wtorek, 26 października 2021

Od Serafina cd. Isidoro

Pole antymagii nasilało się, gęstniało w powietrzu, niby coraz głębsza mgła kładąca się skoro świt po łące. Podobnie jak mgła, antymagia snuła się po wiosce, otulała łagodnie krążące po szerokich, uklepanych dróżkach postacie. Wyciekała przez palisadę, kłębiła się pod ścianami budynków, wlewała się kłębami przez szpary pomiędzy deskami. Co najgorsze, wlewała się także do umysłów i ciał, wygaszała stopniowo tlącą się w obdarzonych magię. Serafin także to czuł. Lekki ucisk w skroniach, nieprzyjemne uczucie mające swoje źródło w tylnej części czaszki. Czuł i zastanawiał się jak długo będą użerać się z miejscowymi, nim łaskawie oddadzą im ten przeklęty artefakt. Bo nawet on, posiadając przecież spore zasoby magii, nie mógł trwać w polu antymagii wiecznie. Doświadczenie podpowiadało jak sobie radzić, jak działać i jak pleść ze sobą wiązki magii, by te zechciały działać tak, jak sobie tego życzy, a nie na odwrót. Doświadczenie uczyło wyczucia, zbliżało do doskonałego wyczucia własnej granicy w tym polu.
I choć granica była jeszcze bardzo daleko, tak niepokój wkradł się między myśli. Uwił tam sobie wygodne gniazdo, rozgościł się i ani myślał znikać. Nie, kiedy w końcu miał się czym karmić.
Serafin zerknął kontrolnie w stronę Isidoro, odkrył, że role się odwróciły. Teraz to astrologa szybciej opuszczały siły, a pole antymagii bardzo ograniczało jego dar. D’Arienzo mógł o tym nie mówić, książę mógł nie pytać, ale swoje wiedział. I choćby z tego względu, jego własna, niebywale odległa granica wytrzymałości magicznej, nie napawała go aż takim optymizmem.
Czas na wykonanie zadania był więc mocno ograniczony, z woli maga skrojony pod wytrzymałość astrologa.
― Ach, desperacja ― mruknął, potarł o siebie dłońmi ― Może to nawet lepiej. Desperat zrobi więcej za mniejszą cenę. ― Książę powiódł wzrokiem po wybitnie nieudanym zabudowaniu, częściowo zrujnowanym i na pewno opuszczonym. Rozwalony kamień i zapadnięty do środka śnieg sprawiał wrażenie całkiem niedawnej sprawy.
Isidoro poprowadził ich w głąb wioski, wprost do - jak się książę domyślał - myśliwego. Przed chatą znalazł solidną wskazówkę by tak sądzić, a mianowicie nie do końca oprawionego kozła, który wciąż zalegał na mocnym, drewnianym stole. Dobrze chociaż, że nie było widać bebechów, ani nadto krwi, Serafin nie miał ochoty na brutalne widoki. Myśliwy siedział przed chatą na taborecie i obracał w dłoniach kościany amulet, przyprószone siwizną włosy splecione w warkocz niknęły w grubym futrze w które był ubrany.
― Coście za jedni? ― Wypalił w, o dziwo, całkiem zrozumiałym języku. Serafin w zamyśleniu musnął opuszkiem palca kolczyk, zastanawiając się czy to wciąż jego działanie, czy jednak tubylcy znają także iferyjski.
― Chcemy pomóc. ― Odpowiedział Isidoro, wyjaśniając tym samym tajemnicę. Łowca po prostu znał język.
― Proście bogów, żeby nam wybaczyli, łaskawszym okiem spojrzeli… ― Łowca urwał, wypłowiałe spojrzenie zmęczonego życiem człowieka uczepiło się księcia.
Książę natomiast zajęty był przeprowadzaniem próby magii. Ściągnął rękawicę, złote szpony zamigotały w świetle dnia. Wpatrywał się w artefakt przez dłuższą chwilę, analizował to, co wisiało w powietrzu. Każde pole antymagii działało na swój sposób, choć zasada ogólna pozostawała niezmienna. Musiał wyczuć niuanse tego pola teraz, nim zaczęły się jakiekolwiek kłopoty. Potem być może nie będzie miał już ku temu okazji.
Po dłuższej chwili milczenia Serafin podniósł spojrzenie na łowcę, ale szybko przeszedł dalej, nie znajdując w nim nic, co mogłoby być przydatne. Onyks po krótkim poszukiwaniu zawisł na widocznym przez uchylone drzwi palenisku. Magia popłynęła ociężałym strumieniem, wplotła się w kłęby antymagii, a płomień odpowiedział. Śmignął czerwoną smugą w kierunku księcia, posłusznie owinął się wokół szponów, przyjemnie grzejąc skórę niby najdoskonalsza rękawica. Czarnoksiężnik nieznacznie uniósł kącik ust ku górze.
― Wyście są… wysłanniki bogów? ― Łowca patrzył na płonące szpony zszokowany, dłonie zacisnęły się na amulecie. ― Modliłem się długo i prosiłem o wskazówkę. Teraz pojawiacie się wy. To musi być znak.
― Och, pewnie ― onyks błysnął niebezpiecznie. ― Ostatnia nadzieja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz