poniedziałek, 18 kwietnia 2022

Od Ayrenn cd. Hugona

Nie przywiązywała wagi do wieku, nawet gdyby ktoś otwarcie wytknął jej, że jest koszmarnie stara i wcale na starą nie wygląda, nie przejęłaby się tym. Wzruszyłaby ramionami, spróbowała skierować rozmowę w innym kierunku, niektórzy wyglądali na przewrażliwionych w tej kwestii. Czy Hugo także? Spojrzała na niego spod oka, uniosła kącik ust w lekkim uśmiechu. Wyglądał, jakby zaraz miał dostać rózgą po tyłku za złe zachowanie. O tak, Hugo także.
― Nie, to na pewno nie miała być forma wskazówki. ― Pokręciła głową, przeciągnęła palcami po skórzanej oprawie dziennika, jakby z przyzwyczajenia. ― Sama nie jestem pewna, dlaczego tak się stało, muszę zbadać ten dziennik, przyjrzeć się magii, która go oplotła. Pamiętam, że chciałam, by niektóre ilustracje się ruszały. Nie jestem pewna, czy efekt utrzymał się przez te wszystkie lata, czy coś nie wypaczyło tamtych czarów… ale wygląda na to, że nawet jeśli, to w sposób nieszkodliwy. ― Ułożyła mu dłoń na ramieniu, uchwyciła jego spojrzenie. Miał ładne oczy. ― Dobrze, że trafił w twoje ręce. Jesteś dobrym chłopcem.
Podniosła się w końcu z pniaka, dziennik wsunęła do torby przewieszonej przez ramię. Potem się nim zajmie, teraz… co właściwie miała robić teraz? Nie pamiętała, myśli sprzed spotkania zniknęły, przepadły bez śladu. Coraz częściej łapała się na tym, że zapomina o błahostkach dnia codziennego, że nie pamięta, co miała robić. Zacisnęła wargi, poczuła, jak Bambi trąca ją chrapami w ramię. Odruchowo ułożyła dłoń na jego głowie.
― Masz ochotę na spacer, Hugo? ― spytała beztroskim tonem, odpychając zmartwienia na bok. Potem się tym zajmie.
Zamyślił się na moment.
― W zasadzie to tak, bardzo chętnie. ― Podniósł się z pniaka, otrzepał ubranie z kawałków odłamanej kory i trocin. ― Chcesz iść w jakieś konkretne miejsce?
― Niekoniecznie. Możemy po prostu pobłądzić po okolicy i wrócić za jakiś czas. Jesteś tu chyba nowy, dobrze myślę?
Skinął głową, potarł zziębnięte dłonie o siebie i wsunął je w kieszenie płaszcza.
― Może nie aż tak nowy, ale tak, okolicy nie znam za dobrze, jeśli o to pytasz.
― Chodźmy więc. Odwiedzimy paru moich znajomych, zobaczymy jak sobie radzą tą zimową porą ― powiedziała, znów w jej ton wkradła się ta beztroska nuta.
Ruszyli w głąb lasu, między rosnące blisko siebie pnie i plątaninę wystających z gleby korzeni. Ściółka wciąż była przemarznięta, trzeszczała pod stopami, a osiadły na niej szron kruszył się pod ciężarem ciała. Powietrze było mroźne, specyficzne w zapachu, choć wydawało jej się, że czuje w nim jakiejś nieśmiałe przebłyski wiosny. Ścieżka – jeśli istniała – w tej chwili była niewidoczna, przykryta śniegiem.
― W lesie mieszka więcej elfów, czy masz na myśli zwierzęta? ― spytał Hugo po krótkiej chwili ciszy.
― Zwierzęta. Wydaje mi się, że ten las nie byłby odpowiedni dla elfów. Jest za mało… ― Wzruszyła ramionami, nie potrafiąc ubrać myśli w słowa.
― Za mało elfi? ― odgadł, śmiejąc się pod nosem.
― No tak, pewnie, śmiej się ze staruszki, która nie pamięta już właściwych słów. ― Szturchnęła go łokciem w żebra, rozbawiona. ― A tamtym się nie przejmuj.
― Tamtym? ― zdumiał się.
― Z wiekiem ― wyjaśniła. ― Miałam wrażenie, że źle się czułeś po tym jak wyrecytowałeś daty z dziennika. Nie wiem czemu, ale ludzie są dziwnie przewrażliwieni w tej kwestii.
― Elfy mają inaczej?
― Nie przywiązujemy do wieku takiej wagi ― wzruszyła ramionami ― to po prostu liczba, dla niektórych miernik doświadczenia, nic poza tym.
W odgłos skrzypiącego pod stopami śniegu wplótł się inny. Przyjemny, cichy plusk zapowiadał płynący nieopodal szeroki strumień. Ayrenn obejrzała się przez ramię na Bambiego, ale jelenia już z nimi nie było, odszedł gdzieś własną ścieżką. Czy to przez tego jadownika? Mimo zawartego rozejmu przy pniaku, jeleń nie wyglądał na specjalnie zadowolonego z jego obecności. Przeszła ostrożnie przez solidny, kręty korzeń wystający z ziemi i śniegu, zaczesała plączące się po twarzy kosmyki za uszy.
― Kiedyś był tutaj mostek ― odezwała się, kiedy stanęli na brzegu strumienia. Był zbyt szeroki by przeskoczyć go na raz, a wizja moczenia butów w taką pogodę nie napawała optymizmem. ― Ale ktoś go zniszczył ― westchnęła z rozczarowaniem. ― Może to był wypadek, może wcale nie. ― Wskazała ruchem brody na wystające ponad powierzchnię wody kamienie. Były dość płaskie i spore, skakanie po nich nie sprawiało jej trudności.
― Nie będą zbyt śliskie? ― Jadownik przykucnął, przyjrzał się uważnie najbliższemu kamieniowi.
― W nocy nie było aż tak zimno, słońce, choć zimne i odległe, coraz bardziej przypomina to wiosenne. Mogą być oblodzone, to prawda, ale równie dobrze wcale nie muszą. Najwyżej wpadniesz do wody.
― Bardzo dziękuję za taką zachętę ― parsknął, wyprostował nogi. Przez chwilę spoglądał przed siebie, zastanawiał się. ― Idziesz pierwsza, czy ja mam…
Nie dokończył. Ayrenn przeskoczyła zwinnie na pierwszy kamień, zachwiała się lekko, rozkołysana torba uderzyła ją w udo, ale w porę rozłożone ramiona uratowały od utraty równowagi. Kiedy poczuła się pewnie, wykonała kolejny skok, tym razem bez poślizgu. Obejrzała się na stojącego na brzegu Hugona.
― Nie jest tak źle! ― zawołała. ― A jak potrzebujesz dodatkowej zachęty, to zapraszam po wszystkim na malinową herbatę z syropem. O ile, rzecz jasna ― uśmiechnęła się złośliwie, jak chochlik ― dzielnie pokonasz te kamienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz