piątek, 22 października 2021

Od Hotaru cd. Lei

Hotaru uniosła brwi na pierwsze słowa Lei, ale jej wzrok zaraz prześlizgnął się nad horyzontem, pomknął wzdłuż linii drzew. Tancerka zmrużyła ciemne oczy, na jej twarz wypłynął lekki uśmiech.
— To latawiec!
Lea roześmiała się.
— Tak, zgadłaś!
Obie kobiety przez pewien czas milczały, podążając wzrokiem za tańczącym na wietrze obiekcie.
— Dawno nie puszczałam latawców… — westchnęła Lea, odchylając się nieco na krześle. — A teraz jest do tego taka dobra pogoda. Akurat zrobiło się wietrznie, ale jeszcze nie jest zimno. A ty? Lubisz puszczać latawce?
Hotaru zmieszała się nieco. W jej kraju puszczanie latawców było tradycją i elementem wielu świąt. Również i dzieci uwielbiały puszczać latawce, chętnie się nimi bawiły. Sama Hotaru potrafiła wykonać prosty latawiec z bambusa i taniego papieru, jednak jakkolwiek absurdalnie by to nie zabrzmiało - zawsze robiła latawce dla innych. Sama nigdy nie puszczała latawców, nigdy nie trzymała w dłoni sznurka.
— Ja… nie wiem. Nigdy tego nie robiłam — przyznała, uciekając nieco wzrokiem.
Lea uniosła brwi, ale zaraz na jej twarz wypłynął uśmiech.
— W takim razie mamy doskonały powód, by to zmienić!


Lea skończyła strugać cienką szczapkę drewna, położyła ją na stoliku i popatrzyła na plany latawca, które wraz z Hotaru zrobiły. Plany nie były bardzo rozbudowane, ale ich naszkicowanie nieco zajęło. Okazało się, że choć Hotaru i Lea potrafią zrobić latawiec, Iferyjskie latawce mocno różnią się od tych tworzonych w Yamato i kobiety miały zagwozdkę, jak połączyć jedno z drugim.
— Z papieru? — Lea przekrzywiła głowę. — Przecież się podrą… Poza tym skąd weźmiemy aż tak dużą kartkę?
Hotaru zaś z niepokojem ważyła w dłoniach szczapki drewna, wyginała je ostrożnie w palcach.
— Nie wiem czy nie będą za ciężkie — powiedziała z obawą w głosie. — Gdyby tylko gdzieś tutaj rósł bambus…
— Bambus?
— To roślina z moich stron. Rośnie pusta w środku i jest bardzo giętka i wytrzymała. Idealna na budowanie latawców.
— Wiatr jest chyba wystarczający, na pewno uniesie latawiec.
Hotaru wróciła w takim razie do zszywania płachty. Igła migała tylko w jej dłoni, nitka szybko spajała ze sobą kawałki tkaniny. Tancerka zrobiła supełek, zębami urwała nitkę i spojrzała na swoje dzieło. Lea też zerknęła, zamyśliła się na chwilę.
— Wiesz, co? Powinnyśmy je jakoś pomalować.
— Pomalować? Ale płótno już jest trochę kolorowe — odpowiedziała Hotaru.
Latawce robiły ze starego płótna, które nikomu już miało się nie przydać, toteż zużycie ich na wesołą zabawę nie było żadnym marnotrawstwem. Jednak jak to zwykle bywa ze starym płótnem - jeśli było kiedyś kolorowe, prawie nie było już tego widać. Materiał spłowiał i wyblakł, tu i tam widać było stare, niesprane nigdy plamy.
— Nie podobają mi się te kolory — powiedziała dziewczyna, patrząc krytycznie na zaciek z boku płachty. — W Gildii na pewno powinny być gdzieś jakieś farby. Mogłybyśmy naprawdę coś na tych latawcach namalować, wtedy byłyby dużo ładniejsze.
— Hm, może to i racja. Chodźmy, powinno udać się coś znaleźć. Jak sądzisz, kogo można w ogóle poprosić o farby? — Tancerka zaczęła zastanawiać się na głos. — Eugeniusz pewnie ma jakieś w swoim warsztacie, ale to powinny być farby do drewna, będą za ciężkie na latawiec.
— Wydaje mi się, że Mattia maluje — podsunęła Lea. — Ale hm… on chyba używa drogich farb, szkoda byłoby ich użyć na latawiec.
Hotaru westchnęła. Znając szczodrość Mattii, pewnie udostępniłby im całą wywrotkę swoich najdroższych farb - ale to też był powód, dla którego kobieta tym bardziej nie chciała prosić go o pomoc w tej materii.
— W najgorszym wypadku — Hotaru zawiesiła głos. — Spróbujemy zrobić własne. Albo pofarbować materiał. Chyba, że kojarzy ci się jeszcze ktoś, kto może mieć zwykłe farby...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz