środa, 27 października 2021

Od Isidoro cd. Jamesa

Mattia mówił mu kiedyś o mapach myśli - że trzeba było znaleźć myśl przewodnią, główny temat, a następnie rozrysować wszystkie te relacje pomiędzy danymi elementami zagadnienia. Wspominał, że takie podejście do problemu było bardziej naturalne dla ludzkiego umysłu, który nie myślał w sposób linearny i dla którego właśnie takie trochę „skakanie po koncepcjach" było bardziej optymalne, jeśli chciało się zapamiętać jakąś dużą ilość faktów. Mówił też, że ta metoda świetnie sprawdza się jeśli chce się uporządkować w głowie wiedzę, a także wyjść umysłem poza zwykły zbiór niepowiązanych ze sobą, suchych faktów, by dostrzec szerszy obraz. Dla Isidoro takie podejście było nieco naokoło, nie chciał jednak kłócić się ani dyskutować. Wiedział bardzo dobrze, że jego podejście zazwyczaj okazywało się tym zbyt trudnym i zawikłanym, że on sam zazwyczaj stanowił dla swych badań największą przeszkodę.
Isidoro wiele rzeczy po prostu zapamiętywał. Potrafił też utrzymać wiele wątków w myślach - to co inni rozrysowywali na papierze, on zwyczajnie syntezował w głowie, po chwili namyślunku podając gotowe rozwiązanie. I - niestety - zazwyczaj nie potrafił przekazać drugiej stronie tego procesu w zwięzłych i zrozumiałych słowach, potrzebował w tym celu zapisania całej rozprawy. Na papierze Isidoro dobrze sobie radził, i choć może jego tekstów nie dało się nazwać łatwymi do czytania i lekkimi w odbiorze, to przekazywane przez nie informacje były precyzyjne i dokładne.
Gdyby miał szczerze powiedzieć, co myśli o perspektywie całej prezentacji, Isidoro najchętniej po prostu stanąłby na katedrze i z kartki przeczytał całą uprzednio napisaną publikację, robiąc może przerwy na przerysowanie na tablicę co poniektórych schematów. Chyba, że narysowałby je sobie przed wykładem. Wtedy mógłby po prostu stać i czytać. Niestety jednak taka opcja nie wchodziła w grę, czego astrolog był boleśnie świadom.
Długi czas zajęły mu próby stworzenia owej mapy myśli, o której mówił pan Hopecraft. Kolor zdawał się Isidoro niepotrzebny - dla niego tylko zaciemniał obraz, czynił całość zbyt pstrokatą. Ale gdy pojawiła się niebieska kreda, Isidoro jakoś instynktownie chętniej jej używał, przez co jego wersja mapy myśli przybrała charakterystyczne, biało-niebieskie zabarwienie. Zupełnie tak, jak nocne niebo.
— Wygląda trochę jak gwiazdozbiór Jednorożca — powiedział po chwili Isidoro, obserwując swoje dzieło.
Faktycznie, coś się jednak pojawiało, widać było większy schemat. Czyli - szanse na prezentację zrozumiałą dla osoby postronnej jakieś były. Wciąż niewielkie, ale jednak.
Pora robiła się coraz późniejsza, pan Hopecraft i Isidoro spędzili pod tablicą spory kawałek czasu. I chociaż obaj mężczyźni byli przyzwyczajeni do długotrwałego wysiłku umysłowego, to jednak nawet ich umysły miały swoje ograniczenia, toteż gdy słońce zniżyło się nad linią lasu, gdy wiatr z pól zaczął nieść przykry, wilgotny chłód, a z kuchni nadleciały zapachy przygotowanej już kolacji, zarysowana tablica pozostała w samotności, zaś Isidoro i pan Hopecraft postanowili przenieść pracę nad prezentacją na następny dzień.


Tym razem tablica zawisła w jakiejś nieużywanej sali, która wcześniej była chyba składzikiem - stojące tam uprzednio skrzynie okazały się pełne pustych słoików, a gdy wieść o tym znalezisku dotarła do uszu Iriny, a następnie Ayrenn, wszystkie słoiki wyemigrowały do kuchni, by pomieścić zapasy dżemu robione na zimę. Isidoro czuł, że dzięki temu Gildia na pewno będzie gotowa na kolejny kataklizm, czymkolwiek takowy by się nie okazał. Dżem w końcu sycił brzuch, więc co jak co, ale jedzenia to im na pewno nie zabraknie. Zastanawiał się tylko, czy wszystkie te słoiki z dżemem zmieszczą się w piwnicy, jednak przy tym zastanawianiu się nie czuł obawy - skoro budynek Gildii jakoś magicznie pomieścił mnóstwo nowych osób, wraz z ich egzotycznymi pupilami, to te sto słoików dżemu w tą czy w tamtą pewnie nie robiło dużej różnicy.
W nieużywanej sali, prócz tablicy, znalazły się jeszcze krzesła i stołki. Antares pieczołowicie je ustawiał, podobnie jak i ustawił konstrukcję z pustych skrzyń, która miała imitować rozległe biurko oraz katedrę. Niewielka, lekko zakurzona salka zmieniła się teraz w miniaturową wersję głównej auli Kolegium Astrologicznego, w której to auli Isidoro miał w przeciągu paru tygodni wygłosić swoje przemówienie. Brakowało tylko tego olbrzymiego astrolabium w kącie i właściwie wszystko byłoby tak, jak w auli.
Isidoro znał ją raczej od drugiej strony, tej z dużą ilością siedzisk, nie zaś od strony tablicy. Stanie przy tablicy niezbyt dobrze mu się kojarzyło.
Nazwisko D'Arienzo znane było w tej ciasnej i zamkniętej społeczności, wywoływało też w ludziach bardzo różne emocje, szczególnie rzecz ta tyczyła się wykładowców. Niektórzy (i tych podejście Isidoro lubił) stawiali wyższe wymagania, bo skoro ród zajmował się astrologią od pokoleń i z tego też zajęcia czynił swój główny cel, to na pewno wszyscy jego członkowie powinni być dobrze zaznajomieni z tematem. Wielu było jednak takich (i ich podejścia Isidoro nie lubił), którzy sądzili, że skoro astrologowie z urodzenia przybywali pobierać nauki na Uniwersytecie, to na pewno nos mieli zadarty po same gwiazdy i nosa tego trzeba było im koniecznie utrzeć.
Z tej też przyczyny obaj bracia nie raz stawali pod tablicą do nierównej walki z pytaniem ponad ich siły i rozumienie, by polec z kretesem ku uciesze wykładowcy, a także zasłużyć na jakąś przykrą szpilę wbitą tam, gdzie boli. Mattia znosił to z godnością, a następnie, gdy wrócili już do mieszkania, wydeptywał w dywanie gniewne kółko, utyskując i burcząc na traktowanie, na które sobie przecież nie zasłużył. Isidoro zaś znosił to wszystko bez jakiejkolwiek godności, stojąc tylko pod tablicą ze wzrokiem wbitym w czubki własnych butów, wysłuchiwał wszystkich przykrych słów, a następnie wracał na swoje miejsce, by siedzieć w smutku w ławce i nie zanotować już niczego.
Chociaż krzesła w improwizowanej auli były puste, Isidoro patrzył na nie z niepokojem, dłonie instynktownie splatał z przodu i skubał nieco rękaw. Prezentacja była w miarę gotowa - przynajmniej on tak sądził. Wydawało mu się, że ten wstępny szkic wystarczy, że uda mu się przekazać wszystko to, co zaplanował. Pan Hopecraft powiedział, że plan wygląda całkiem trafnie jak na pierwsze podejście, jednak jak wiadomo - dobrze byłoby też eksperymentalnie sprawdzić, czy w ogóle on wypali.
Pan Hopecraft usiadł na krześle w pierwszym rzędzie, obdarzył Isidoro ciepłym, zachęcającym uśmiechem.
— Proszę się nic nie przejmować i mówić tak, jak panu pasuje. Zaręczam, że cała widownia panu sprzyja i jest żywo zainteresowana pana słowami. Cokolwiek by się nie wydarzyło, nikt nie będzie się śmiał, nikt nie będzie zadawał nieprzyjemnych pytań ani na siłę szukał dziur w pana rozumowaniu.
— W moim rozumowaniu nie ma dziur — wypalił Isidoro.
— I to też przekaże pan swoim słuchaczom. — Pan Hopecraft przechylił głowę, podparł podbródek na dłoni. — Proszę zaczynać i porzucić jakiekolwiek myśli o stresie. Nie oceniam pana - jesteśmy tu obaj po to, by uczynić pana prezentację jak najlepszą. Więc jeśli zdarzy się małe potknięcie na pana drodze do podzielenia się ze słuchaczami swoją wiedzą, to tylko lepiej - będziemy mieli więcej materiału do pracy. Prawda?
Isidoro pokiwał głową bez przekonania. Pan Hopecraft jeszcze nie wiedział, że zamiast małych potknięć na drodze Isidoro zaliczy pełnoprawną wywrotkę przy samym przejściu przez próg.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz