czwartek, 21 października 2021

Od Apolonii CD. Jamesa


Rozczarowała się trochę tą, jak się domyślała, zupełnie wypracowaną i przemyślaną odległością, która dzieliła ich dłonie, gdy kieliszek przeszedł z rąk do rąk. Pozostawiła tę kwestię bez komentarza, w topazowym oku nawet nie błysnęło najmniejsze rozczarowanie.
— Magia kombinowana brzmi… ekstrawagancko — zauważyła, ładna, wyregulowana odpowiednio, aczkolwiek naturalnie dzika brewka uniosła się ku sufitowi. Czółko zmarszczyło się, ale wcale to kobiety nie postarzyło. — Kojarzy się raczej z matematyczną kombinatoryką, aczkolwiek sądzę, że moja niemagiczna asocjacja jest asocjacją zupełnie nietrafną — parsknęła, dłoń z kieliszkiem poruszyła się w eleganckim geście; tafla czerwonego wina zafalowała niebezpiecznie. Ale przecież wszystko miała pod kontrolą. — A może jednak mnie pan zaskoczy?
I nie chciała, przez myśl nawet w zwinnym, zajęczym geście nie przeskoczyła chęć powołania się na dawno pogrzebną siostrę, która na pewno, chcąc swej kochanej dziewczynce rozjaśnić kwestię, zdefiniować tę brzmiącą po czarnoksięsku magię kombinowaną, wyłożyłaby jej cały wykład z historii magii współczesnej.
— I tak, tak każdy zasługuje na emeryturę, aczkolwiek, będąc szczerą i jak najbardziej uprzejmą, nie ma pan prezencji osoby, która na tę emeryturę przejdzie w najbliższym czasie. Czyżby wypalenie zawodowe? — zapytała, karminowe wargi musnęły kieliszek w drobnym, ale nadal uprzejmym, rozbawieniu.
Na wspomnienie szanownego pana Asparsy barki jednak spięły się, wymykając się kobiecie z tej doskonałej, perfekcyjnej w każdym calu kontroli nad swym ciałem. Bo w końcu narzędziem najlepszego aktora zawsze pozostawało ciało. Nie głos, nie tekst, którym się posługiwał.
Widzowie chcieli chłonąć ciała, ich reakcje, zmiany w mimice pięknych lub brzydszych, bo i te ostatnimi czasami stawały się coraz popularniejsze na teatralnych deskach, lic. Co im po głoskach wypowiedzianych z najlepszą dykcją, gdy mowa niewerbalna aktora po prostu kulała?
— Nie jestem zarezerwowana przez pana Asparsę, żeby obawiał się do nas pan podchodzić — stwierdziła, coś niebezpiecznego prześlizgnęło się po twarzy; spięcie w barkach podtrzymała, niewypowiedziane przecież nie jestem trofeum na jego półce, by miał mnie na wyłączność, to nie on o tym decyduje zagubiło się, zatonęło w krtani i tylko echo myśli zadrżało na wardze. — Nieprzychylność to za mocne, pejoratywne wręcz określenie — prychnęła. — Nie nazwałabym tak mojego podejścia, to raczej… Ostrożność i zdrowy rozsądek. Czarodzieje mają niesamowitą tendencję do okazywania się aroganckimi, pan wybaczy i nie bierze do siebie, bucami. Powiedzmy, że doświadczyłam jej na własnej skórze i raz mi zdecydowanie wystarczy — parsknęła niedbałym śmiechem, niby ciepłym i przyjacielskim. Ale tylko niby, bowiem podbity był chłodem i już wspomnianą przez aktorkę ostrożnością. — A pan co uważa? Czy możliwość władania magią doprowadza ludzi do uważania się za lepszych w porównaniu do niemagicznych? Podejmowania większych ryzyk, które kończą się dla pozostałych osobistymi tragediami?
Upiła łyk wina, długa spódnica jasnej sukni zakołysała się. Niby krzaki, z których zaraz wyskoczy spłoszony wąż, rzucając się do szyi swej ofiary. Ze swymi ostrymi zębiskami, z umięśnionym ciałem gotowym, by się zacisnąć na krtani prowodyra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz