piątek, 22 października 2021

Od Apolonii CD. Jamesa


    — Mężczyzną — odpowiedziała wyjątkowo lekko, jak na niosące się za słowem znaczenie, sugestię, która była sugestią po prostu oczywistą. Czy zarzutem? Tego nie wiedziała. To pozostawiała interpretacji odbiorcy jej słów, wysokiemu mężczyźnie o włosach koloru blond, całkiem ciepłym spojrzeniu i twarzy trochę zmęczonej. — A to całkowicie w naszym społeczeństwie wystarcza. Jeszcze, niestety.
Wydawało jej się, że to właśnie zmęczenie w nim najłatwiej dostrzec, a może była to już przywara, umiejętność, którą wypracowała wraz z mijającymi latami. Dostrzeganie niedostrzegalnego i wyciągnie z tego odpowiednich wniosków. I gdy przyglądał się jej, gdy ciepłe spojrzenie lustrowało nosek, wargi, kości policzkowe, to i ona się przyglądała, zastanawiając się, jak ktoś tak na pierwszy rzut oka spokojny, zupełnie niearogancki i troszkę przestarzały, może nie w poglądach, ale na pewno już w zwyczajach i zachowaniach, mógł mieć jakiekolwiek powiązania z tym okropnym uniwersytetem.
    — Nie jestem i nigdy nie byłam czyjąkolwiek żoną — stwierdziła, brew uniosła się ku sufitowi, będąc szczerze zdziwioną tą interesującą asumpcją, na pewno nie płynącą z plotek; przecież pan Hopecraft nie wyglądał na personę swą wiedzę czerpiącą z cudzych, niesprawdzonych kiedykolwiek ust. — Aczkolwiek w towarzystwie unoszą się pewne pomówienia na to wskazujące. Te najdziksze wskazują na sześciokrotność występku zamążpójścia. 
    Zakołysała się z nieskrywaną dumą, suknia zatańczyła w okolicach bioder. Bo przecież to wszystko było jej robotą; aktoreczki, nie muślinowej spódnicy. Machnęła w niedbałym geście dłonią, wzruszyła ramionami, prychnęła; wszystko nastąpiło tak prędko po sobie, że kto wie, czy nie zlało się w jednej jakże arcydzielny akt. Godny wszystkich aktorskich nagród, wpisania do podręczników o historii teatru i aktorstwa, z których czerpali swą wiedzę wszyscy krytycy czy znawcy sztuki pięknych tragedyj.
    — Miałam co prawda wybranka serca, kogoś mi niezwykle bliskiego — coś w topazach błysnęło, jakaś niezbadana melancholia; nie wiadomo, czy było to nadal przedstawienie, czy może już szczere uczucie — ale to dawno i nieprawda. Historia. Dla mnie wręcz starożytna. I nadal podtrzymuję, że w czerń wcale mi do polików nie pasuje. Nie pasuje w ogóle kobiecie, to smutny kolor. Szarzy cerę, osłabia moc wdzięków i czyni ją na wzór jakiejś wiedźmy czy macochy z baśni dla dzieci. Jeżeli chce się być elegancką, wystarczy głęboki granat lub kolor jasny, aczkolwiek te ostatnie często kojarzone są z dziewictwem i czystością. — I jak gdyby na zawołanie, jasna suknia się poruszyła, chcąc podkreślić niewinność swej właścicielki, która wcale niewinną nigdy nie była. Wina wpisana bowiem została w jej akt urodzenia, wraz ze skazującym na tragiczny los nazwiskiem.
    Delikatna dłoń wsunęła się niepostrzeżenie na skórzaną rękawiczkę, tak, by pan Hopecraft nawet nie zdążył się zorientować. Smukłe palce zbadały nieznaną jeszcze fakturę, jej wyjątkowy i nieporównywalny do ciepła człowieka chłód.
    — Postaram się więc ciągnąć pana ku wybitności, powabności i zgrabności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz