sobota, 30 października 2021

Od Jamesa, CD. Apolonii

Rozmowa toczyła się swoim rytmem, już w dużo bardziej przyjacielskim tonie, choć trudno powiedzieć, żeby atmosfera pozwalała na wystarczającą ilość swobody. James i Feliks mieli sobie zdecydowanie zbyt dużo do powiedzenia poza ciekawskimi, nadstawianymi uszami Mal, a oboje dobrze wiedzieli, że plotkarskiej dziewczyny nie byliby w stanie zgubić nawet na minutę. Wobec tego trójeczka powędrowała w stronę jednego ze stołów, podskubując ciekawsze dania w porcjach tak małych, że na ich widok normalnemu szefowi kuchni zrobiłoby się przykro. Trwali w ładnej, przyjemnej stagnacji ludzi, którzy nie widzieli się na tyle dawno temu, żeby przez dłuższy czas móc wymieniać uprzejmości to w jedną, to w drugą stronę.
James podzielił się kilkoma historyjkami z pracy, wspomniał o tym, jak absorbującym zajęciem stała się dla niego praca archiwisty, a w ogóle, to czy Maleficia pamięta słynnych D'Arienzo, o których jej już wcześniej opowiadał? Natknął się na obu braci w samym środku gildii, a z młodszym, jeżeli można tak powiedzieć, to nawet zdarzyło mu się współpracować nad pewną kwestią. Że uczył go jedynie, co by się nie zbłaźnić wśród poważanej, akademickiej społeczności było już kwestią całkowicie pominiętą.
Z drugiej strony Mal radośnie świergotała z Feliksem o ukończeniu studiów, przeprowadzce, problemach ze znalezieniem odpowiedniego domu, planach na przyszłość i tych wszystkich rzeczach, które z jednej strony wydawały się tak oczywiste, a z drugiej napawały Jamesa dumą. Miło było patrzeć, jak ktoś, kto jeszcze niedawno w jego oczach sięgał mu co najwyżej do kolan, teraz narzeka na rynek pracy i przechwala się otrzymanymi do tej pory ofertami, układa sobie życie i żartuje o zakładaniu własnej rodziny.
― Wygląda na to, że macie wszystko zaplanowane ― zauważył, zapychając się doskonale przyrządzoną kanapeczką z indykiem. Co by o przyjęciu nie powiedzieć, jedzenie mimo malutkich porcji, było doskonałe.
― Jak zawsze, tato ― odparła prędko Mal z figlarskim błyskiem w oku. ― Wy tutaj sobie pogadajcie, bo ja widzę, że mam pewną sprawę do załatwienia… ― I oddaliła się na swoich wysokich szpilkach, machając do nich subtelnie, ignorując zdziwione spojrzenia mężczyzn.
Zostawiła ich obu w ciężkiej, nienaturalnej ciszy, gdy tak zaraz spojrzeli po sobie ze słabo ukrywaną paniką, bo, gdy już się nadarzyła okazja do prawdziwej rozmowy, żaden z nich nie wydawał się skory do jej rozpoczęcia. Wspólnie prowadzili niby telepatycznie rozmowy w swoich głowach, te Jamesa zaczynające się od słów „Jeżeli ją skrzywdzisz...”, a Feliksa „Chciałbym prosić o rękę pańskiej córki”, ale jakoś tak żaden nie wydukał ostatecznie niczego na głos, więc tak stali jak dwa kołki.
W tym samym czasie Maleficia wypatrzyła swoją ofiarę. Poprawiła misternie ułożone włosy, upewniła się, że torebka jest na właściwym miejscu, a sukienka nigdzie nie odstaje i ruszyła na łowy. Podeszła szybko z dużą pewnością siebie do kobiety, o której oczywiście dużo słyszała, zarówno z perspektywy sceny artystycznej tutejszych okolic, jak i przez wzgląd na własne, plotkarskie zaciekawienie. Przyjrzała się jej mało subtelnie, nawet nie próbując zrobić tego w sposób jakkolwiek wysublimowany, zanim uśmiechnęła się złowieszczo.
― Szanowna pani Apolonio, mogę prosić panią na moment? ― spytała, kłaniając się grzecznie, zgodnie z tradycjami, uparcia wpajanymi przez ojca. ― Miała niedawno pani przyjemność na tym przyjęciu tańczyć z moim tatą, a ja jestem w lekkim humorze, żeby przyprawić go o zawał. Mogłaby pani ze mną na chwilkę do niego podejść?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz