poniedziałek, 18 kwietnia 2022

Od Ayrenn cd. Antaresa - Misja

Ayrenn westchnęła. Ciężko i przeciągle, z doskonale wyczuwalną dezaprobatą. Czasem miała wrażenie, że obecność Małgorzaty wszystko psuje, jadowniczka bywała zbyt bezpośrednia, zbyt bezczelna i generalnie… w ogóle zbyt. A przecież niektóre przypadki wymagały delikatności, czasu, zrozumienia i uwagi…
Hans nakrył głowę kocem, trząsł się jak szyszka na wietrze. Ayrenn posłała Małgorzacie spojrzenie pełne urazy, ale jadowniczka tylko wzruszyła ramionami, nieprzejęta przyganą.
― Nic się nie dzieje ― szepnęła w kierunku górnika, w głos wplotła odrobinę magii. Musiała go jakoś uspokoić i bogowie jej świadkiem, że chciałaby to uczynić bez grama czarów, ale w tej sytuacji wydawało jej się, że bez drobnego oszustwa się nie obejdzie. Wyciągnęła dłoń, zacisnęła palce na szorstkim materiale koca, pociągnęła go delikatnie w swoją stronę. Hans z początku stawiał opór, ale ostatecznie wyjrzał zza krawędzi okrycia. Oczy miał okrągłe jak monety, a na ich dnie dostrzegała czyste przerażenie.
― Nie musisz iść wcale do… ― zawahała się wyraźnie ― … tego miejsca.
Małgorzata prychnęła, najwidoczniej głęboko rozczarowana tym, jak bardzo można rozciągać proste zadanie jakim było wyciągnięcie z delikwenta informacji.
― Nie muszę? ― Hans powtórzył za nią z niedowierzaniem, jak dziecko przekonujące się do tego, że żaden demon nie wyskoczy spod łóżka, kiedy zdmuchnie świecę.
― Nie ― potwierdziła z uśmiechem. Ukradkiem wskazała Antaresowi zydel. Rycerz zrozumiał, zaraz podsunął mebel i stanął obok, gotów pomóc. ― Może usiądziesz? Tak chyba będzie lepiej, co? ― Uśmiechnęła się mile, ciepło, jak dobrze znana i lubiana przyjaciółka z sąsiedniej chaty. Oczy Hansa zdawały się nie widzieć nic poza nią, śledził ruch jej warg jak zaczarowany.
Kątem oka spojrzała znów na Antaresa, ruchem głowy wskazała Hansa. Znów nie potrzebowali słów, by wzajemnie się zrozumieć. Rycerz złapał Hansa pod ramię z jednej strony, Ayrenn z drugiej i razem usadzili go na zydlu. Elfka troskliwie otuliła górnika kocem. Był w głębokim szoku, mocno poruszony tym co widział. Skoro nikt prócz niego nie przeżył, musiał być świadkiem jakiejś masakry. Co działo się na dole? Może nie powinna mieszać mu w głowie magią, tylko naparzyć ziół na spanie? Zacisnęła palce na kocu, uśmiechnęła się słodko i niewinnie, jak cnotliwa kapłanka.
― I jak? Wygodnie? ― spytała ciepło.
Hans pokiwał z zapałem głową, chrząknął nosem, wciągnął zwisającego z niego gluta. Ayrenn całą siłą woli utrzymała na twarzy uśmiech, dopilnowała, by nie zmienił się w okropny grymas pełen obrzydzenia.
― Wygodnie ― powtórzył z zadowoleniem.
― Może mi opowiesz o… tym co działo się ostatnio? ― zaproponowała, powoli sięgnęła po jego dłonie. Były szorstkie i twarde, mocno spracowane. Czuła pod opuszkami wodnisty pęcherz na wzgórku, tuż przy kciuku. Wiedziała, że praca w kopalni nie należy do najlżejszych, ale dopiero trzymając dłonie Hansa, była w stanie wyobrazić sobie jak bardzo. Ścisnęło ją w piersi.
― Ostatnio… ― zachłysnął się powietrzem, odkaszlnął ― było źle. Tam, na dole.
Skinęła głową z zaangażowaniem, gotowa wysłuchać historii. Usłyszała jak tuż za nią Antares przestępuje z nogi na nogę, słyszała, jak miecz obija się o jego udo z metalowym dźwiękiem.
― Było… pracowaliśmy i… było bum…
― Ktoś idzie ― wtrąciła obcesowo Małgorzata. Psie pazurki ze stukotem uderzały w krzywe deski posadzki, Ayrenn czuła unoszący się w powietrzu niepokój trzech podopiecznych jadowniczki. Kto mógł iść ich śladem? I po co?
― Bum? ― spytała słodko, mocniej ścisnęła dłonie Hansa. Uciekał od niej wzrokiem, wlókł nim w kierunku otwartych drzwi. Czuła, jak zaczyna drżeć.
― Bum i…
Powietrze przeciął ostry gwizd, przywołujący psy do porządku. Antares odszedł, jego kroki zgasły, utonęły w coraz większym rozgardiaszu. Małgorzata wykłócała się z kimś tuż pod chatą, głos miała nerwowy, podszyty irytacją. Ayrenn miała wrażenie, że gdyby nie Antares, już dawno wybiłaby komuś zęby.
― Bum i… ― powtórzyła, wciąż cierpliwie. Hans spuścił wzrok na ich dłonie, odchrząknął po raz kolejny.
― Dirk i Buba spali. Nie mogłem ich obudzić. A potem…
Na zewnątrz ostro szczeknął pies, Ayrenn nie wiedziała który. Inny zawarczał głucho. Stal syknęła przeciągle, miała wrażenie, że widzi smugę światła odbitą przez ostrze. Czasu było coraz mniej, uwaga Hansa była coraz bardziej rozproszona. Lada moment znów mógł się rozsypać, utonąć we własnym strachu.
― Co było potem, Hans ― ponagliła go, puściła szorstkie dłonie, sięgnęła jego twarzy. Krzaczasta broda kłuła w palce. ― Musisz mi powiedzieć, co było potem. Co widziałeś.
― Ja…
Małgorzata kazała się komuś pierdolić, w powietrzu świsnęła stal. Antares po raz ostatni poprosił, by wszyscy zachowali spokój. Szczeknęła kolejna broń, ktoś krzyknął, pies zaskomlał.
W mętnych oczach Hansa wezbrały łzy, szarpnął się mocno, ale nie dała mu uciec. Zacisnęła mocno wargi, palce wbiła mu w skórę. Zajęczał, skulił się w sobie.
― Nie!... ― wyrwało mu się błagalnie. Miała wrażenie, że zaraz pęknie jej serce.
Sięgnęła magii, wdarła się do jego głowy siłą. W popłochu szukała wspomnień związanych z kopalnią; przekopała się przez nieistotne obrazy z dzieciństwa, widziała rumianą twarz jakiejś dziewczyny, oglądała czyjś ślub w pełni lata, zaglądała do suchej studni, razem z Hansem odkryła dziwny tunel w kopalni, wspólnie zbadali opuszkami palców tajemnicze symbole na ścianie, wspólnie usłyszeli rozdzierający krzyk. Ayrenn nie sądziła, że można tak krzyczeć. Dreszcze przebiegły jej po plecach, zamrowiło w skroniach, z trudem łapała oddech.
Hans osunął się na zydlu jak szmaciana lalka, zemdlał. Jej dłonie były lepkie od potu, lodowate, miała wrażenie, że nie należą do niej.
― Ayrenn? ― Ktoś złapał ją za ramię. Podskoczyła, zaskoczona. Antares spoglądał na nią z troską. ― Wszystko w porządku?
― Ta-ak… ― powiedziała bez przekonania. Otarła dłonie w kamizelkę, spojrzała na nieprzytomnego Hansa. ― Tak ― poprawiła się, dużo pewniej. ― Co tam się stało?
― Ktoś bardzo nie chciał, żebyśmy go przepytali. ― Cofnął dłoń. ― Zrobiło się nieciekawie, musieliśmy użyć siły.
― Kolejne kłopoty.
Skinął powoli głową.
― Dowiedziałaś się czegoś?
― Próbowałam po dobroci, pytałam… ― zaczęła zatroskanym tonem, gestykulując przy tym. Czy ona mu się tłumaczyła? ― Musiałam wedrzeć mu się do głowy magią. Nadal nie mam odpowiedzi czy to ririny, ale… widziałam w jego wspomnieniach bardzo dziwny korytarz pełen tajemniczych symboli. Skała wyglądała na starą, nie taką, którą dopiero co odkrył kilof.
Antares zamyślił się, potarł brodę palcami. Do chaty zajrzała Małgorzata. Miała siniaka pod okiem i wyglądała na wybitnie zirytowaną.
― Długo jeszcze? ― burknęła.
Ayrenn obejrzała się na Hansa. Zawahała się, po chwili poprawiła mu ten nieszczęsny koc, dotknęła lekko czoła. Pod jej palcami mignęła zielona wiązka magii. Przynajmniej tyle może dla niego zrobić. Zesłać dobry sen. Sztuczny, to prawda, ale dobry. Miała wrażenie, że chętnie przeżyłby ten letni ślub raz jeszcze…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz