wtorek, 19 kwietnia 2022

Od Mefistofelesa cd. Aries


— Mefistofelesie, na miłości boskie.
— Tadeuszu, wybacz, ale z religiami nigdy nie było mi po drodze. Jak sądzę, tobie jako człowi… — Mefistofeles zawahał się, zmarszczył i tak już pomarszczone czoło. Westchnął, przestąpił z nogi na nogę. — Żabie nauki również. Jestem więc szczerze zdziwiony, że powołujesz się na…
— Mefistofelesie! — żaba zarechotała ponownie, uniosła się ze swojego nad wyraz wygodnego fotela, który do gildyjnej lecznicy trafił wcale nie przypadkiem; bowiem uprzykrzający się gildyjczykom eksrektor narzekający na swój żabi zad nikomu nie był w smak i czym prędzej należało mu zapewnić odpowiedni fotel, by ten ucichł chociaż w tej jednej sprawie raz na zawsze. — Nie o religiach tu się toczy rozmowa, zresztą, wyobraź sobie, że i ludzie uczeni potrafią poszukiwać wsparcia pod, powiedzmy, postacią Asaima. — Mefistofeles prychnął głośno, trochę prześmiewczo, trochę z politowaniem, doskonale przecież wiedząc, że poszukiwanie wsparcia w postaciach bogów zazwyczaj miało nadzwyczaj polityczne konotacje. — Wracając…
— Tadeuszu, powtórzę się, przykro mi, ale błony lotnej flederów nie ma stanie i podejrzewam, że dopóki nie zawiążemy kontraktu z jakimś łowcą stworzeń powszechnie uznawanych za potworne — tu dreszcz przemknął się po wampirzym kręgosłupie, Mefistofeles jednak zbytnio się nie przejął i zamiast tego w szerokim uśmiechu pokazał ostre kły — to nigdy się ich nie doczekamy. Jednakże, z tego co mi wiadomo, odpowiednim zamiennikiem do maści mogą okazać się jednak płatki zimejki, jeżeli chcesz, mogę skonsultować się z Martą i zapytać, czy mamy owe na sta…
Odpowiedziało mu głośne trzaśnięcie drzwi, wyjątkowo ekscesywne, jakoby mające podkreślić irytację pana Softmantle’a całym dniem. Wampir wzruszył ramionami, zdążywszy już się przyzwyczaić do wybryków Tadeusza wynikających z kompletnego braku cierpliwości oraz nadętości żaby, po czym, stwierdziwszy, że i on może przecież korzystać z dobroci gildyjnej lecznicy, dumnie zasiadł na wygodnym fotelu. Przerzucił nogę przez nogę, pochylił się trochę nad biurkiem, chcąc podkreślić wagę całego obrazka splótł nawet długie palce na uniesionym lekko kolanie. I wyjątkowo się nie garbił.
Przejrzał rozrzucone przez Tadeusza dokumenty. Wyjrzał przez okno. Uzupełnił stan maści, lekarstw, sprawdził obecność bandaży, zerknął także do ukrytych w słoikach pijawek, upewniając się, że jeszcze do czegoś się nadają. Tu podszedł, tam się zatrzymał, tu zerknął, tam spojrzał, może i ciesząc się, że w gabinecie nie ma ruchu – oznaczało to w końcu, że każdy jest zdrowy, że wszyscy cieszą się doskonale funkcjonującymi ciałami i nikt, ale to nikt nie odczuwa bólu.
Nagły swąd krwi połaskotał nos, Mefistofeles kichnął. Nim usłyszał pukanie, już wiedział, nim otworzono drzwi, przemieniwszy się wcześniej w mgłę, zasiadł elegancko do biurka, oczekując i w myślach przeklinając, że a i owszem, wykrakał. O krukach wspominając, Baltazara i Archibalda nie widział od dwóch dni. Prawdopodobnie towarzyszyli Billy’emu.
Krwawiącą ręka gildyjnej kartografki wyglądała wyjątkowo smacznie, Mefistofeles jednak od dawien dawna nie był głodnym. Wziąwszy delikatnie jej dłoń w swoją, nawet się nie wzdrygnął. Westchnął ciężko, prosto z martwych płuc, pozbywając się z ciała całego powietrza.
— Będzie do szycia — mruknął i do siebie, i do niej. Kątem oka zahaczył o leżące w kącie psisko. — Rozumiem, że prowodyr całej sytuacji jest niezwykle zawstydzony?
Shio burknęła cichutko, pisnęła i machnęła ogonem. Mefistofeles uśmiechnął się z zaciśniętymi ustami, pokręcił głową. Podszedł do jednej z półek, wyciągnął narzędzia.
— Spokojnie. Do wesela się zagoi, a do tego nawet i wesele potrzebne nie będzie — oświadczył wesoło, siadając przy Aries. — Wystarczą tylko — zmrużył oczy, przyjrzał się lepiej ranie — obstawiam, trzy tygodnie. Dwa, jeżeli rany goją się na tobie jak na psach. Trzydzieści minut, może godzinkę, jeżeli byłabyś mną, ale obawiam się, że w takiej sytuacji nigdy byś się tu nie pojawiła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz