Za każdym razem, gdy Hotaru wydawało się, że nie może bardziej zblednąć, Serafin mówił coś takiego, że ta niewielka objętość krwi którą jeszcze tam miała, odpływała całkiem z twarzy. Zaciśnięte na wachlarzu dłonie drżały, kciuk pocierał lakierowane drewno szybko, nerwowo. Jednak te ostatnie słowa…
— To niemożliwe — wydusiła, pozwoliwszy sobie zerknąć ten jeden raz na twarz siedzącego przed nią maga.
Ten pociągnął łyk herbaty, powoli machnął ozdobioną w szpony ręką gestem dystyngowanym, może nieco zbywającym.
— Cóż, takie jest moje zdanie i moja ekspertyza. Wiele artefaktów jest związanych z miejscem swego stworzenia. Jeśli nie jesteś skłonna się tam udać… — zawiesił głos, pociągnął kolejny łyk herbaty.
To nie moja sprawa - powiedziała cisza.
Hotaru zacisnęła usta - siedziała ze wzrokiem wbitym w wachlarz, obraz niebezpiecznie się rozmywał. Kobieta przygryzła policzek, żelazisty posmak krwi rozszedł się po języku, przegonił łzy bezsilności.
„Choćbym miała zawrzeć pakt z demonem..." pomyślała, szukając na dnie serca siły. To musiało dać się obejść, musiało dać się w jakiś sposób rozwiązać. Nie tak, to inaczej. To nie mógł być koniec.
Wzrok mimowolnie uciekł do imbryka, zawadził o stojący obok talerz. Serafin uszczknął z niego nieco borówek, jednak pozostawił ciasto nietkniętym. Nie skusiły go wiórki kokosa zatopione w słodkiej polewie, ani miękka, krucha faktura. Isidoro sam jej mówił, że kokosem da się Serafina obłaskawić, dlaczego więc podejście nie działało? Astrolog nie mógł się przecież mylić…
— Czy ciasto nie odpowiada twoim gustom, panie? — spytała, rzucając kolejne szybkie spojrzenie na twarz maga.
Zbyt szybkie i zbyt krótkie, by dostrzec, jak problematyczne było jej pytanie.
— Ach tak. Ciasto — mruknął Serafin.
Talerzyk poderwał się, usłużnie wylądował w dłoni maga. Ten wystudiowanym gestem wziął ten niewielki widelczyk przeznaczony specjalnie do deserów, oglądał przez chwilę kompozycję z listkiem mięty, a następnie wbił widelec w ciasto. Ukruszyło się, odłamał się od niego jakiś wielokształtny fragment, rozsypał w fontannie okruchów. Czarnoksiężnik niemal nie wydał z siebie lekkiego „hmm", następnie nabrał okruchy na widelec, skosztował w końcu ciasta. Hotaru strategicznie zerknęła, złowiła wzrokiem widok niezwyklejszy, niż zaćmienie słońca - przelotny uśmiech Serafina.
— Yamato znajduje się miesiące drogi stąd — podjęła po chwili. — To trudna droga, niebezpieczna. Część trzeba przebyć statkiem, Yamato to zbiór wysp… Nie dam rady się tam udać…
Zerknęła na talerzyk - czarnoksiężnik coraz wprawniej radził sobie z ciastem. Hotaru niezobowiązująco dolała herbaty do kubka. Gdy Serafin po niego sięgnął, brew powędrowała w górę, wzrok przebiegł do Hotaru - ale kobieta siedziała już tak, jak wcześniej. Z dłońmi na podołku, zaciśniętymi na wachlarzu.
— Faktycznie, jest to wyprawa. — Na widelcu znalazł się listek mięty.
— Czy naprawdę nie ma sposobu, by choć trochę pomóc mu gdzieś tu? W Nalesii? — urwała, poprawiła się na krześle. — Wybacz, panie, że tak śmiało pytam, wierzę jednak, że skoro jesteś najpotężniejszym z gildyjnych magów, to jeśli ktokolwiek ma zna ów sposób, musisz być to właśnie ty.
Serafin zajął się drugim kawałkiem ciasta.
— Możliwe, że udałoby się to zrobić, gdybyś odnalazła jeden z węzłów magii płynących pod powierzchnią kontynentu. To miejsca mocy, może podźwigną nieco wachlarz, może pomoże mu to na tyle, że sam zregeneruje resztę. A może nie.
To już był jakiś trop, Hotaru poczuła, że sprawy zmierzają we właściwym kierunku. Jednak największą przeszkodą był tu pewien szczegół - ona sama niewrażliwa była na magię, nie miała pojęcia, gdzie się takie węzły znajdują, czym są, jak wyglądają i jak w ogóle sprawić, by za pomocą takiego węzła pomóc Hikaru. Potrzebowała więcej pomocy, nie sądziła jednak, by jedno ciasto ową pomoc opłaciło.
— Cały czas tytułujesz mnie „panem" — podjął znienacka Serafin, usiłując nadziać widelcem borówkę. — Dlaczego?
Hotaru uniosła brwi. Tego się nie spodziewała.
— Z tego, co mi wiadomo, ludzie tytułują cię księciem. Jeśli mój sposób zwracania się był nieodpowiedni, proszę…
Borówka nadal uciekała, drobna zmarszczka pojawiła się między brwiami księcia.
— Nie kłopocz się.
— Wiem, że większość osób zwraca się tu do siebie po imieniu... — urwała. Może jednak nie powinna iść w tę stronę? — Jeśli jest jakiś preferowany sposób…
Widelec zgrzytnął o talerzyk. Borówka - uciekała.
— Nie ma, nie jest to dla mnie interesującym. Możesz mówić, jak ci wygodniej.
— Dziękuję, panie.
Borówka poturlała się wbrew grawitacji na sam środek talerza, gdzie podejrzanie znieruchomiała. Czarnoksiężnik z satysfakcją wbił w nią widelec. Zerknął na kubek z herbatą - znowu pełen.
— Wybacz, jeśli moja prośba okaże się zbyt śmiała, panie, ale... — Hotaru zacisnęła mocniej dłonie na wachlarzu.
— Ale…?
— Nie wiem, czym są owe magiczne węzły. Nie noszę w sobie błogosławieństwa bogów i mimo twych światłych wskazówek nie wiem, jak naprawić wachlarz. Dlatego, jeśli zechciałbyś towarzyszyć mi w tej podróży… Hikaru jest dla mnie wszystkim, nie mogę dopuścić, by działa mu się krzywda.
Serafin oderwał się na chwilę od ciasta, rozparł wygodniej w fotelu.
— Ach, więc prosisz mnie o… przysługę? — zapytał, w jego dość obojętnym i rzeczowym do tej pory głosie zadźwięczały jakieś niebezpieczne nuty.
— T-tak.
Chwila ciszy.
— Dobrze. Wiedz jednak, że za wyświadczone przysługi zwykłem pobierać stosowne opłaty. A także ścigać tych, którzy owych opłat nie uiszczali.
Hotaru podniosła na niego zalękniony wzrok.
— Panie, nie mam wiele pieniędzy…
Mężczyzna machnął tylko złotym szponem.
— Nie chodzi mi o pieniądze. Przysługa za przysługę.
Tancerka patrzyła na niego nie rozumiejąc.
— Naprawdę nie wiem, na co ktoś taki, jak ja, mógłby przydać się komuś takiemu, jak ty, panie…
Różnica między nimi była niczym przepaść. Hotaru radziła sobie z przeróżnymi obowiązkami domowymi - potrafiła gotować, prać, sprzątać, coś uszyć. Potrafiła też umilić czas swojej pani śpiewem, tańcem i opowieściami. Parzyła herbatę, piekła ciasta, malowała latawce - wszystko to jednak Serafin mógł mieć pewnie na pstryknięcie palcem.
— To prawda — powiedział czarnoksiężnik bez ogródek. — Jedna moja przysługa w zamian za garść twoich. Aż uznam, że spłaciłaś dług. Jeśli zaś się z nich nie wywiążesz… — Wzrok mężczyzny przewędrował na wachlarz. — Ten artefakt będzie mój.
Oddech uwiązł w piersi Hotaru, perspektywa utraty wachlarza zmroziła jej krew w żyłach. A co jeśli nie będzie w stanie wywiązać się z którejkolwiek z przysług? Jeśli Serafin zażąda czegoś poza jej możliwościami? Albo czegoś, na czego zrobienie nie pozwoli jej honor? Kobieta podniosła wylęknione spojrzenie na księcia. Ten westchnął tylko.
— Nie denerwuj się aż tak, nie chcę mieć cię na sumieniu — powiedział, wracając do ciasta. — Nie miałoby sensu, bym żądał od ciebie rzeczy, którym nie podołasz. Dobiorę te przysługi tak, by ich niewykonanie było jedynie twoją złą wolą. Najwyżej będzie ich naprawdę dużo… jeśli ciasta i herbata to jedyne, co potrafisz.
Hotaru odetchnęła głębiej usiłując uspokoić bijące zbyt szybko serce. Wróciła myślami do słów Sophie. Że ktoś, z kim Isidoro się przyjaźni, musi mieć serce po właściwej stronie.
— Zgadzam się — powiedziała w końcu z mocą.
Może to tylko światło zaigrało, może w kąciku ust Serafina zatańczył uśmiech.
— W takim razie - umowa stoi.
I tak - Hotaru zawiązała pakt z demonem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz