sobota, 23 kwietnia 2022

Od Tadeusza cd. Isidoro

𝔗
Dwójka magicznych osobistości pochylała się nad biednym chłopcem, teraz leżącym plackiem na ziemi. Isidoro padł tak jak stał, miękki błysk światła kołysał się teraz nad nim, będąc podtrzymywanym w powietrzu przez równie lekko kołyszącą się dłoń pana Rosewooda. W tym samym czasie Softmantle ukucnął, choć daleko nie miał, ku Isidoro, obślizgłym łapskiem sprawdził gorączkę, stan, jak miał nadzieję, nierozbitej głowy, jak i reakcję tęczówek na światło.
Wszystko w należytym porządku.
— Nie widział… trupa? — zapytał górujący nad nim czarodziej, poprawiając swoje okulary. Błysk stracił równowagę, opadł łukiem ku podłodze, by zatrzymać się tuż nad twarzą chłopca. Szczęśliwie przytrzymany nad nią Tadeuszowym pstryknięciem.
W innym przypadku Isidoro mógłby skończyć z osmalonym nosem. Softmantle prychnął, posłał kulę wyżej, nadał jej odpowiedniej objętości, by, prócz skupiania się nad nieprzytomnym gildyjczykiem, móc również obejrzeć dokładniej całe pomieszczenie. Promienie miękko muskały faktury i struktury, promyczki skracały się, wydłużały. Kula przypominała prędzej słońcę lub gwiazdę, niźli światło uwięzione w kulistym szkle. Nie dostosowywało się do formy, do naczynia. Walczyło z nim, chcąc choć przez chwilę poczuć wolność.
— Takiego prawdopodobnie nigdy — odpowiedział w końcu eksrektor, powstając z kucków. Powoli podszedł do ciała i do, cóż, leżącej nieopodal głowy. Przekręcił ją delikatnie na bok czubkiem idealnie wypastowanego buta. — Porządne cięcie.
— Gładkie — potwierdził jego obserwacje pan Rosewood, pokiwał głową, zerknął w lewo, zerknął w prawo.
— Patrz, nie ma nawet krwi. Gdyby to zszyć i później…
— Panie Softmantle, przepraszam za dociekliwość, ale czy pańskie żabie fizis nie wynika właśnie z eksperymentów tego rodzaju?
Żaba podskoczyła, uniosła się, zrobiła się dwa, a może i trzy razy większa. Nabrzmiały ramiona, czoło zmarszczyło się zupełnie nie po płaziemu i nawet te okrągłe poliki, których Tadeusz nienawidził pompować, uważając to za przejaw marnej zwierzęcości oraz zupełnego braku kontroli nad żabimi instynktami, nabrały w siebie powietrze. Zarechotał, zaburczał, zakumkał, brakowało tylko, by obślizgły, różowy jęzor gwałtem zdjął okulary z czyjegoś, tu konkretnego, przemądrzałego, lekko garbatego nosa.
Nosa, który najwidoczniej po Stefanie został odziedziczony.
— Panie Rosewood, pańska bezczelność jest…
— Na uniwersytecie jest wiele teorii na temat pańskiego niepowodzenia — przerwał Tadeuszowi w połowie zdania mężczyzna, uśmiechnął się. Brzydko, to też najwidoczniej przekazał mu Stefan, który swym uśmiechem ukazującym dziąsła żadnej panny czy pana nigdy nie mógł zachwycić. — Ja jestem jednak zdania, że pomyłka wynikała z pańskiej niekompet… 
— Dość! — ryknął Tadeusz, kula światła rozżarzyła się mocniej, sukna trzepnęły, krzesła zatrzeszczały. Kilka osób, które najwidoczniej zdecydowało się czym prędzej opuścić pomieszczenie, zatrzymało się w połowie kroku. Metaliczny posmak dźwięku, demonicznego ryku nadal błąkał się po ustach, po wnętrzach policzków, dzwoniło o zęby. — Panie Rosewood, nie będę tolerować żadnych pomówień, na pewno nie wtedy, gdy tuż obok nas — tu zerknął przelotnie na pozbawione głowy ciało — popełniono morderstwo. Jako przedstawiciel Gildii Kisaan Viikset wydaję panu, jako przedstawicielowi ludzkości, polecenie. Wydaję je również jako eksrektor Defrosiańskiego Uniwersytetu Magicznego. Jako czarodziej, pomimo opuszczonego przeze mnie stanowiska, nadal wymagane jest od pana podporządkowanie się. — Rosewood zmarszczył czoło, podniósł brew jeszcze nie do końca rozumiejąc, co czeka go za moment. Okulary zjechały mu odrobinę z nosa. — Dopilnuje pan, by nikt ze znajdujących się osób w pomieszczeniu nie ważył się go opuścić. Nawet jedną stopą. Jeżeli ktoś uciekł w popłochu, proszę go czym prędzej sprowadzić z powrotem. Gdyby ktoś chciał wyjść, przywiązać do krzesła. Gdyby ktoś musiał udać się za potrzebą, cóż — teraz zerknął ku stojącym w kątach pomieszczenia wazony — nie ma innego wyboru.
Mężczyzna westchnął ciężko, uniósł dłoń. Przekręcił nadgarstek.
Drzwi zostały zaryglowane.
— Ale na początku wypuści mnie pan z nieprzytomnym!
Zamki trzasnęły ponownie.

— Turniej więc, podsumowując, jest wstrzymany, a wszyscy świadkowie zdarzenia, prócz nas, przetrzymywani są z tym nieszczęsnym ciałem i jego głową, o ile nikt go jeszcze nie posprzątał — prychnął Tadeusz, rozkładając się ciut wygodniej na krześle stojącym tuż obok leżanki Isidoro. — Że komuś chciało się kogoś mordować, ja nie rozumiem, ludzie utracili możliwość racjonalnego rozwiązywania problemów, przysięgam, idio…
Ciągnący się od dłuższego czasu monolog pana Softmantle’a przerwało skrzypnięcie drzwi oraz wtargnięcie do pomieszczenia osobistości z okularami na nosach.
— Obudził się? — Pan Rosewood przy swym wejściu zrezygnował z kurtuazyjnego przywitania się, zamiast tego w kilku susach stał już przy leżance.
— Jak widać — mruknął Tadeusz, uważnie obserwując biednego Isidoro, który, prawdopodobnie nadal będąc w szoku całym zajściem, jak i przez niedyspozycję swojego ciała, teraz rozglądał się po pomieszczeniu niby zwierzę zagonione w ślepy zaułek. W lewo, w prawo, przestraszone, spanikowane spojrzenie przeskakiwało to na żabę, to na okularnika. — Trochę dramatyzuje, ale pewnie mu to przejdzie.
— Ja nie…
— Dramatyzujesz, Isidoro. Jak każdy, komu nie udała się jego życiowa sztuczka — oświadczył Tadeusz, w tonie głosu kryło się nie znudzenie, nie pogarda, nawet nie buta, a czysty chłód. — Też dramatyzowałem.
I też miałem się nie mylić, dopowiedziała żaba już tylko we własnych myślach, choć porozumiewawcze spojrzenie pomiędzy panem Rosewoodem a nim całkowicie wystarczało, by odczytać w ciężkiej atmosferze słowa niewypowiedziane.
— Rozumiem. — Czarodziej ponownie przeniósł swe spojrzenie na D’Arienzo. — Emil Bastian Rosewood. Niezwykle miło mi was poznać. Już oficjalnie. — Skłonił się nisko i usłużnie. Okulary prawie spadły mu z nosa, prędko przytrzymał je jednak swym niezbyt prostym palcem. — Zgodnie z pańskim poleceniem, panie Softmantle, wszyscy świadkowie zdarzenia znajdują się na sali. Ciało z niej wyniesiono, wiem, gdzie się znajduje, jeżeli chciałby je pan uważniej obejrzeć. Oczywiście organizatorzy całego turnieju są już powiadomieni, a władze miejskie sprawują nadzór nad wszystkimi działaniami w tej kwestii. Rozumiecie, to jednak…
— Sprawa jest niezwykle delikatna — zakończyli z Tadeuszem wspólnie.
A mógł grać w szachy z Balthazarem i mieć święty spokój.

𝔗

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz