czwartek, 21 października 2021

Od Ayrenn cd. Kukume

Znała to spojrzenie. Podszyte nie tyle co strachem, ale zdziwieniem. Spojrzenie sugerujące dreszcze biegające po plecach, niezręczność, brak jasnych wytycznych jak zachować się w takiej sytuacji. Spojrzenie skłonne, w złych warunkach, ulec negatywnej nucie i zmienić się z uprzejmie zdziwionego na wrogie. Spojrzenie zdolne sklasyfikować ją jako kalekę, lub wybryk natury.
Podtrzymała uśmiech, w oku koloru chłodnego turkusu mignęło ukłucie bólu.
Podtrzymała uchwyt, wciąż pewny i stabilny, choć dłoń wydawać się mogła równie chłodna, co barwa oczu.
― Nie, nie ― pokręciła głową, majstrując przy płaszczu, tuż nad widmową ręką ― To pies Małgorzaty. ― wyjaśniła, ale Kukume nie skojarzyła chyba imienia z twarzą. Być może De Verley także jeszcze nie poznała ― Taka blondynka z kręconymi włosami, zazwyczaj w męskim stroju, może gdzieś ją tu już widziałaś. Ma jeszcze dwie takie bestie ― lekkim ruchem głowy wskazała leżącego w trawie Wisielca ― Ale jej chyba słuchają się bardziej niż mnie. Próbowałam go powstrzymać, ale niezbyt mi to wyszło. ― Mimo wszystko, nie straciła pogodnego nastroju, bo do dziwnego spoglądania na rękę zdążyła już – mniej więcej – przywyknąć. Poza tym, nie wszyscy byli przecież źli i niemili. Niektórzy mogli nie wiedzieć jak się zachować, inni zaś mogli być zbyt onieśmieleni.
Rzemyk wiążący nadmiar materiału na ramieniu ustąpił w końcu, płaszcz rozwinął się z cichym szelestem, zakrywając magiczne ramię.
Tymczasowo rozwiązując problem.
― Hm ― elfka podniosła nieznacznie podbródek w górę, spojrzeniem przepłynęła przez wiszące nad nimi gałęzie drzew szykujące się powoli do zimowego snu. Gdzieś obok spadło jabłko. Jedno z ostatnich w tym roku. ― Chcesz mi może pomóc? W zasadzie to nam, bo nie siedzę w tym wszystkim sama ― zabrała się za wyjaśnienia ― Zbieramy owoce i potem z Iriną i paroma innymi osobami przerabiamy na konfitury ― spojrzenie nieznajomej zdawało się sugerować, że nie do końca znajomy jest jej koncept konfitur. Albo znów było to tylko jej wyobrażenie. Ayrenn nawet nie próbowała wmawiać sobie, że jest dobra w odczytywaniu spojrzeń, gestów czy innych min. Do niej trzeba było prosto z mostu, inaczej istniała spora szansa, że elfka nie wychwyci aluzji, czy skrytego pod słowami drugiego dna.
― Potem możemy korzystać z nich w zimie, poza tym idealnie pasują do kanapki. O, albo do placka. Jadłaś kiedyś placek? ― Zagadnęła, zbierając wcześniej odstawiony koszyk z ziemi. Wiklinowa rączka zgrabnie zablokowała się w zgięciu łokcia. Wisielec tymczasem zainteresował się jabłkiem, które spadło tuż obok niego. Trącił je łapą, wbił pazury w owoc i spojrzał na niego podejrzliwie, jakby jabłko miało gdzieś umknąć.
― No i dżemy. Nie zapominajmy o dżemach. Te są mniej słodkie od konfitur, ale och, w niczym im nie ustępują ― Ayrenn, znawczyni dżemów, chwilowo odpłynęła myślami do krainy dżemem i konfiturą płynącej. Pochyliła się, zebrała jabłko z ziemi. Wisielec tymczasem zdecydował się w końcu wgryźć się w zdobycz.
― Wybieraj takie… niezmasakrowane. Mogą być obite, ale nie do przesady, bo potem umrzemy przy obieraniu i krojeniu. W sumie takie nie nadające się do niczego, to dobrze byłoby zmagazynować w jednym miejscu, potem wyniesiemy je na jakiś kompost.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz