piątek, 15 kwietnia 2022

Od Calithy, CD. Asy

Ponieważ miała wystarczająco doświadczenia z dorastającymi dziećmi, którym wydawało się, że są już dorośli, nie skomentowała zachowania Asy. Nie teraz. Godność należało szturchać, gdy przychodziła do tego najbardziej odpowiednia pora, a teraz nie mogła pozwolić sobie ulec takiemu cudownemu rozbawieniu. Nawet jeżeli kąciki jej ust same powędrowały do góry. Poczochrała wobec tego włosy Billy`ego, który wpatrywał się z zachwytem w plecy oddalającego się chłopca i pouczyła go, żeby zbyt dużo na zimnie nie siedział.
Dogoniła Asę i zgodnie ze swoim zwyczajem zaczęła szczebiotać. Mówiła o wszystkim i niczym, marudząc na wszystkie strony, komentując każdy element otaczającej ich przyrody, sprzedając historie i ploteczki na temat wewnętrznych porachunków w gildii. Mogła straszyć przy tym niemożliwą liczbę zwierzyny, ale i tak nie spodziewała się czegoś wielkiego do złowienia, nie, gdy ciężki śnieg utrudniał wędrówkę, a oni znajdowali się tak blisko ludzkich zabudowań. Bliskość wsi i gildii powinna odstraszyć praktycznie wszystkie zwierzęta, ale liczyła, że przynajmniej pozostawia sidła na króliki albo kaczki, jakby doszli do rzeki. Ewentualnie mogliby rozbić obozowisko pomniejsze i powędkować z patyka, sznurka i odrobiny szynki, którą trzymała za pazuchą owiniętą w woskowy papier.
Nie byłaby jednak sobą, gdyby trochę nie spróbowała wlać chłopakowi oleju do głowy. Może to nie były aż tak zaawansowane porzekadła, ale wracała wspomnieniami do pierwszych razów, gdy sama uczyła się polować.
— Mam nadzieję — mruknęła pod nosem, wpatrując się w oddalonego od nich o dobre kilkanaście metrów odyńca.
Odległość nie działała na ich korzyść. Przestraszone zwierzę potrafiło bez problemu przedrzeć się przez największe zarośla w sekundę, aktualny okres huczki pewnie też ich sytuacji nie sprzyjał. Zresztą, tam gdzie jeden dzik, tam zaraz znajdowała się jego wataha, chociaż samce rzadko przyłączały się do grup. Postawne szable w ramach kłów też nie zachęcały.
Nie wiedziała, czy ryzykować. Gdyby była sama, cieszyłaby się jak głupia, ale zerknęła na kucającego obok niej chłopca i jeszcze raz przeniosła wzrok na odyńca. Odchylił nieco łeb i zrobił kilka kroków w bok.
Kulał, a śnieg w jego pobliżu zabarwił się krwią. Zamrugała ze zdziwieniem. Wyglądało na to, że ich przyszła kolacja przeszła już tego dnia bój, patrząc po ranach widocznych po jego odwróceniu się na bok, musiał dostać wciry od innego samca w trakcie bitki o lochę. Nasłuchiwali przez kilka minut, ale wiatr niósł jedynie coraz mocniejszy zapach krwi. Nie wyglądało na to, żeby w pobliżu znajdowało się więcej dzików.
Zaryzykowała. Wskazała Asie bezpieczne miejsce, nieco bardziej na uboczu, w pobliżu rozłożystych drzew, których gałęzie wydawały się w miarę stabilne, a przede wszystkim ich ułożenie wydawało się łatwe do wspinaczki. Chłopak skinął głową i posłusznie zajął odpowiednią pozycję.
Wyciągnęła z kołczana strzałę i obróciła ją parokrotnie w dłoniach, zanim przygotowała się do oddania strzału. Na wdechu, przy lekko zgiętych nogach, odpowiednio giętkich, ale na tymczas stabilnych, rękach. Strzała wyleciała do przodu, strząsając po drodze śnieg z listowia krzaków, o które zahaczyła. Hałas wystraszył odyńca, który odwrócił się szybko przodem do Calithy i rzucił się do przodu. Strzała trafiła go w oko. Zaryczał groźne, szarżując do przodu, ale zawczasu trzymała już kolejną, która wbiła się dużo mocniej we fragment cielska obok szyi. Ogłuszone bólem zwierzę potknęło się o wystający kamień, co dało Cali wystarczająco dużo czasu, żeby odskoczyć w bok i pobiec jak najdalej od wdrapującego się na drzewo Asy.
Nawet nie łudziła, że strzeli w biegu, z łucznictwem miała wspólnego tyle, ile było jej to potrzebne. Zrzuciła za to zza sobą balast z przygotowanym tobołkiem, w którym schowała wcześniej materiały do robienia pułapek.
Nic za nią jednak nie goniło. Odwróciła się po chwili na pięcie, wracając z powrotem do miejsca zadymy. Asa też zdołał zejść już z drzewa. Pokonane, raczej z powodu nadmiernej utraty krwi zwierzę, dogorywało kwicząc niemrawo, przewrócone na bok. Z litości i szacunku do natury wystrzeliła raz jeszcze, tym razem zabijając to na dobre.
Klasnęła w dłonie, klepiąc kilkukrotnie, mocnym, stanowczym ruchem Asę po plecach.
— To co, dotargamy go do gildii, jak myślisz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz