czwartek, 28 października 2021

Od Małgorzaty cd. Tezeusza

Roznosząca się po gabinecie przygnębiająca aura stanowiła pierwszą, całkiem solidną, wskazówkę do tego, że coś tu jest kurewsko nie tak. Za wskazówką podążyły zaraz odpowiednie dowody mocne w swej podstawie, niezachwiane, jasno potwierdzające tezę, że coś się z wicehrabią stało i to zdecydowanie coś, czego do rzeczy przyjemnych zaliczyć nie można było. Uśmiech; lekki, delikatny wręcz, łagodny ton głosu i brak rutynowego śledztwa w sprawie tego czy i kto widział ją po drodze. Brak wiecznie obecnej lampki wina na biurku, brak dokładnie dwóch teczek z aktami, by te symetrycznie były rozłożone u szczytu biurka, w idealnie różnych rzędach. No i ten – lekki, bo lekki, ale wciąż obecny – bałagan. Spoczywająca na lakierowanym drewnie lista delikatnie odsunięta pod kątem nie pasującym do Tezeuszowego zamiłowania do porządku i idealnie równych rzędów, czy pozycji spoczywającego na biurku papieru.
I ta ledwo trwająca świeczuszka, znak, że służba nie zaglądała tu od bardzo wielu godzin.
― Lista gości na bal pożegnalny, który planuję urządzić z okazji przenosin do Sorii. ― Jadeit uniósł się nieznacznie, musnął przelotnie trzymany w dłoni papier. Nazwiska znane, nazwiska nieznane, nazwiska jedynie zasłyszane i te, którymi dobrze było operować w razie kłopotów. A między nimi, jakby zagubione, niepasujące, to jedno wykreślone, jakby odrzucone z papieru, ale nie z serca.
Grzebień zanurzył się w kolejnym paśmie włosów, spojrzenie jadowniczki wróciło do kontrolowania wykonywanej czynności. Palce zanurzyły się w miękkim brązie, oddzieliły kolejne pasmo wymagające jej troski i opieki. Metalowe ząbki ponownie zniknęły, rozdzieliły pasmo na mniejsze kosmyki.
― Do wyrzucenia.
Papierowa kulka wślizgnęła się do kosza, dołączyła do reszty. Tezeusz natomiast, wbrew wszelkim oczekiwaniom i domysłom, rozpoczął monolog dotyczący przeszłości. Nie ogólnej, nie przeszłości sądownictwa, nawet nie o przeszłości jakiejś innej, równie losowej sprawy. Przeszłość ta dotyczyła go personalnie, dotykała najciemniejszych zakamarków jego persony. Odsłaniała dotąd niepoznane cienie, dawała nikłą szansę na poznanie sędziego od innej strony. Na spojrzenie na niego jak na człowieka. Człowieka, który również ma swoje rozterki, zmartwienia i obawy, a który na co dzień, będąc uosobieniem majestatu prawa, nie pokazywał po sobie nic poza twardym marmurem zobojętnienia i szaleńczym przywiązaniem do schematów.
Grzebień rozczesał ostatnie pasmo. Małgorzata wypuściła je z palców, pozwoliła mu opaść, musnąć materiał obicia fotela. Kciuk znów zbadał metalowe ząbki narzędzia, jadeit błysnął niepewnie, zawierając w sobie całe wahanie, jakie w tej chwili nią targało. Opcje mnożyły się w zastraszającym tempie, rozłożyły się niby wielki wachlarz możliwości z których nie potrafiła skorzystać. Mimo wszystko, nie potrafiła.
Dłoń znów spoczęła na sędziowskim ramieniu, na krótki moment, jak niezdecydowany ptak. Wrażenie dotyku, przyjemny ciężar, ulotnił się po chwili, pozostawiając ramie pustym. De Verley odeszła od biurka, zniknęła wśród cieni pochłaniających gabinet. Metalowy ząbek grzebienia oparł się niebezpiecznie mocno o kciuk, ale nie przebił skóry. Przedmiot spoczął na swoim pierwotnym miejscu.
― Zawdzięczam mu więcej niż własnemu ojcu przez całe życie, a teraz, po niecałych dwudziestu latach, właśnie, kiedy dostałem swój własny rejon... ― Cichy szelest zwabił jej uwagę. Spojrzenie ułowiło trzymany w palcach list, stopa wysunęła się sama w kierunku Tezeusza. Kroki również stawiały się same, ciało zdawało się reagować automatycznie, bez udziału myśli i woli, bo te, wciąż rozerwane były pomiędzy końcem, a przyjemnym trwaniem tej znajomości. Przysunęła się z wprawą, nie zdradziła jej nawet zazwyczaj szeleszcząca spódnica. Wyćwiczonym, wdzięcznym gestem odebrała list, nogi poniosły ją kawałek dalej, tuż obok świecy, do centrum nikłego światła. Szmaragdowe oczko pierścionka mrugnęło do wicehrabiego, srebro nabrało miękkości odbijając wijący się złoty płomyk.
Papier zaszeleścił odkrywając przed De Verley swoją tajemnicę, zielone oczy w skupieniu prześledziły tekst, choć z ich wyrazu trudno było cokolwiek wyczytać. Nie znała prawnika o którym traktował list, wobec czego zawiadomienie o jego przykrym wybraniu się ad patres teoretycznie nie powinno poruszyć zbytnio strun jej duszy. Co jednak dotykało wicehrabiego, dotykało także De Verley i nie sposób było zaprzeczać, nawet kiedy sędzią w tej sprawie była ona sama.
Znów nie odpowiedziała, nie zakłóciła monologu. Złożyła list z powrotem, przesunęła go po drewnie biurka w stronę Tezeusza. Wzrok uniósł się na krótki moment, złowił spojrzenie sędziego. Smutne i przygnębione, tak bardzo niepasujące do tego, co szary agat zazwyczaj sobą reprezentuje. De Sauvignon wyciągnął dłoń, ułożył palce na liście, przejmując go z powrotem pod swoją pieczę. Małgorzata nieznacznie uniosła dwa palce, opuszek musnął miękko wierzch męskiej dłoni. Jadeit umknął czym prędzej, ułowił kolejny tańczący na ścianie cień. Ten, który należał do niej samej.
― Ktoś mądry powiedział kiedyś, że człowiek umiera dopiero wtedy, kiedy jego najskrytsze marzenia i cele, będąc spełnionymi, nie zostaną już niczym nowym zastąpione.
Cień poruszył się nieznacznie, przepłynął po ścianie, zlał się z cieniem wicehrabiego. Małgorzata wślizgnęła się lekko pomiędzy fotel, a biurko, usiadła na sędziowskich kolanach, przez chwilę spoglądała na swoje dłonie, tyle razy szorowane twardą szczotą z cudzej krwi.
― A ty, Małgosiu, co uważasz? Czy może być chociaż krzta prawdy w tych słowach?
― Człowiek umiera dopiero wtedy, kiedy się o nim zapomni ― odezwała się cicho, miękko. Uniosła spojrzenie, a to zbłądziło na męskiej twarzy. Zbadało linię szczęki, gładki polik, mocniej zarysowaną kość jarzmową. Za wzrokiem podążyła dłoń, ciepłe palce musnęły sędziowski podbródek i zsunęły się po szyi w dół, wprost w dołek między obojczykami. ― Jeśli więc o nim nie zapomnisz, to tak naprawdę nigdy nie umrze. ― Dodała cichutko, wzrok skupiając na męskiej szyi. Poczuła łagodny ruch przy ostatniej ze spinek trzymającej jej fryzurę na słowo honoru. Nie ingerowała, pozwoliła Tezeuszowi wydobyć szpilkę, a złotym lokom łagodnie spłynąć na ramiona i plecy.
― Zostanie we wspomnieniach ― dłoń zsunęła się jeszcze kawałek, między parę rozpiętych guzików, na mostek ― W ideach, które ci przekazał. W prawie, które znasz ― cokolwiek Małgorzata miała na myśli, zrezygnowała z tej ścieżki. Rączka przesunęła się na sędziowski kark, a do niej po chwili dołączyła druga, obejmując ciasno. Jadeit ułowił przygnębioną szarość.
― Jesteś zmęczony, Tezeuszu. ― uniosła głowę, ciepłe wargi musnęły troskliwie czoło sędziego. ― Powinieneś się położyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz