sobota, 23 października 2021

Od Hotaru do Serafina

Hotaru siedziała w ciszy i samotności swego pokoju. Wpatrywała się w spoczywający w dłoni wachlarz, wąskie usta zaciskała w wąską kreskę. Na pozór nic się nie zmieniło, wachlarz wyglądał tak, jak zawsze - płowy, sztywny papier, jasne żebra lakierowanego drewna. Tancerka czuła jednak w sercu, że coś jest nie tak. Przytuliła wachlarz do piersi, nakryła z czułością dłońmi.
— Hikaru — wyszeptała. — Proszę, odezwij się do mnie.
Wachlarz westchnął - ciężko, boleśnie. W stronę Hotaru popłynęły emocje - ból, bezsilność. Wachlarz był chory, coś mu się stało, zaś Hotaru - mimo najszczerszych chęci - nie wiedziała, jak mu pomóc. Kobieta przymknęła oczy. Skoro sama nie potrafiła sobie poradzić, musiała udać się do kogoś, kto wiedział więcej od niej, kto potafiłby choć wskazać ścieżkę, którą powinna podążyć.
— Nie pozwolę, żebyś cierpiał. Przyniosę ci ratunek, choćbym miała zawrzeć pakt z demonem.


Hotaru zapukała do drzwi, po krótkim „Proszę!" wślizgnęła się do środka.
— Będziesz miała chwilę? — spytała.
Sophie oderwała się od łączenia jakichś przedziwnych, szklanych elementów, zerknęła na nią przez ramię.
— Jasne. Rozgość się. Czego ci potrzeba?
Hotaru ostrożnie przycupnęła na wysokim stołku laboratoryjnym. Splotła dłonie.
— Chodzi o mój wachlarz.
Sophie pokiwała głową.
— Farby? Impregnat? Coś się rozkleiło i potrzebujesz skleić?
— Nie, nie… Sprawa jest trochę poważniejsza — Hotaru urwała, Sophie uniosła brew, czekając dalszej wypowiedzi. — Mam wrażenie, że jest niezdrów. Coś mu dolega, ale nie potrafię stwierdzić, co. Pomyślałam… Sophie, jesteś oczytaną kobietą, może mogłabyś…
Alchemiczka uniosła dłoń.
— Chciałabym pomóc, jednak magiczne artefakty to nie moja mocna strona. Ale — akcent, pauza — mamy w Gildii specjalistę. Nie wiem, czy poznałaś już Serafina.
Cień przemknął przez twarz Hotaru. Poznać, nie poznała. Wystarczyło jej, by widzieć go z daleka, by usłyszeć, jak mówili o nim inni. Obleczony w czerń, wysoki ponad ludzką miarę, uzbrojony w drogocenną rękawicę - w oczach Hotaru niewiele różnił się od youkai. Do tego książę - gdyby byli w jej kraju, komuś pokroju Hotaru nie wolno byłoby nawet podnieść na niego wzroku. I jeszcze mag - potężny, uznany w swej ojczyźnie, ulepiony z lepszej gliny, niż ci zwyczajni, pozbawieni łaski bogów śmiertelnicy. Gdyby jeszcze Serafin był kobietą, Hotaru byłoby łatwiej się do niego udać - w końcu ze szlachetnie urodzonymi damami miała duże doświadczenie, zaś jeśli chodziło o mężczyzn, to choć Hotaru podróżowała tyle czasu, wciąż nie zdołała w sobie przemóc tego, co zrobiło całe życie służby w skrzydle samych kobiet.
Sophie popatrzyła uważnie na tancerkę, zrozumienie błysnęło w jej oczach.
— Uszy do góry. Serafin tylko wygląda na groźnego. Popatrz. — skinęła głową w stronę okna.
Hotaru podążyła za jej wzrokiem. Ujrzała tę charakterystyczną, przytłaczającą sylwetkę odzianą w czarną szatę w złote hafty. Zaraz obok - drobna postać w nieodzownym płaszczu w gwiazdki i księżyce.
— Zaprzyjaźnił się z Isidoro. To nie może być zły człowiek, przecież znasz Isiego.
To był bardzo dobry argument. Hotaru nie potrafiła wyobrazić sobie, by Isidoro w tak naturalny i niewymuszony sposób przebywał z osobą, która nie miała serca po właściwej stronie.
— Idź i po prostu spytaj. Co najgorszego może się stać? Najwyżej powie „nie" - to wtedy pójdziesz do kogoś innego.
Hotaru pokiwała głową. Postanowiła, że jakoś sobie poradzi - i Serafin na pewno nie powie jej „nie".


Hotaru zapukała do drzwi, po krótkim „Proszę!" wślizgnęła się do środka.
— Isidoro… — zaczęła, urwała.
Obserwatorium zawsze robiło na niej wrażenie - znajdujący się w samym jego sercu teleskop, do tego liczne książki, lśniące astrolabium. Wszystko to sprawiało, że pomieszczenie wydawało się niezwykłe, jakby wyrwane skądś, umieszczone poza czasem. Jednak tym razem to wcale nie to przyciągnęło uwagę kobiety.
Isidoro nurkował w jakimś kufrze - widać było tylko jego dyndające nogi. Kapeć spadł ze stopy. Po chwili jednak astrolog wynurzył się z kufra, trzymając w dłoni jakiś… przedmiot. Obły, wypełniający obie dłonie, podejrzanie włochaty, poznaczony trzema czarnymi kropkami, niczym oczy. Isidoro podszedł do Hotaru, wyciągnął przedmiot w stronę tancerki.
— Tym go obłaskawisz — powiedział. — Używając słowa „artefakt" zjednasz sobie jego przychylność.
Hotaru przywykła już, że astrologowi nie trzeba było zadawać pytań, by uzyskać właściwą odpowiedź. Z wdzięcznością przyjęła od niego obiekt, zacisnęła na nim dłonie. Już wiedziała, co ma robić.


Hotaru dodała jeszcze dwie łyżki stołowe rumu, który wyprosiła od Gienia, zamieszała starannie masę, przelała do formy. I wstawiła do pieca.
Irina kręciła głową, mamrotała coś o tym, że kobieta przesadza, że aż tyle przecież nie jest wcale potrzebne. Jednak Hotaru wiedziała, co robi i nie zamierzała się cofać. Przecież dokładnie to była tradycja z jej kraju - przynieść dar, by obłaskawić youkai. Bez względu na to, czy Serafin był tego dnia gniewny, czy też miał dobry nastrój - tancerka była przekonana, że jej podejście okaże się optymalne. Czarnoksiężnik z dalekiej, egzotycznej Sallandiry na pewno jej nie odmówi. Zaś jej wachlarz, Hikaru, otrzyma pomoc, której potrzebuje.


Ciasto było gotowe. Hotaru starannie ułożyła kawałki na ozdobnym talerzu, który wyżebrała od Iriny, przystroiła wszystko jeszcze borówkami i świeżym listkiem mięty. Postawiła talerz na tacy. Zaraz obok postawiła również kamionkowy imbryk z herbatą, a także starannie wymyty kubek od kompletu. Ostatni, jaki się ostał.
Hotaru usiadła na chwilę w kuchni, splotła dłonie, skupiła się. Przypomniała sobie momenty, kiedy musiała pójść do swojej pani z czymś, gdy prosiła ją o przysługę. Zdarzało się to niezwykle rzadko - Hotaru miala w posiadłości zapewnione wszystko, czego tylko mogła chcieć, nie musiała troszczyć się o jedzenie ani o dach nad głową. Patrząc obiektywnie, nie powinna była niczego więcej potrzebować, jednak Hotaru przeklęta była nadmierna chciwością nieprzystającą do jej stanu i pragnęła tego, co nie było jej przeznaczone. Jak chociażby nowych choreografii w tańcu lub tego, by jej pani oceniła jej postępy.
Kobieta wróciła myślami do Yamato i do tak licznych kapliczek lokalnych bóstw i youkai stojących przy drogach. Podróżni tak często zostawiali przy nich kulki ryżu lub niewielkie czarki z herbatą, starając się przebłagać mieszkające tam pomniejsze bóstwa i duchy opiekuńcze, by pobłogosławiły podróżnych szczęściem w ich drodze. Nie inaczej miało być przecież teraz. Serafin, niczym youkai, też miał być obłaskawiony, skoro znała już dobrą ku temu metodę.
Tancerka wstała, wzięła tacę. Ruszyła w stronę kwater mieszkalnych.
Przez dłuższą chwilę stała pod drzwiami, zbierając się w sobie, starając się uspokoić własnego ducha i zbyt szybko bijące serce. Będzie dobrze. Sophie poradziła jej, kto najlepiej w Gildii zna się na artefaktach. Isidoro poradził jej, jak najlepiej do niego podejść. Irina i Eugeniusz pomogli jej przygotować dary, jakie miały zagwarantować jej sukces.
Hotaru zapukała do drzwi, po krótkim „Proszę!" wślizgnęła się do środka.
Serafin siedział rozparty w fotelu, na jego kolanach leżała książka. Zaszczycił kobietę mniej niż przelotnym spojrzeniem, które zogniskowało się w końcu na tacy z ciastem i herbatą. Czarnoksiężnik uniósł brew.
— Chodzi o artefakt — powiedziała tancerka, zgodnie z tym, co poradził jej Isidoro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz