czwartek, 28 października 2021

Od Sophie cd. Lei - Misja

Sophie ogarnęła pomieszczenie uważnym spojrzeniem. Dostrzegła, że ogólnie było stare, zapuszczone i nieużywane, i jedynie ten ołtarz na środku wyglądał na zadbany. Zdobny w trudne do odcyfrowania wzory, miał wokół siebie jakąś tajemniczą, nienazwaną aurę. Zapisana kartka momentalnie przyciągnęła uwagę Sophie, alchemiczka miała już przeczucie, na co patrzyła. Oprawiony w twarde szkło i ramę, ozdobiony złotem i pieczęciami, spoczywał tam kontrakt. Kobieta wróciła do jednej z licznych rozmów z Balthazarem - demon zwracał jej uwagę na to, jak poznać, czy demon, z którym podpisuje się cyrograf to profesjonalista. Prócz przeczytania samej treści kontraktu, bibliotekarz polecił zwrócić szczególną uwagę na jakość papieru używanego do pisania kontraktu, a także na tusz, którym spisywano całą treść. Już z tej odległości Sophie widziała, że demon od tego cyrografu nie był amatorem.
Wpatrzyła się w mężczyznę. Widać po nim było, że spędził w tym pomieszczeniu sporo czasu, i że nie był to wypoczynek. A także, że i przedtem nie miał wiele spokoju - twarz, choć przystojna, była zapadnięta i zapuszczona, podobnie jak i włosy.
Przez dłuższy czas cała trójka mierzyła się wzrokiem, w końcu jednak mężczyzna westchnął ciężko, pokonany.
— Nicolas Verdam. Ale to już pewnie panie wiedzą. Miło mi poznać, choć doprawdy wolałbym, by okoliczności były nieco bardziej sprzyjające.
— Sophie Egberts — odpowiedziała alchemiczka.
— Lea Harwell.
— Na okoliczności nie da się w tym momencie wiele poradzić — Sophie podeszła kilka kroków, rzuciła okiem na ołtarz i cyrograf.
— Nie wyglądają panie, jakby przybyły tu hobbystycznie lub przypadkiem — podjął Nick. — Niech zgadnę - burmistrz Lorcan Hampton zgłosił się do kogoś po pomoc, mam rację…?
Sophie nie podobał się jego ton. Na siłę ni to zabawny, ni to lekceważący. Mężczyzna resztką sił zdawał się utrzymywać jakąś maskę, która ledwie co zakrywała jego prawdziwą twarz. Uczucie było nieprzyjemne, groteskowe. Ten styl bycia tak bardzo do niego nie pasował - alchemiczka zastanawiała się, jak długo Nick usiłuje zakryć nim to, co działo się w jego sercu.
— Tak, należymy do Gildii Kissan Viikset. Ja jestem alchemiczką, Lea to zdolna łowczyni.
— Bardziej przydałby się potężny czarnoksiężnik albo egzorcysta — westchnął Nick, wracając wzrokiem do umieszczonego za szkłem cyrografu. — Wtedy cała ta sprawa miałaby jeszcze okazję na to, by jakoś sensownie się zakończyć. Jednak w takim przypadku… nie ma nadziei. Przynajmniej dla mnie.
— Co masz na myśli? — zapytała Lea.
Nick posłał jej smutny i zmęczony uśmiech, który nie sięgał oczu.
— Na pewno wielu rzeczy się domyśliłyście. Skoro dotarłyście za mną aż tutaj, większość sprawy jest wam znana — powiedział.
— Tak, to prawda. Jednak chciałybyśmy usłyszeć też to, co ma do powiedzenia główny zainteresowany.
Nick zaśmiał się. Krótko, sucho.
— W takim razie usiądźmy. Rozgośćcie się. — Wskazał dłonią ten nieco mniej zakurzony kawałek podłogi. — To będzie długa historia.
Lea westchnęła, ale obie kobiety postanowiły w końcu usiąść. Nick usiadł ciężko na stopniach ołtarza.
— Jak pewnie już wiecie, mój daleki przodek, Theodorus Verdam, postanowił za wszelką cenę odbudować potęgę rodu, który załamał się po przejściu plagi. Zamiast jednak wytrwale pracować nad poprawą sytuacji, uciekł się do podpisania cyrografu z demonem. I to nie byle jakim — Nick westchnął głucho. — Gdyby jeszcze zaprzedał tylko własną duszę, całe to zło skończyłoby się wraz z nim. Jednak Theodorus, niech bogowie go osądzą, wplątał w traktat całą rodzinę.
Sophie pokiwała głową. Tak, reakcje łańcuchowe potrafiły siać niebywałą destrukcję.
— W zamian za przeróżne przysługi oczekiwał pewnych opłat. Ofiar w zamian za bogactwo, ogólne szczęście i za usunięcie przeciwników politycznych.
Słowa zawisły w powietrzu.
— Jakie to były ofiary?
— Początkowo tylko ze zwierząt. Dopóki ktoś nie przestudiował nowoczesnej biologii i nie stwierdził, że człowiek to też zwierzę.
Sophie poczuła, jak siedząca obok niej Lea sztywnieje, ramię jej zadrżało. Alchemiczka złapała dziewczynę za rękę, chcąc dodać jej otuchy.
— Byłem wtedy dzieckiem, ale pamiętam, że moi rodzice dyskutowali o tym, by zaprzestać. By uwolnić się od demona i konieczności ofiar. Bo ofiary trzeba było składać nie tylko za przysługi, ale też po prostu - by go utrzymać. Jednak… coś się nie udało. Nie wiem, co. Cyrografu nie dało się zerwać i zapłaciła za to cała moja rodzina.
Nick uciekł wzrokiem w bok. Sophie nawet nie zauważyła, kiedy z jego oblicza opadła ta niepasująca mu maska. Bez niej mężczyzna wydawał się jeszcze starszy, jeszcze bardziej zniszczony życiem.
— Czyli miałyśmy rację — westchnęła Sophie, jej głos brzmiał głucho. — Demon postanowił pobrać należną mu zapłatę w życiach… Ale zrobił przerwę na dobre parę lat.
— Tak, to dzięki mojej matce — Przez twarz mężczyzny przebiegł nikły, acz ciepły uśmiech. — Demon mógł żądać czegokolwiek jedynie od pełnoletnich członków mego rodu. Matka obłożyła mnie zaklęciem, które sprawiało, że w umysłach innych, jak również i demona, zawsze jawiłem się jako dziecko. Jednak to zaklęcie wkrótce się wyczerpie, a i demon już poczuł, że coś się święci…
Ramiona Nicka opadły, jakby przygniecione jakimś niewidzialnym ciężarem.
— Jack White, i wcześniej Leo Smith – to moja wina. Oni obaj zginęli, bo demon postanowił mnie przywołać. Chciał mieć mnie w Ravenglen, gdzie jego moc jest niepodzielna. Chciał, żebym podzielił los reszty mego rodu.
Nick wstał, przeczesał palcami zapuszczone włosy.
— Próbowałem walczyć, ale to już nie ma sensu. Zaklęcie ochronne będzie działać do momentu moich dwudziestych ósmych urodzin, a te są dokładnie za… — Wyjął z kieszeni mały, złoty zegarek. Wieczko odskoczyło z kliknięciem. — … za pięć godzin. Tak. Zostało mi pięć godzin życia.
Lea wstała nagle.
— Przecież tak nie może być! Przybyłeś tu. Chciałeś coś zrobić, miałeś jakiś plan!
— Tak, to prawda — Mężczyzna wrócił wzrokiem do ołtarza, wskazał na cyrograf. — Miałem nadzieję, że uda mi się wyczytać w cyrografie coś, co pozwoli go zerwać. Ja… — westchnął. — Jestem prawnikiem. Odkąd udało mi się zbiec, studiowałem prawo i nic więcej. Właśnie po to, by poradzić sobie z tym kontraktem, by znaleźć tam to, co umknęło moim rodzicom i co doprowadziło do zagłady mego rodu. A teraz proszę — Niedbale wskazał dłonią w kierunku szklanej gabloty. — Pokonało mnie to. Zwykłe szkło. Kontrakt ma dobre kilkadziesiąt stron, a mogę odczytać tylko pierwszą, bo całość jest zamknięta w jakimś typie pancernego szkła. Próbowałem to rozbić na wszystkie sposoby i nie da się. Nie wiem, z czego jest zrobione, ale jest po prostu niezniszczalne.
Nick we frustracji kopnął w podstawę ołtarza.
— Przeszedłem tak wiele, by polec na samej linii mety.
— Do linii mety mamy jeszcze pięć godzin. To wystarczająco dużo czasu — odezwała się Sophie.
— Nie ucieknę. Jeśli mnie tu nie będzie, demon zacznie mordować kolejnych mieszkańców.
— Nie mówię o ucieczce. Będziemy walczyć — powiedziała twardo alchemiczka. Nick roześmiał się tylko głucho.
— Walczyć? Niby jak?
Sophie postukała palcem w skroń.
— Tym. Umysł to najlepsza broń. — Odwróciła się do Lei. — Pomożesz mi? Potrzebuję asystentki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz