czwartek, 28 października 2021

Od Isidoro cd. Inanny

Kufle piwa stanęły przed Inanną i Isidoro. Astrolog popatrzył w spienioną zawartość lśniącą bursztynem w blasku karczemnych lamp. Zazwyczaj unikał alkoholu, po wypiciu nawet niewielkiej ilości brał go nadmiar kurażu i czasem nie kończyło się to dobrze. Jednak astrolog postanowił tego jednego wieczoru zrezygnować ze swojej wstrzemięźliwości w tej materii i napić się nieco złotego trunku. Od jednego kufla nic mu przecież nie będzie.
— Może wezmę nam też jakieś jedzenie — powiedział do Inanny - picie na pusty żołądek było słabym rozwiązaniem.
Jedli ostatnio przecież jakoś rano, a cała ta „przygoda" na targu sprawiła, że dla Isidoro równie dobrze mogło to być tydzień temu. Oczy bardki zalśniły, a brzuch zaburczał donośnie, jakby teraz przypominając sobie o tym, jak dawno nie pojawiło się w nim jedzenie od Iriny. Albo w ogóle jakieś jedzenie.
Ucho kapitan Rosario wychwyciło charakterystyczny dźwięk, kobieta wybuchnęła śmiechem, ciepłym wzrokiem patrząc na czerwieniącą się Inannę.
— Gdzie moje maniery, zapomniałam zupełnie, że jesteście jeszcze głodni — powiedziała Rivanni.
Isidoro próbował wciąć się z tym, że on zapłaci za jedzenie, skoro kapitan zapewniała alkohol, jednak kobieta zbyła go przyjacielskim machnięciem ręki. Skinęła zaraz na kelnerkę, dziewuszka znów podeszła.
— A wracając do Ambrożego — podjęła Rivanni po chwili, gdy kelnerka oddaliła się już z zamówieniem. — Cieniste pantery to agresywne stwory, ale Ambrożego to Amaya miała od kociaka. Pamiętam, taki był malutki, ciągle tylko miauczał, ładował się Amai na kolana i chciał mleka. Oczywiście, maskotka całej załogi. No to wyrósł na mądrego i łagodnego kawalera, ale Ambroży to nadal pantera - jak się zdenerwuje, to potrafi być naprawdę groźny. — Westchnęła, pociągnęła solidny łyk z kufla. Isidoro umoczył usta w pianie, też się trochę napił. Zerknął na Inannę, bardka próbowała właśnie złotego specyfiku. — Dlatego dziwi mnie, że skończył w klatce.
Kelnerka wróciła z kuchni, postawiła miski parującej strawy przed Inanną i Isidoro. Oboje od razu zabrali się za jedzenie. Isidoro czuł, że żołądek niemal skręcił mu się z głodu, pierwsze kęsy słodkiego naleśnika nigdy nie smakowały jeszcze aż tak dobrze.
Złoty łepek wysunął się mocniej z torby, chłodny nos trącił łokieć Inanny. Kobieta zerknęła w czarne, błyszczące ślepia, patrzące teraz na nią z większą intensywnością.
— Ach, przecież i ty nic nie jadłeś! — powiedziała, zaraz sięgnęła do własnego talerza.
Wyjęła spomiędzy kawałków sałaty i pomidora ćwiartkę jajka na twardo, obejrzała - nie było na nim ani ziarnka pieprzu ani soli. Inanna podsunęła jajko pod pyszczek węża:
— To możesz zjeść bezpiecznie.
Wąż zaś rozwarł szczęki i połknął kąsek w całości. A następnie to samo zrobił z trzema następnymi kawałkami jajka, zaś gdy brzuch miał już pełen, wślizgnął się głębiej do torby, by drzemać po posiłku.
— Troskliwe z ciebie dziewczę, Ineczko, wiedziałam to odkąd się tylko spotkałyśmy.
Inanna zakrztusiła się lekko liściem sałaty, uciekła wzrokiem w stronę kufla z piwem
— Nie zdziwiłabym się, gdyby handlarza dało się znaleźć w miejskim loszku. Może i nie on wprost wywołał całe zamieszanie na targu, ale na pewno bez jego udziału nic by się nie wydarzyło. Udam się tam jutro i rozmówię z draniem - jeśli chociaż widział Amayę, to już będzie jakiś postęp.
— A co z Ambrożym? — spytała Inanna, odstawiając do połowy pusty kufel.
— Ambroży możliwe, że sam wróci. Pozna statek, to jego dom, więc możliwe, że i już nawet wrócił. Ale jeśli nie, to go poszukamy - tylko rano. Szukanie cienistej pantery w nocy to obłęd w najczystszej postaci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz