wtorek, 26 października 2021

Od Hotaru cd. Serafina

Przez te cztery dni Hotaru chodziła nieobecna, z dłońmi zbyt często uciekającymi do ukrytego za pasem wachlarza. Dreszcz przechodził przez jej ciało z każdym głośniejszym dźwiękiem, jakby zaraz z cienia miał wyskoczyć na nią wąż. To oczekiwanie było dla kobiety trudne - spodziewała się, że Serafin w każdej chwili pojawi się przed nią w kłębie siarkowego dymu i każe teraz, zaraz, iść za sobą. Było jednak też potrzebne, bo o ile przez pierwsze dwa dni dokładnie czegoś takiego się spodziewała, o tyle przez dwa kolejne - na coś takiego się przygotowywała. Herbata i ciasto z kokosem okazały się dość skuteczne wobec potężnego czarnoksiężnika, może więc warto było dalej podążać taką drogą? W kwestiach kulinarnych Hotaru czuła się dość pewnie, postanowiła więc użyć całego arsenału swojej wiedzy, by szanowny youkai nie miał na co narzekać.
Idalia stała pokornie, gdy Hotaru przytraczała do siodła kolejne pakunki - klacz była cudownie spokojna i łagodna, jej charakter zdecydowanie pomógł tancerce przyzwyczaić się do podróży wierzchem. Tam, skąd pochodziła, wierzchowców dosiadali jedynie szlachetnie urodzeni, toteż Hotaru wiedziała, jak pielęgnować siodło, ale niespecjalnie jak utrzymać się w nim w galopie. Czyniła jednak w tej materii pewne postępy.
I tak wyruszyła wraz z Serafinem, piątego dnia po śniadaniu. Nie wiedząc jeszcze nawet, jak daleko ją ta podróż zaprowadzi.


Słońce nie wyjrzało jeszcze zza horyzontu, wokół kładły się ciemności. Hotaru obudziła się i - najciszej jak potrafiła - wstała. Serafin zdawał się wciąż pogrążony we śnie - przypominał długi pagórek z koca, miarowo unoszący się i opadający w rytm oddechu. Hotaru miała jeszcze nieco czasu nim jej youkai się zbudzi, toteż od razu przeszła do działania.
Gdy czarnoksiężnik wstał, jego oczom ukazała się drewniana taca na krótkich nóżkach, na której Hotaru kończyła właśnie układać talerzyki. Na każdym z nich - małe dzieło sztuki. Rzodkiewki skrojone w fantazyjne kwiatki, zgrabny wachlarz plastrów wędzonego sera, ruloniki szynki, nieco chleba oraz pokrojony w symetryczne kostki omlet - puchaty niczym chmurka.
— Dzień dobry, panie — Hotaru przywitała Serafina, a gdy ten zajęty był kontemplowaniem widoku przed sobą, nalała herbaty do kubka i postawiła na tacy. — Mam nadzieję, że posiłek przypadnie ci do gustu.
Czarnoksiężnik oderwał wzrok od tej niewielkiej wiązanki kwiatów artystycznie wkomponowanej między talerze i przeniósł go na Hotaru.
— Widzę, że nie żartowałaś z tym gotowaniem w ramach spłaty długu — mruknął, sięgając po kubek.
— Poważnie podchodzę do swojej części umowy — odparła, dłoń instynktownie powędrowała do nadgarstka - tam gdzie dotknął jej magiczny wąż.
— Dobrze to słyszeć - bo i ja nie lekceważę kontraktów. Możesz być spokojna. — Serafin wziął widelec, zaczął od omletu. — Ty nic nie jesz?
— Jadłam już.
— Skoro tak…
Hotaru mówiła prawdę - symetryczne kostki wykroiła ze środka omletu, reszty przecież nie wyrzuciła. Podobnie rzecz się miała z pozostałymi rzeczami - kawałki rzodkiewki, strzępki sera i szynki, ułomki chleba - śniadanie służby zawsze składało się przecież z resztek z pańskiego stołu, a co nie szło na ofiarę dla lokalnego demona, trafiało na stół ofiarowującego.
— Co właściwie wiesz o swoim wachlarzu? — zapytał Serafin, przerywając ciszę.
Pytanie jej nie zaskoczyło, spodziewała się podobnej rzeczy. Zasięgnęła języka - Serafin był człowiekiem konkretnym, miał konkretne zainteresowania.
— To nemuranai, panie. Przedmiot, w którym zbudziła się dusza. Ten został darowany śmiertelnikowi przez Smoka Pustki.
Serafin uniósł brew, poczęstował się rzodkiewką.
— Smoka Pustki? Co wiesz o tych istotach?
— Istocie — ostrożnie poprawiła go Hotaru. — To inkarnacja nienazwanego.
Czarnoksiężnik pokiwał głową, zajął się plasterkiem szynki.
— Więc to ta kategoria… Masz przy sobie doprawdy potężny artefakt.
Dłonie Hotaru powędrowały instynktownie do pasa. Hikaru na razie spał, tancerka wyczuwała jednak, że jego oddech jest niespokojny, ciężki i urywany.
— Aż zastanawiam się, jak weszłaś w jego posiadanie.
Hotaru niemal niedostrzegalnie zacisnęła usta.
— Hikaru zapragnął być u mego boku. Nie mogłam go odrzucić.
Serafin nie odpowiedział, przeszedł do kawałków sera i pajd chleba. Potem skończył omlet. Trudno było powiedzieć, co mężczyzna myśli - rozważał coś w milczeniu, ignorując nieco Hotaru, tylko połowicznie skupiając się na swym posiłku. Hotaru zaś nie śmiała mu przeszkadzać, podążając za humorami Serafina, odpowiadając na wszelkie jego potrzeby, nim zdążył o nie poprosić. W końcu przyjaciel Isidoro nie mógł być złym człowiekiem.


Minęło kilka dni. W końcu los sprawił, że udało im się znaleźć miejsce w karczmie - niewielka ostoja cywilizacji wśród głuszy zapraszała drewnianym dachem i rozpalonym kominkiem.
Serafin siedział przy dębowej ławie, obserwował swoją kolację z powątpiewaniem. Pajda chleba - gruba, niestarannie skrojona - leżała obok bezkształtnej gomółki sera. Złote szpony zamigotały nad talerzem, jednak Serafin nie tknął swego posiłku.
Hotaru omiotła wzrokiem talerz księcia, uśmiechnęła się w duchu, nie dając poznać nic po swojej twarzy.
— Pozwól, panie, że porozmawiam o tym ze służbą kuchenną.
Hotaru zgarnęła talerz Serafina, wyszeptała kilka słów przy ladzie. Karczmarz zdziwił się, ale pokiwał głową - swój swego rozumiał, Hotaru zniknęła pod ladą, wślizgnęła się na zaplecze. A gdy wróciła, niosła pełną tacę - podobną do tych, do których Serafin już się przyzwyczaił, zawierających te kilka miseczek i talerzy, fantazyjnie skrojone dodatki i - co najważniejsze - imbryk z herbatą. Tancerka zdążyła już zauważyć, że kokos nie był jedynym medium zdolnym obłaskawić gniewnego youkai, że odpowiednio przyrządzona herbata potrafiła zdziałać cuda.
Serafin zajął się posiłkiem, zaś Hotaru napełniła szybko kubek herbatą. Tak, jak przewidywała - książę zaraz po niego sięgnął. Upił łyk, brew powędrowała w górę, mieszanka była co najmniej dziwna.
— Melisa i lawenda — wyjaśniła od razu Hotaru, nim mężczyzna zdążył spytać. — Przynosi dobre i łagodne sny.
— Zobaczymy. — W głosie mężczyzny słychać było powątpiewanie.
Hotaru uśmiechnęła się tylko delikatnie.
Zobaczymy.


Słońce stało w najwyższym punkcie nieba, gdy Serafin wstrzymał Falafela, zmarszczył brwi.
— To tutaj — zakomenderował, zsiadając z siodła. — Dotarliśmy do węzła.
Hotaru szybko podziękowała bogom za to, że mieli ja w opiece - bez ich przewodnictwa nigdy nie znalazłaby tego miejsca. Pozbawiona daru magii, niewiele mogła powiedzieć o okolicy.
To prawda, że drzewa wokół zdawały się bardziej wiekowe, ale i zdrowsze, silniejsze, jakby brały swą witalność z nienazwanego źródła. Hotaru poczuła się w tym miejscu niemal tak, jak w domu - w Yamato zawsze czuła przecież tą dziwną, trudną do określenia jedność z naturą, czuła jak roztacza nad nią opiekę.
Serafin zsiadł z konia, przez chwilę błądził po rozciągającej się przed nim polanie, jego uzbrojona w złote szpony dłoń badała nieruchome powietrze.
— Wachlarz — zakomenderował, wyciągając drugą rękę w stronę Hotaru.
Tancerka w okamgnieniu zsiadła z konia, niemal podbiegła do czarnoksiężnika, wsunęła Hikaru w jego dłoń. I czekała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz