sobota, 9 kwietnia 2022

Od Calithy, CD. Małgorzaty

Zdecydowanie jej tego brakowała. Ciepła drugiej osoby, wyzywającego spojrzenia i oczu, które błądziły z zainteresowaniem po ciele. Nie było to najbardziej wymagające od niej zajęcie, gdy z rosnącą satysfakcją i nieskrywanym rozbawieniem bawiła się formą swojej towarzyszki. Calitha słynęła w końcu ze swoich zręcznych palców i giętkiego języka, a takie instrumenty rzemieślnika, w jej przypadku mogła się nawet pochełpić tytułem sztukmistrza, bywały równie przydatne i w tych bardziej przyziemnych sferach życia.
― Gosieńko, nawet nie wiesz, jaką przyjemność sprawiasz mi nadążaniem za mną ― załkała scenicznie, niby wierzchem dłoni ocierając łzę, ale jednocześnie zaciągając paznokciem kosmyk włosów kobiety. ― Człowiek czeka, szuka, a tu takie skarby pod nosem los mu rzuca.
Były miękkie, przyjemne w dotyku i nawet widok psiej sierści na ubraniach jadowniczki fascynował fałszerkę. A może po prostu miała fetysz gryzienia, za który zresztą gorąco planowała się odwdzięczyć. Jedno i drugie pewnie znacząco wpływało na jej osąd. Zakręciła łagodnie biodrami najpierw jedną, później w drugą stronę, z rozkoszą obławiając się w ciasność między ich ciałami niby dostrzegalne na horyzoncie zwycięstwo.
― Och, zdecydowanie spróbujemy czegoś z moich stron. Ostały mi się jakieś resztki, a kradzież cudzych koszul wymaga odpowiedniego przyświętowania, nie sądzisz? ― zamruczała gardłowo, okręcając delikatnie głowę, żeby móc zerknąć na drzwi stajni. ― Zrobię ci słodycz z najkwaśniejszych cytrusów i pokażę, jak poprawnie spija się sól z blatu ― kontynuowała miarowo, obserwując uważnie utoczenie, żeby z lekką agresją wystrzelić przed siebie i przegryźć na moment koniuszek ucha niższej kobiety. ― A może i nawet i jak sobie zasłużysz, to zademonstruję na dużo przyjemniejszym modelu niż drewniany mebel.
Wiatr zawył przeciągliwie, wdzierając się do środka przez szpary w źle ułożonych deskach. Zrobiło się dosłownie na moment nieco chłodniej, a Cala miała wrażenie, że mimo widocznego na niebie słońca i więcej gwiazd roziskrzyło się niespodziewanie. Machnęła wobec tego dłonią za plecami Małgorzaty, zaraz używając tej samej ręki do zanurzenia palców we wnętrzu jej koszuli, którą z premedytacją rozpinała w trakcie tańca. Szorstkie od pracy palce natrafiły na lekką, miękką skórę pleców kobiety, głaszcząc ją rytmicznie w rytm szeptanej melodii kolejnych dźwięcznych półsłówek.
Liczyła, że Billy rozumie aluzje i sam znajdzie powrotną drogę do kurnika, ale wydawał się zrozumieć nieme polecenie, żeby tym razem jej nie przeszkadzał.
― Każdą, moja droga, świat w końcu stoi przed nami otworem ― rzuciła w nawiązaniu do koszuli. ― Jamesowych nie polecam, nie ma satysfakcji, gdy oddaje je prawie za darmo, byle poprosić. Nikolaia mi szkoda, bo za ładne, a chcę się pochwalić samą zdobyczą, a nie jedynie jej pięknem. ― Zastanowiła się przez moment, wymieniając w myślach, komu by w sumie jeszcze chciała coś świsnąć. ― Xavier? Adonis? Och, Cervan, pan kamienne oblicze, jego sypialnię zdecydowanie musimy zaliczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz