niedziela, 10 kwietnia 2022

Od Małgorzaty cd. Hugona

Mój drogi przyjacielu,
wybacz długi okres milczenia z mojej strony, pewne sprawy poszły nie po mojej myśli.
Od razu cieplej mi na sercu, kiedy czytam, że ucieszyło Cię coś tak błahego jak list, zwłaszcza, że nie uważam się za wybitną pisarkę. Tej formy używam rzadko, zwłaszcza w jakimś dłuższym wydaniu. Zawsze lepiej dogadywałam się z kimś twarzą w twarz i naprawdę liczę na to, że już niebawem będzie nam dane się spotkać.
Faktycznie, pomieszczenie w którym przyszło Ci ostatnio spędzać znaczną część czasu nie brzmi jak coś wybitnie przyjemnego. Choć bywałam w więzieniach nie raz i nie dwa, to nigdy nie po to, by odbyć w nich karę. Obcym jest mi zatem uczucie tej specyficznej ciasnoty i szarej pustki o której mi piszesz, a której szczerze Ci współczuję. Niewiele mogę zdziałać będąc tak daleko, ale z miłą chęcią opiszę Ci mój widok. Chciałabym, żeby pozwolił Ci chociaż na chwilę uwolnić się z ciasnej celi i przenieść tutaj, na wybrzeże. Do mnie.
Widzisz Hugo, siedzę na dachu rybackiej chaty, wiatr bardzo stara się wyrwać mi kawałek papieru na którym kreślę słowa do Ciebie, ale dzielnie się nie daję. Ołówek świeżo zaostrzyłam, mam nadzieję, że uda mi się na końcu dorysować coś, co choć w połowie będzie wyglądało jak ryba – zdolności plastycznych u mnie za grosz, jak sam zresztą pamiętasz. Powietrze pachnie specyficznie: nagrzanym piaskiem, rybami i wodą, na spierzchniętych wargach osadza się sól. Nie jest ani gorąco, ani zbyt chłodno, określiłabym aurę jako przyjemną, choć taki stan rzeczy utrzyma się jeszcze parę godzin, nim słońce usadowi się w zenicie. Wtedy, mój drogi, będę marzyć o nagłej teleportacji do Obarii.
Plaże są tutaj dość dzikie i nieuczęszczane, nie znajdziesz na niej śladów ingerencji ludzkiej dłoni. W białym piasku łatwo doszukać się muszli i oszlifowanych przez morze kamieni. Są też patyki, całkiem ich sporo w zasadzie, i wodorosty. Woda jest czysta jak kryształ, przyjemna w odbiorze, choć przyznam, że nie korzystałam z kąpieli w morzu zbyt często. Samemu to nie to samo.
Po błękitnej tafli kursują niewielkie rybackie łódki, wiatr niesie echo krzyków i nawoływań, złapane ryby mienią się w sieciach jak żywe srebro. Od czasu do czasu w tle widać większą jednostkę; trójmasztowe, dumne galeony przewożące – jak podejrzewam – cukier i drogie tkaniny lub zwrotne fregaty w towarzystwie licznych pinasów zgodnie pilnujące wodnych szlaków przed pirackimi napadami. Raz na jakiś czas ponad tafle wybija się większa ryba, ale nie znam się, nie wskażę, który to gatunek. Na wybrzeżu kłębią się mewy, skrzeczą całymi stadami, zaglądają ludziom w okna, czasem coś podkradną.
Mimo braku czasu, śledzę Twoją sprawę Hugo, jestem z nią na bieżąco. Doszły mnie słuchy o ucieczce Marcusa – ale wydaje mi się, że to tylko było czynnikiem poprawiającym Twoją sytuację. Nie znam niestety szczegółów, moja wiedza nie sięga tak daleko. Znałeś go lepiej, zapewne domyślasz się co nim kierowało.
Słyszałam o ucieczce, słyszałam także o złożonej w Twoim imieniu apelacji. To bardzo dobry ruch, ktokolwiek Cię broni, musi mieć łeb na karku. Kiedy dowiedziałam się o pierwszym wyroku Apelacja kupi Ci czas na przygotowanie ulepszonych wyjaśnień, nowy skład sądu może spojrzeć na wszystko przychylniej, zwłaszcza, kiedy pod uwagę weźmie się ucieczkę Twojego byłego kolegi.
Zajmę się kapliczką, kiedy tylko znajdę się w Obarii, masz moje słowo, Hugo.
Trzymaj się ciepło i pomyśl o naszym następnym spotkaniu, to na pewno lepsze niż rozmyślanie nad sprawą.
Szelma


Małgorzata niedbałym ruchem odrzuciła ołówek na bok, strzeliła nadgarstkiem. Przez nieszczelne okno wdarł się przeciągły świst, a wraz z nim parę płatków śniegu. Powiodła zmęczonym spojrzeniem w tamtym kierunku, ale nie miała sił, by ruszyć się z krzesła i docisnąć kawałek szmaty do drewnianej ramy. Zamiast tego – odchyliła się w krześle, zarzuciła nogi na blat i skrzyżowała w kostkach. Przez plecy przebiegł jej dreszcz. W Obarii było zajebiście zimno.
― Opowiem ci o tym, Hugo ― mruknęła sama do siebie, w pogrążonej w półmroku izbie nie było nikogo innego. Światło świecy kładło się chaotycznie, targane wdzierającym się wiatrem. Miała wrażenie, że zamarzły jej dłonie i czubek nosa. ― Kiedyś na pewno ci o tym wszystkim opowiem.
Krzesło skrzypnęło, kiedy odchyliła się na nim mocniej, wysłużone drewno nóżek groziło katastrofą. Małgorzata przyglądała się w milczeniu zawiniątku spoczywającym na jej biurku. Dokumenty i zarodniki, zgodnie z życzeniem. Co powinna zrobić w następnej kolejności? Przeniosła spojrzenie na starannie rozłożone na sienniku sztylety i noże. Jeśli będzie trzeba, Himmersona też się pozbędzie, tak jak tamtego szlachcica.
Przez nieszczelne okno ze świstem wdarło się powietrze. Pachniało mrozem i niepokojem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz