sobota, 23 października 2021

Od Jamesa, CD Apolonii

Proste rozmowy, jeszcze prostsze gesty, a to wszystko zwarte w kilku majestatycznie zaplanowanych przez aktorkę scenach. James nie miał w końcu żadnych wątpliwości, że Apolonia z desek prawdziwego teatru życia nie schodziła nawet w momencie, gdy kładła się spać. Przysiągłby, że specyficzna artykulacja czy wymuszona forma ciała była przez nią zachowywana nawet w trakcie snu. Na wszelki wypadek, jakby mieli ją odnaleźć jednego dnia, nieżywą po nocy, ale nadal pełną wdzięku. W takim wypadku nic, czy żyć, czy umierać, na jedno wychodziło. Byle zostać zapamiętaną, a o to tego wieczoru, trudno przecież nie było.
— Droga pani, mężczyzna w końcu zmiennym jest, idąc za przykładem kobiet — wyszeptał naprędce, próbując zareagować na czas ze zmianą tempa. — Najciemniej w końcu pod latarnią, najbardziej piekielnie w kościele, a nic nie jest bardziej fałszywe od współczesnej nauki, nie jest to aż nazbyt typowe? — zapytał pod koniec z przekąsem, lekko mrużąc oczy, gdy dostrzegł w tłumie po raz kolejny płomienne włosy. Może znowu mu się tylko wydawało, ale spiął się momentalnie, zanim ponownie Apolonia zwróciła mu uwagę lekkim kuksańcem. Oczywiście, wyglądającym jak pięknie wykonany fragment obrotu. Jakże by inaczej.
— Nikt mi nigdy nie powiedział, żeby wspólny, dobrze wykonany i formalny taniec z kobietą wychodził poza kanon dobrych manier, a pani? — Nie pozwolił sobie na mrugnięcie, choć miał na to niezmiernie wielką ochotę. Zamiast tego zerknął oczy kobiety, nawiązując cienką nić zrozumienia. — Mojej reputacji do tej pory we własnych rękach nie posiadałem, jeżeli nie liczyć stosu bzdur, niezależnych ode mnie. Ci ważniejsi znają mnie na tyle, żeby wszelkie plotki rozwiać jeszcze przed ich zasłyszeniem. O panią martwiłbym się zdecydowanie bardziej, jeszcze powiedzą, że czyha pani na mój majątek. I to jeszcze wdowca! — Uśmiechnął się szeroko, wyobrażając sobie potencjalny szum i zgorszenie, które nie do końcu nawet teraz pojmował. Ta sama arystokracja, która teraz miałaby o nim plotkować, jeszcze kilka lat temu proponowała sojusz klanowy w oparciu o aranżowane małżeństwo pomiędzy ichniejszymi, najmłodszymi pociechami. Z tą różnicą, że jego nie miała lat dziesięciu, ich dochodziła trzydziestki. W jednych miejscach maniery, a pod nosem mimo wszystko chałtura i słoma spod butów.
— To wyłącznie zasługa pani cierpliwości do mnie — odparł, szybko ustosunkowując się do instrukcji kobiety. Działał tak, jak do tej pory umiał najlepiej: w towarzystwie jasnych, prostych wskazań i konkretnych instrukcji. Przesunąć się w jedną stronę. Później w drugą. Noga tam, ręka tu, a nawet i parkiet w ich okolicy zdawał się coraz bardziej wyludniać, gdy ludzie ustępowali miejsca niecodziennemu widowisku.
— Czuje się pani spełniona? — zapytał w końcu, pochylając się nieco w kierunku ucha kobiety. — Jako gwiazda wieczoru, oczywiście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz