niedziela, 31 października 2021

Od Calithy, CD. Tezeusza

Do sali wszedł pies i pies. Z początku Calithcie jeszcze się nawet wydawało, że może jeden z nich być panem drugiego, ale jak tylko zbliżyli się bardziej w jej kierunku doznała wglądu do prawdy oświeconej. Każda osoba, która pachnie w taki sposób, może być co najwyżej psem na baby. Dla lepszego rozróżnienia obu samców w głowie utrwaliła sobie obraz ładnej, mięciutkiej sierści nowokundla, która wręcz zdawała się prosić o głaskanie. Tym bardziej, że jej właściciel aktualnie szczekał, okrążał i obwąchiwał Calę ze wszystkich stron, więc poczuła nagły, absurdalny przypływ sympatii. Każda istota, której nie przeszkadza smród rdzy czy oliwy, a do tego łasi się na smaczki, zasługuje na uwielbienie.
Przeniosła wobec tego wzrok na stojącego przy psie mężczyźnie. Wysoki, nieco niższy od niej, o dobre kilka centymetrów, ale Calitha przywykła do górowania wzrostem, a z perspektywy siedzącej miała całkiem ładny widok na profil jegomościa. Wyraźnie zarysowane kości policzkowe, skóra, której przydałby się porządny masaż z kremem, włosy z brązu przechodzące w tak ciepły blond w końcówkach, że miała ochotę zapytać o namiary na barbera.
— Dobry wieczór. Czy można się przysiąść?
— Ależ oczywiście, z takim psiskiem zawsze i wszędzie — odparła słodko, łapiąc spojrzenie szarych oczu, zanim zanurzyła jedną rękę w futrze zwierzaka. Ten rozłożył się wygodnie u stóp pary, nadstawiając ochoczo łba w kierunku nadchodzących pieszczot.
W tym samym czasie bezwstydnie korzystała ze swojego cudownego nosa, zaciągając się zapachem mężczyzny. Niby wiedziała, że można zmieszać ze sobą wiele woni, ale jak do tej pory nie spotkała się jeszcze z tak delikatnie wchodzącą w nozdrza mieszanką. No, może zaciągane, podpalane ziółka w rodzinnej wiosce dawały podobny efekt, ale przecież środki psychodeliczne w oficjalnych statystykach należało pomijać. Zerknęła raz czy drugi, ostrożnie, to na strój panicza, to na jego słabo zarysowane mięśnie, oceniając w głowie. Ostatecznie z satysfakcją przypięła mu miano szósteczki i najpierw się wyprostowała, żeby pochylić się bardziej w stronę jegomościa. Razem z nią od szyi kobiety odchylił się zalegający do tej pory pod połami czerwonawej koszuli rzemyk z nawleczonymi na niego pierścionkami, sygnetami i obrączkami. Łupy, które zdążyła zebrać w ciągu kilku ostatnich dni, dumnie sprezentowane na widoku, a przy tym tak ładnie lśniące w świetle okolicznych, zapalonych lamp.
— Może wina? — Gwizdnęła na karczmarza, który tylko skinął jej w odpowiedzi głową, zaczynając przygotowywać porcję napou. — Co będziemy tak o suchym pysku w ciszy siedzieć, Cala jestem, miło poznać. — Wyciągnęła rękę w jego kierunku, dyskretnie upewniając się, że nie ma brudu pod paznokciami. Na wszelki wypadek, nie była do końca pewna, czy porządnie wyszorowała ręce po wcześniejszym sprzątaniu stajni, a tam się różne dziwne wypadki zdarzały. Zanim zdążył odpowiedzieć jej uściskiem, w locie zaczęła już mówić z powrotem.
— Wydajesz się człowiekiem wyższego statusu niż karczemne przyjemności. Co tutaj sprowadza kogoś w tak ładnym ubraniu? — mruknęła miękko, omijając wysuwaną rękę mężczyzny, żeby powolnym ruchem stuknąć kilkukrotnie palcem o kołnierzyk jego koszuli. Od razu rozpoznała materiał wysokiej klasy, przyjemny w dotyku, a dla czystej przyjemności i własnej satysfakcji przejechała tymże palcem nieco w dół, wzdłuż pojedynczego szwu idącego od końca szyi i zahaczającego o fakturę kamizelki, prosto do krańca barku.
Może nie było to działanie pierwszej klasy, ale za niesatysfakcjonujące widowisko w trakcie Parady Bogów jeszcze nie miała przyjemności się zemścić. W dodatku usłużny archiwista, James, delikatnymi słowami i marudzeniem starego pierdziela niesubtelnie podtrzymywał, że to miejsce było zbyt małe dla dwóch historyków. A Calitha już wybrała swojego ulubieńca, któremu gorąco kibicowała, więc nie miała żadnych moralnych oporów, żeby sobie popogrywać z drugim.
Powróciła do swojej poprzedniej pozycji, wyprostowała się, wypięła bardziej biust i przekręciła głowę nieco w bok, zarzucając subtelnie włosy w taki sposób, aby zasłoniły odkryte przy pochyleniu blizny ciągnące się od barku. Zapowiadał się naprawdę przyjemny wieczór w karczmie i właśnie dla takich przyjemnych, dostarczających adrenaliny i napędzających jej ego sytuacji żyła. Tam machnięcie dłonią, tu lekkie opory, żeby, gdy zaprezentuje cały swój charakter w pełnej odsłonie, mężczyzna nawet nie wiedział, co w niego trafiło.
Upiła łyka ze swojego kufla, zerknęła to na mrugające w przestrzeni mężczyznę, to na psa, którego ucieszyła kolejną porcją głaskania. Przez myśl jej przeszło, że pan z ładną fryzurą w gorszej sytuacji wylądować nie mógł: z jednej strony pies, z drugiej suka, a ta druga część równania powoli szykowała się na wyłapanie jakiegokolwiek punktu zapalnego, od którego mogłaby buchnąć. Oczywiście, jak zawsze: entuzjazmem, pełnią życia, żwawym językiem, a żadna z tych rzeczy dla przybyłego rozmówcy skończyć się dobrze raczej nie miała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz