niedziela, 24 października 2021

Od Hotaru cd. Serafina

Za każdym razem, gdy Hotaru wydawało się, że nie może bardziej zblednąć, Serafin mówił coś takiego, że ta niewielka objętość krwi którą jeszcze tam miała, odpływała całkiem z twarzy. Zaciśnięte na wachlarzu dłonie drżały, kciuk pocierał lakierowane drewno szybko, nerwowo. Jednak te ostatnie słowa…
— To niemożliwe — wydusiła, pozwoliwszy sobie zerknąć ten jeden raz na twarz siedzącego przed nią maga.
Ten pociągnął łyk herbaty, powoli machnął ozdobioną w szpony ręką gestem dystyngowanym, może nieco zbywającym.
— Cóż, takie jest moje zdanie i moja ekspertyza. Wiele artefaktów jest związanych z miejscem swego stworzenia. Jeśli nie jesteś skłonna się tam udać… — zawiesił głos, pociągnął kolejny łyk herbaty.
To nie moja sprawa - powiedziała cisza.
Hotaru zacisnęła usta - siedziała ze wzrokiem wbitym w wachlarz, obraz niebezpiecznie się rozmywał. Kobieta przygryzła policzek, żelazisty posmak krwi rozszedł się po języku, przegonił łzy bezsilności.
„Choćbym miała zawrzeć pakt z demonem..." pomyślała, szukając na dnie serca siły. To musiało dać się obejść, musiało dać się w jakiś sposób rozwiązać. Nie tak, to inaczej. To nie mógł być koniec.
Wzrok mimowolnie uciekł do imbryka, zawadził o stojący obok talerz. Serafin uszczknął z niego nieco borówek, jednak pozostawił ciasto nietkniętym. Nie skusiły go wiórki kokosa zatopione w słodkiej polewie, ani miękka, krucha faktura. Isidoro sam jej mówił, że kokosem da się Serafina obłaskawić, dlaczego więc podejście nie działało? Astrolog nie mógł się przecież mylić…
— Czy ciasto nie odpowiada twoim gustom, panie? — spytała, rzucając kolejne szybkie spojrzenie na twarz maga.
Zbyt szybkie i zbyt krótkie, by dostrzec, jak problematyczne było jej pytanie.
— Ach tak. Ciasto — mruknął Serafin.
Talerzyk poderwał się, usłużnie wylądował w dłoni maga. Ten wystudiowanym gestem wziął ten niewielki widelczyk przeznaczony specjalnie do deserów, oglądał przez chwilę kompozycję z listkiem mięty, a następnie wbił widelec w ciasto. Ukruszyło się, odłamał się od niego jakiś wielokształtny fragment, rozsypał w fontannie okruchów. Czarnoksiężnik niemal nie wydał z siebie lekkiego „hmm", następnie nabrał okruchy na widelec, skosztował w końcu ciasta. Hotaru strategicznie zerknęła, złowiła wzrokiem widok niezwyklejszy, niż zaćmienie słońca - przelotny uśmiech Serafina.
— Yamato znajduje się miesiące drogi stąd — podjęła po chwili. — To trudna droga, niebezpieczna. Część trzeba przebyć statkiem, Yamato to zbiór wysp… Nie dam rady się tam udać…
Zerknęła na talerzyk - czarnoksiężnik coraz wprawniej radził sobie z ciastem. Hotaru niezobowiązująco dolała herbaty do kubka. Gdy Serafin po niego sięgnął, brew powędrowała w górę, wzrok przebiegł do Hotaru - ale kobieta siedziała już tak, jak wcześniej. Z dłońmi na podołku, zaciśniętymi na wachlarzu.
— Faktycznie, jest to wyprawa. — Na widelcu znalazł się listek mięty.
— Czy naprawdę nie ma sposobu, by choć trochę pomóc mu gdzieś tu? W Nalesii? — urwała, poprawiła się na krześle. — Wybacz, panie, że tak śmiało pytam, wierzę jednak, że skoro jesteś najpotężniejszym z gildyjnych magów, to jeśli ktokolwiek ma zna ów sposób, musisz być to właśnie ty.
Serafin zajął się drugim kawałkiem ciasta.
— Możliwe, że udałoby się to zrobić, gdybyś odnalazła jeden z węzłów magii płynących pod powierzchnią kontynentu. To miejsca mocy, może podźwigną nieco wachlarz, może pomoże mu to na tyle, że sam zregeneruje resztę. A może nie.
To już był jakiś trop, Hotaru poczuła, że sprawy zmierzają we właściwym kierunku. Jednak największą przeszkodą był tu pewien szczegół - ona sama niewrażliwa była na magię, nie miała pojęcia, gdzie się takie węzły znajdują, czym są, jak wyglądają i jak w ogóle sprawić, by za pomocą takiego węzła pomóc Hikaru. Potrzebowała więcej pomocy, nie sądziła jednak, by jedno ciasto ową pomoc opłaciło.
— Cały czas tytułujesz mnie „panem" — podjął znienacka Serafin, usiłując nadziać widelcem borówkę. — Dlaczego?
Hotaru uniosła brwi. Tego się nie spodziewała.
— Z tego, co mi wiadomo, ludzie tytułują cię księciem. Jeśli mój sposób zwracania się był nieodpowiedni, proszę…
Borówka nadal uciekała, drobna zmarszczka pojawiła się między brwiami księcia.
— Nie kłopocz się.
— Wiem, że większość osób zwraca się tu do siebie po imieniu... — urwała. Może jednak nie powinna iść w tę stronę? — Jeśli jest jakiś preferowany sposób…
Widelec zgrzytnął o talerzyk. Borówka - uciekała.
— Nie ma, nie jest to dla mnie interesującym. Możesz mówić, jak ci wygodniej.
— Dziękuję, panie.
Borówka poturlała się wbrew grawitacji na sam środek talerza, gdzie podejrzanie znieruchomiała. Czarnoksiężnik z satysfakcją wbił w nią widelec. Zerknął na kubek z herbatą - znowu pełen.
— Wybacz, jeśli moja prośba okaże się zbyt śmiała, panie, ale... — Hotaru zacisnęła mocniej dłonie na wachlarzu.
— Ale…?
— Nie wiem, czym są owe magiczne węzły. Nie noszę w sobie błogosławieństwa bogów i mimo twych światłych wskazówek nie wiem, jak naprawić wachlarz. Dlatego, jeśli zechciałbyś towarzyszyć mi w tej podróży… Hikaru jest dla mnie wszystkim, nie mogę dopuścić, by działa mu się krzywda.
Serafin oderwał się na chwilę od ciasta, rozparł wygodniej w fotelu.
— Ach, więc prosisz mnie o… przysługę? — zapytał, w jego dość obojętnym i rzeczowym do tej pory głosie zadźwięczały jakieś niebezpieczne nuty.
— T-tak.
Chwila ciszy.
— Dobrze. Wiedz jednak, że za wyświadczone przysługi zwykłem pobierać stosowne opłaty. A także ścigać tych, którzy owych opłat nie uiszczali.
Hotaru podniosła na niego zalękniony wzrok.
— Panie, nie mam wiele pieniędzy…
Mężczyzna machnął tylko złotym szponem.
— Nie chodzi mi o pieniądze. Przysługa za przysługę.
Tancerka patrzyła na niego nie rozumiejąc.
— Naprawdę nie wiem, na co ktoś taki, jak ja, mógłby przydać się komuś takiemu, jak ty, panie…
Różnica między nimi była niczym przepaść. Hotaru radziła sobie z przeróżnymi obowiązkami domowymi - potrafiła gotować, prać, sprzątać, coś uszyć. Potrafiła też umilić czas swojej pani śpiewem, tańcem i opowieściami. Parzyła herbatę, piekła ciasta, malowała latawce - wszystko to jednak Serafin mógł mieć pewnie na pstryknięcie palcem.
— To prawda — powiedział czarnoksiężnik bez ogródek. — Jedna moja przysługa w zamian za garść twoich. Aż uznam, że spłaciłaś dług. Jeśli zaś się z nich nie wywiążesz… — Wzrok mężczyzny przewędrował na wachlarz. — Ten artefakt będzie mój.
Oddech uwiązł w piersi Hotaru, perspektywa utraty wachlarza zmroziła jej krew w żyłach. A co jeśli nie będzie w stanie wywiązać się z którejkolwiek z przysług? Jeśli Serafin zażąda czegoś poza jej możliwościami? Albo czegoś, na czego zrobienie nie pozwoli jej honor? Kobieta podniosła wylęknione spojrzenie na księcia. Ten westchnął tylko.
— Nie denerwuj się aż tak, nie chcę mieć cię na sumieniu — powiedział, wracając do ciasta. — Nie miałoby sensu, bym żądał od ciebie rzeczy, którym nie podołasz. Dobiorę te przysługi tak, by ich niewykonanie było jedynie twoją złą wolą. Najwyżej będzie ich naprawdę dużo… jeśli ciasta i herbata to jedyne, co potrafisz.
Hotaru odetchnęła głębiej usiłując uspokoić bijące zbyt szybko serce. Wróciła myślami do słów Sophie. Że ktoś, z kim Isidoro się przyjaźni, musi mieć serce po właściwej stronie.
— Zgadzam się — powiedziała w końcu z mocą.
Może to tylko światło zaigrało, może w kąciku ust Serafina zatańczył uśmiech.
— W takim razie - umowa stoi.
I tak - Hotaru zawiązała pakt z demonem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz