspokoił się już, naprawdę się uspokoił, pozwolił mięśniom, by rozluźniły się pod skórą, rozgościł się w wątpliwie wygodnym siedzeniu i podziwiał miejski krajobraz. Eleganckie kamienice, względnie utrzymaną kostkę brukową, eleganckie kobiety w eleganckich sukniach i dumnych mężczyzn, którzy kiwali się jak pingwiny, i kłaniali się pięknym paniom. Oczywiście równie elegancko, bo w stolicy nie było miejsca na odstępstwa od normy. Nie, gdy wszyscy patrzyli, plotki śmigały między mieszkańcami, jak irytujące owady, a niepochlebne słowo zawsze odnajdywało drogę na powierzchnię i pozostawiało po sobie niewiarygodny niesmak. 
W całym tym wielkomiejskim tłoku zawsze przypatrywał się z niezwykłym zainteresowaniem. Nie uwielbiał go, nie pragnął do niego dołączyć, wsiąknąć w to towarzystwo, do którego kompletnie nie pasował. Prędzej traktował to jako pewnego rodzaju rozrywkę, teatr, a może prędzej i kabaret, który mógł rozważać, szukać powiązań i zastanawiać się, dlaczego konkretne wydarzenia doprowadziły do konkretnych wyników. Dlaczego zaręczenie się jakiegoś hrabi, doprowadziło do upadku saloniku dla dżentelmenów? Czy pierwszy taniec na balu u prezesowej miał jakiś wpływ na rynek i ceny bursztynu? Pytań było wiele, odpowiedzi jeszcze więcej, a każda kolejna miała w sobie jeszcze mniej prawdy i argumentów, którymi mogłaby się podeprzeć. Niekoniecznie przywiązywał do tego większe znaczenie, zważając na to, że tak ważne sprawy sięgały poza jego kompetencje, czy samo pole, w którym mógł się obracać i działać bez problemu, dlatego jedynie cieszył oko i ucho, a czasem nawet śmiał się pod nosem, bo to wszystko było przecież tak absurdalnie głupie i trywialne.
Chociaż sam zdołał już wytrzeźwieć i uspokoić zmysły na tyle, by nie oddychać tak ciężko, jakby dopiero co przebył maraton, tak w samej klitce na kółkach, dalej było gęsto, bardzo ciepło i odrobinę nerwowo. Wszystko powodem Apolonii, która teraz dla odmiany piorunowała go wzrokiem, bo najwyraźniej pejzaże, które oglądała codziennie, już jej się znudziły. Miał jedynie nadzieję, że woźnica nie doświadczał tej wątpliwej przyjemności, jaką było wysłuchiwanie dwóch żrących się dorosłych. 
A gdy kobieta ponownie otwiera usta, ponownie w dziwnym wyrzucie i gdy Adonis przypomina sobie jej delikatny, ale jakże stanowczy dotyk na własnej twarzy, dochodzi do prędkiego wniosku, że będzie to naprawdę wyboista i ciekawa znajomość. Oczywiście o ile nie zdołają się nawzajem pozabijać w drodze do gildii. 
Z jednej strony bardzo się cieszy, z drugiej okrutnie żałuje, że Tavettiego nie udało się wysłać na to zlecenie, ile czasu, nerwów i zdrowia psychicznego by zaoszczędził. Ile myśli spokojnych i nocy przespanych, o czym miał się dowiedzieć dopiero w niedalekiej przyszłości, by mu to zachowało. 
Adonis wzdycha ciężko, bo jest zmęczony, bo nie ma siły, bo już zostawił to za sobą i wolał tego nie roztrząsać, bo powiedział, co chciał powiedzieć i nie widział sensu w kontynuowaniu. Ale kobieta była dociekliwa i najwyraźniej miała zamiar lizać swoim szorstkim językiem rany do momentu, kiedy znowu nie zaczną krwawić. Nie patrzy na nią i nie odpowiada przez chwilę, do momentu, gdy ta nie chrząka, najwyraźniej bardzo obruszona zachowaniem współtowarzysza wyprawy. Zerka na nią w końcu, przygląda się kosmykowi, który uciekł jej zza ucha i teraz podskakiwał rytmicznie wraz z ruchem powozu. Uznał to za całkiem uroczą właściwą przypadłość włosów kręconych i chociaż chciał dłużej się na nim skupić, nie mógł, gdy dwa złote punkty wbijały się w niego z tak bezczelną namiętnością. 
Przez chwilę przyglądał się kołnierzykowi jej koszuli, wyraźnie zaznaczonym obojczykom, jego rozkojarzenie nie trwa jednak długo, musi w końcu wrócić do pięknej, choć wygiętej w wyjątkowo brzydkim grymasie, twarzy. Odpowiada na to uśmiechem, trochę przekornym, trochę wymuszonym i składa ręce na własnych udach. 
— Czy to ważne? Wstałem lewą nogą, nie posłodziłem herbaty, bo nie wiedziałem, gdzie jest cukier, a może zwyczajnie nie podobał mi się kolor pani spodni. — Cmoka, odrobinę papugując gesty Apolonii i nachyla się w jej kierunku, przechylając głowę. — Nie ma to najmniejszego znaczenia, szanowna Apolonio, najważniejsze, że już czuję się całkiem przyzwoicie, pani może też powinna, bo nie widzi mi się spędzenie kilku kolejnych dni na kłótniach, czy innych przepychankach. 
Wozem nagle coś miota, z lewa na prawo, a pod wpływem nagłego szarpnięcia, twarz Adonisa, a co za tym idzie, jego usta, nagle znajdują się zbyt blisko policzka pani Apolonii, która również nie pominięto, bo podskoczyła w miejscu. Jedyne co ich uratowało, to męska dłoń, która nagle znalazła podparcie na siedzeniu pomiędzy nimi i powstrzymała mężczyznę przed wylądowaniem całym ciałem na biednej, kobiecej sylwetce. Przez chwilę utyka w tej niekomfortowej pozycji, zamierając pod uczuciem jej oddechu i dzikością tęczówek i może zostałby tak chwilę dłużej, gdyby niefortunność ich obecnej sytuacji. Dlatego odsunął się, chrząknął cicho pod nosem i wyprostował się, byle spojrzeć przed siebie i za żadne skarby świata na panią Pole, której niesforny lok dalej podskakuje zawadiacko przy policzku, który kilka chwil temu prawie objął w swoje władanie.
Prawie. Słowo klucz. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz