czwartek, 21 października 2021

Od Jamesa, CD Apolonii

— Bliżej jej do fizyki, ale, niestety dla moich niedoszłych studentów, matematyka również odgrywa w niej ważną rolę, chociaż liczby są rzadko stosowane. — Roześmiał się ponownie, gardłowo i ciepło na wspomnienie czarnych tablic, pomazanych kredą rękawiczek i postępującej niechęci uczniów do wszystkiego, co miało w sobie litery. Jedna przyszła magiczka raz się nawet rozpłakała, widząc na arkuszu pierwszą od siedmiu zajęć liczbę. Dobre czasy. Zmarniał zaraz na moment na kolejne słowa kobiety. Lekko. Zauważalnie. Migotliwie. Tak na ile wypadało, ale żeby jednocześnie nie przyciągnąć zbytnio niczyjej uwagi.
— Jakby to powiedzieć, moja inspiracja i pasja umarły wraz z moją muzą. — Uśmiech stał się cierpki, mniej przyjazny, ale przecie trwało to jedynie moment, dla niewprawnego oka mogłoby się nawet wydawać, że tylko światło załgało w sprawie jasnowłosego jegomościa. Zerknął na obrączkę, niewidoczną pod materiałem rękawiczek, chyba że ten wygiął się w trakcie ruchu, mocno przylegając do wnętrza dłoni.
— Nie miała nigdy pani kogoś, kto podążał za panią na tyle, żeby jego nagłe zniknięcie złamało wszystkie, nawet najwytrwalsze chęci? — skłamał naprędce, posyłając kobiecie długie, ale jednocześnie zatroskane spojrzenie. Może jego rezygnacja z eksperymentów miała jakiś związek z Liv, niewątpliwie, na ile jej śmierć, a na ile same jej konsekwencje, tego już nie umiał powiedzieć. Świat w końcu układał ludzkie ścieżki jak źle wykonane puzzle, ale dawno porzucił ideę superpozycji wszystkich spraw bardziej lub mniej stonowanych.
Całe szczęście, że temat zarazu zaczął się zagęstniać. Tak, skupić swoje myśli na czymś konkretnym, poddać pozostałości, to przecież zawsze zdawało wystarczające rezultaty, żeby przetrwać kolejny dzień, wieczór, noc, nie myśląc o tym, co się samemu sprowadziło na najważniejsze osoby w swoim życiu.
— Pani Apolonio, jest pani przecież świadoma sztuki, czymże się różni magia od każdego innego daru, jaki można otrzymać na co dzień. Widziałem szaleńczych alchemików, którzy mogliby cała tę salę przetrzebić jednym gazem, żaden mag nie zdążyłby mrugnąć. W końcu sztuką nad wszystkie sztuki jest przecie sztuka intencji, a fakt, że niewielu zgłębia ją w ramach czystych, ma niewiele wspólnego z innym dziedzinami, którymi takie jednostki się parają — wytłumaczył łagodnie, jak do dziecka, przyzwyczajony do kształtowania młodych, pewnych w niektórych sprawach umysłów, które później wybierały się na uniwersytety i odkrywały, że świat nie miota odcieniami czerni czy bieli. Zaraz też samego siebie pouczył, że rozmawiał z dorosłą kobietą, a nie byle nastoletnim truchlęciem i wypadałoby nie podważać jej autorytetu w tak obskurny sposób. Temu powstrzymał się również od komentarza na temat ładnego ubioru, który rozległ się w jego głowie. Można go zostawić na lepszą, mniej chybotliwą atmosferę, nie chciał jej w końcu mamić i dobruchać ładnymi słówkami.
— Pani wybaczy, na głodnego zdecydowanie pozwalam sobie na bardziej małostkowy język.
Upił kolejne łyki wina, odstawił na stolik pusty kielich i zaraz powziął kolejny. Poprowadził ich w stronę suto zastawionych stołów, decydując, że nieładnie tak pić na pusty żołądek. Zresztą, skoro ktoś podawał dobre jedzenie, to należało z niego skorzystać, zawsze dodatkowy smak dodawał uroku tak ładnemu wieczorowi.
— A w sprawie pana Asparsy, proszę o wybaczenie, w moich stronach funkcjonuje bardzo mocno utrwalony zwyczaj, nienarzucania się damie, która już ma towarzystwo — wyjaśnił dobrotliwie, zanurzając kolejny raz wargi w napoju. O tym, że kobiety dosyć małostkowo traktowano w środowisku demagitów już nie wspomniał, potrzeby nie widział. — W żadnym wypadku nie chciałem pani urazić ani czegokolwiek zarzucić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz