Kiedy Kukume słuchała melodyjnego głosu
kobiety, jej oddech powoli wracał do normalnego rytmu. Psy, Małgorzata,
konfitury, placki i jabłka - Ayrenn w przeciągu trwającej raptem kilka
chwil wypowiedzi zdążyła poruszyć tyle wątków, że gdyby podróżniczka nie
była przyzwyczajona do rozgardiaszu ulicy, zapewne zdążyłaby już dawno
zgubić się w tym miłym, acz wartkim potoku słów. Początkowo z lekką
obawą obserwowała jej reakcję, bo przecież musiała zauważył niepewność
Kukume i mogła mieć jej to za złe lub poczuć się zwyczajnie zasmucona,
przecież i ją bolały jej własne odruchy, na policzki wpełzła szkarłatna
fala, dowód tego palącego wstydu. Ale nawet jeśli, Ayrenn nie dała nic
po sobie poznać, raźno rozprawiała o jabłkach i ogromie związanej z ich
zbiorem pracy. Ona sama zatem również postanowiła nie wracać do tematu i
wypchnąć go gdzieś na peryferie pamięci, skupiając się przede wszystkim
na zbieraniu niezmasakrowanych owoców i pociągnięciu wcale przyjemnej konwersacji.
―
Słodycze można spotkać w każdym miejscu ― odparła w końcu, choć nie
była pewna, czy kobieta dalej oczekuje odpowiedzi na pytanie ― choć
rzadko kiedy sama je robię. Ale ciasta całkiem wygodnie się przechowuje w
podróży, tylko trzeba je szybko zjeść.
Wzięła
głęboki oddech, pochyliła się nad ziemią, by podnieść z trawy soczyste
jabłko. Kiedy się denerwowała, czasem dopadał ją lekki słowotok i w
końcu zawiesiła głos, założyła za ucho wywijający się kosmyk. W pewien
sposób chciała też może wynagrodzić kobiecie swoją początkową reakcję,
wyjść ku niej i wyciągnąć dłoń. Bo przecież była sympatyczna i nie
przyłożyła ani widmowego, ani zwykłego palca do lęków Kukume. Ale te
zdawały się nie przyjmować jej argumentacji i uparcie próbowały namówić
jej ciało do jak najszybszego odmaszerowania, oczy wciąż uciekały od
pewnego konkretnego miejsca skrywanego przez płaszcz. Skupiła się zatem
na czym innym: na miodowych włosach kobiety, na kolejnym wątku, na
leniwie opadających liściach.
―
Nigdy nie mogłam zapamiętać, czym różni się dżem od konfitury. Albo
marmolady ― przyznała z delikatnym uśmiechem, błądząc oczami po ziemi.
Po następnej chwili wahania dodała znowu, już nieco pewniej: ― Ale słoik
pod ręką zawsze warto mieć. Posmarować chleb grubą warstwą, do tego
szklanka kawy, ewentualnie mleka.
Rozmarzona
wyobrażeniem smacznej przekąski nawet nie zarejestrowała, że użyła
wyrażenia z felerną częścią ciała. Podniosła za to kolejne jabłko i
krytycznie obejrzała skórkę - co prawda, pięknie zarumienioną, ale z
wielkim, brzydkim zbrązowieniem, które tworzyło widoczny kontrast ze
szkarłatem, w kolejnym za to pewien pracowity robak zdążył wygryźć
całkiem pokaźną dziurę. Zostawiła je na trawie, zapewne niedługo
zainteresuje się nimi jakieś zgłodniałe zwierzę, ale do przetworów
kobiety nadawać się z pewnością nie mogły. Zaraz jednak zdążyła znaleźć
dwa kolejne, te upadły już bardziej fortunnie, jakby tylko czekały na
dłoń, która je podniesie i schrupie lub zaniesie do ciepłej kuchni.
Przez chwilę wahała się, nie do końca pewna, gdzie odkładać znaleziska -
złapać za skraj spódnicy i tam je wrzucać, czy też odkładać do koszyka
Ayrenn? Przez chwilę obracała je między palcami, wreszcie starannie
umieściła owoce na małej stercie i przyjrzała im się krytycznie, choć z
pewnością nie z taką wprawą, jak druga kobieta. Musnęła opuszką ich
gładką powierzchnię jeszcze raz i przemknęło jej przez myśl, że
właściwie to cieszy ją perspektywa tych zbiorów.
― A takie się nada? ― podniosła kolejne jabłko, co prawda mniej obite, ale też ledwo zaczerwienione.
< Ayrenn? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz