niedziela, 31 października 2021

Od Ayrenn cd. Sophie

― Nie podoba mi się to wszystko. ― Ayrenn nerwowo potarła palcami policzek ― Nawiedzony las rzadko jest nawiedzony bez powodu.
Widząc nie do końca podążające jej tokiem rozumowania spojrzenia towarzyszy, wyjaśniła:
― To nie jest tak, że jest sobie las i duchy w nim mieszkające z dnia na dzień decydują się „a, od dzisiaj będziemy niemili dla ludzi i zwierząt”. Cokolwiek stało się w tamtej okolicy, musi mieć powiązania z ludźmi tam mieszkającymi. A jak powszechnie wiadomo, ludzie nie lubią przyznawać się do błędów i zawirowań w historii rodziny. ― Elfka splotła ze sobą dłonie, przez chwilę obserwowała czubki swoich ciemnych butów. ― Bez urazy, oczywiście ― dodała szybko, kiedy dotarło do niej, że w zasadzie otaczają ją sami ludzie.
― Czyli jakaś ciekawa historia rodowa? ― myślała na głos Sophie.
― Być może ― potaknęła Ayrenn ― a być może coś jeszcze innego. Las wzywa młodego panicza tylko podczas snu, a wtedy… ach, wtedy mogą człowiekiem targać siły nie do końca zbadane i nieodkryte. To będzie zdecydowanie niebezpieczna misja.
― Dlatego posyłam waszą trójkę ― wtrącił Cervan, spojrzał na każdego z osobna ― dobrze byłoby, gdyby misję udało się załatwić bez niepotrzebnego… nadszarpnięcia naszej reputacji ― palce zabębniły o blat biurka, mistrz odchylił się w krześle.
Gildyjczycy potaknęli, przyjmując sugestię do wiadomości.
― Zrobimy co w naszej mocy ― odezwał się Antares. Spotkanie wyglądało na zakończone.
W drogę wyruszyli dwa dni później. Ayrenn chciała odespać ostatnie senne eskapady po świecie zjaw i duchów, Antares chciał być po prostu dobrze przygotowany, a Sophie chciała dokończyć pewien eksperyment, który nie mógł pozostać bez opieki na dłuższy okres czasu. Dnia trzeciego, wczesną porą, spotkali się przed stajnią. Gotowi do drogi, z dość optymistycznym nastawieniem do misji.
― Czy to konieczne? ― spytała Sophie, lustrując wierzchowca elfki spojrzeniem. Antares dla odmiany wydawał się być bardzo żywo zainteresowany, choć nie do końca był przekonany co do tego, czy można się tak otwarcie gapić na czyjeś zwierzątko.
― Obawiam się, że tak ― Ayrenn poprawiła łosiowi uprząż, sprawdziła mocowanie sakw i juków. Łoś nie wyglądał na niezadowolonego swoją nową rolą. Obiecano mu dobre traktowanie, ciekawa wycieczkę i pyszne owoce, więc nie było powodu by kręcić nosem i elfce odmawiać ― Bambi nie uniesie aż tylu rzeczy, a ja kompletnie nie mam pojęcia co może nas tam czekać. Poza tym, droga może okazać się niezbyt łaskawa dla jelenia. No i jeśli natrafimy na jakąś nieciekawą przeszkodę, to oszczędzimy na magii, ta może być zbyt cenna w późniejszym okresie, by trwonić ją już z początku.
― No dobra. Macie wszystko? ― Sophie niezaprzeczalnie zajęła pozycję lidera ich małej grupy, ale nie wyglądało na to, by Antaresowi czy Ayrenn ten stan rzeczy przeszkadzał.
― No pewnie ― elfka wspięła się na grzbiet łosia, a ten zatańczył w kółko, nie kryjąc ekscytacji. Egzorcystka parsknęła, poklepała wierzchowca po szyi. ― Spokojnie, spokojnie, żebyś tylko nikogo porożem nie potrącił.
― Ktoś sprawdzał pogodę? ― alchemiczka popędziła Lakmusa, w końcu ruszyli.
― Isidoro mówił, że będzie dobrze. Jakiś deszcz się trafi, ale przelotnie, sądzę więc, że nie będzie problemów ― łoś, kiedy usłyszał o dobrej pogodzie, przyśpieszył nieznacznie kroku.
― W gabinecie mistrza wspominałeś, że ich znasz. Tych szlachciców ― Sophie rozpoczęła ekstrakcję pod ciśnieniem ― Co o nich wiesz? Twoja odpowiedź może nam sporo ułatwić w planowaniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz