wtorek, 26 października 2021

Od Apolonii cd. Małgorzaty


Bardka Montgomery opuściła gildię kilka dni temu – samotnie oczywiście, przez swą przyjaciółkę ranka po Paradzie powiadomioną będąc, że ta przez tydzień, a może dwa chętnie odpocznie w wiejskim zaciszu, wczesnojesiennej sielance o barwie złotych liści. Posłuży zdrowiu i urodzie, rzuciła jej wtedy niedbale Apolonia, uśmiechając się z przekąsem, bowiem obie doskonale wiedziały, że na zdrowie, a tym bardziej na urodę aktorka teatru narodowego jeszcze narzekać nie miała; nawet jeżeli czasami w przypływie jakiejś podyktowanej przez wyroki nieba trwogi łapała się za głowę, starając się doszukać siwych pasm włosów w tym ciepłym hebanie okalającym głowę.
Jeszcze żadnego nie znalazła, jednak każde jeszcze ma to do siebie, że nadal sugeruje pewien upływ czasu oraz to, co nadejdzie. I choć Kai Montgomery doskonale wiedziała, że rychła decyzja cudownej Polci spowoduje, że to jedynie ona poniesie koszta podróży powrotnej, tak nie miała szansy jej zmienić – po pierwsze, topazowe oczęta kobiety, gdy ta przekazywała tę informację, błyszczały wściekle i niebezpiecznie, po drugie, kto to słyszał, by narzekać na samotną podróż z całkiem przyjemnym dla oka woźnicą. Co z tego, że niewykształconym, gdy barki szerokie i uśmiech ładniutki, błyszczący, a nawet i posiadający, o dziwo, wszystkie ząbki.
Apolonia w odpowiedzi na ten pomysł, pijąc swą poranną, lekką herbatę o temperaturze już pokojowej, otrzymała więc jedynie widok niedbałego machnięcia dłonią, do którego na tyle zdążyła się przyzwyczaić, że nawet brewka nie drgnęła jej w jakimkolwiek oburzeniu. Po prostu, skinięciem głowy odprawiła szmargadowooką heksę, gdy w umyśle już przeskakiwały kołatki, powstawał plan, dla którego i Apolonia zdecydowała zatrzymać się na dłużej w starym dworku, zdecydowanie wymagającym wymiany zasłon, a przynajmniej otrzepania ich z jakiegokolwiek kurzu. Należało działać szybko, bez wahania i oglądania się za plecy – to wszystko bowiem mogło doprowadzić do rychłej tragedii, jaką byłoby złapanie tej biednej aktoreczki na gorącym uczynku.
Mijał dzień za dniem, a miodowe spojrzenie ukrywające się za gęstym wachlarzem rzęs sunęło więc za wątłą sylwetą znajomego sędziego. Wszystko ukradkiem lub przypadkiem, Apolonia rumieniła się wściekle, gdy siwe tęczówki przyłapywały ją na tak okropnej nieprzyzwoitości, spojrzenie uciekało – czy to w dłonie swojej właścicielki, czy to na bok, na którąś ze ścian, gdzie przeglądało, na przykład, grzbiety starych ksiąg z nieopisaną ekscytacją, czy to przez okno, chcąc łapać pierwsze z ostatnich podrygów złotych promieni słońca. Po cóż to całe zamieszanie, ktoś krzyknie z widowni, aktoreczka zaniesie się śmiechem na teatralnych deskach. Czyż kobieta, gdy zainteresowana mężczyzną, nie powinna dać znaku? Zasugerować swych chęci w sposób choć odrobinę bardziej dosadny? Zabawa w kotkę i myszkę w pewnym momencie robić się miała irytującą.
Oczęta za sędziowską sylwetą podążały jednak z zupełnie innego powodu, nigdy samym mężczyzną w rzeczywistości nie będąc zainteresowanymi; nigdy za czasów Apolonii, przynajmniej. Śledziły z uwagą sędziowski krok, notując w myślach godzinę i chwilę dnia, w której ów był postawiony. Przecież aktoreczka doskonale wiedziała, pamiętała, że mężczyzna trzymał się schematów niby łopian końskich grzyw i choć raz na jakiś czas lokalizacja sędziego odbiegała rytuałowi o kilka sekund (co, gdyby zwrócić mu na to uwagę, pewnie doprowadziłoby biedaka do szewskiej pasji), tak dla doświadczonego oka w pewnym momencie robiła się nużącą, okropnie przewidywalną. A o tę przewidywalność tu szło, gdy chciało się niepostrzeżenie dostać do cudzego pokoju, na gorącym uczynku złapanym nie będąc.
Od obmyślania planów w pewnym momencie nawet najtęższe umysły mogła rozboleć głowa – w takim momencie więc należało zażyć trochę świeżego podejścia, pozwolić piersi odetchnąć głęboko, a uszom wsłuchać się w szum złotych liści.
Gęste loki opadły w bezwładzie na ramiona, rzadko kiedy uzyskując od ich właścicielki pozwolenie, by tak po prostu rozlać się wzdłuż szyi, zapomnieć o eleganckich, pętających je upięciach. Brunatne z tych barwnych, jesiennych liści, te, które już zdążyły opaść na grunt, zaszeleściły pod obcasem pantofla, a kobieta na chwilę przymknęła oczy, chcąc rozkoszować się choć teraz otaczającą ją, zawsze docenianą samotnością. Ależ ileż to niby trwało, gdy zaraz o spódnicę otarło się czarne, ogromne psisko, przypominające demonicznego biesa, gdyby oko przymknąć na różowy jęzor wystający z ekscytacji z kufy?
Topaz oka z rozbawieniem podążył za potworem, może i parsknęła śmiechem, widząc to psie szczęście. Ach, jakże miło by było żyć tak beztrosko jak taka futrzasta masa mięśni. Aktoreczka westchnęła, rzęsą trzepnęła i ponownie spojrzała przed siebie. W oczy na początku rzuciła się fioletowa dłoń przerzucona przez ramię blondynki.
Apolonia momentalnie pobladła, barki spięły się w trwodze. Czy już się dowiedział?, przez głowę przebiegła ta przerażająca myśl, łydki przygotowały się do biegu, wzięła głębszy oddech i…
― Pomordowali kogo. Sprawcy szukam. Idziesz też? W końcu to tereny Gildii.
Ów został momentalnie wypuszczony, gdy ciężar z klatki piersiowy, niby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, został z niej uniesiony. Aktoreczka uśmiechnęła się, tym razem już spokojniejszym spojrzeniem lustrując tę fioletową rączkę przewieszoną przez kobiecy bark, w topazach coś błysnęło, jakby ta pewność siebie, której jeszcze przed chwilą jej zabrakło. Niedbale wzruszyła ramieniem, dłonie schowała do kieszeni spódnicy, unosząc odrobinę materiał nad ziemią. Podeszła do kobiety.
— Gdybym nie poszła, to wszystkie podejrzenia prawdopodobnie spadłyby na mnie, czyż nie? A obawiam się, że psy szybciej biegają od kobiety w pantoflach, ciąganie się po sądach też mi nie w smak — odpowiedziała wyjątkowo lekko jak na powagę sytuacji, z przyjacielską ironią. Skinęła głową blondynce. — Apolonia, chętnie potowarzyszę w śledztwie, bo i nie ma tu nic innego do roboty, bądźmy między sobą szczere — tu spojrzenie przeniosło się do sinych palców, bezwładnie zwisających wzdłuż kobiecego obojczyka, dwa opuszki pochwyciły jeden z nich, poruszając nim lekko. — I pana również miło mi poznać, liczę na owocną współpracę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz