niedziela, 9 stycznia 2022

Od Billy`ego

Nowy nabytek wśród zespołu historyków miał ładne włosy. Długie. Fioletowe. Przyjemne. Pachniały też ciekawie, kwiatkami, a Billy lubił kwiatki, a jeszcze bardziej lubił kolory, dlatego strasznie mu się nie spodobało, że taka barwna pani jest szarością tego układu. Po części rozumiał, skąd brała się w niej cała niespożytkowana energia, którą widywał wokół kobiety niby aurę złożoną z dziwnych, niejednoznacznych symboli. Nadal nie był w stanie z kolorowo-szarą panią porozmawiać, gdy głos zanikał mu w gardle, ręce zaczynały się pocić, głowa zajmowała się okolicznym szumem, dlatego znikał naburmuszony, jak tylko pojawia się w zasięgu wzroku chłopca.
Nie pomagała świadomość, że przez jej współpracę z jego ulubionym historykiem, musiał przestać spędzać aż tak dużo czasu w ichniejszych gabinetach. Częściej łapał się nad samym faktem zastanawiania się, czy gdyby poszedł do Jamesa przynieść herbatę albo chociaż poprzeszkadzać, bo czasem wiedział, że czarodziej potrzebował oderwać się od pracy tak samo jak Billy od nudy, to czy nie wpadłby przypadkiem na purpurowe włosy. Znowu zacząłby się wtedy niezrozumiale czerwienić i bez większego polotu zbiegłby z miejsca zbrodni, do której przecież jeszcze się nie dopuścił. I nawet nie wiedział, o jaką zbrodnię mogłoby chodzić, ale ostatnimi czasy, gdy spędzał wieczory w kurniku, wtulony w ułożoną obok niego Koko, przypominał sobie obrazy, których nie chciał widzieć.
Obrzydliwe. Obsceniczne. Okropne po prostu.
Wyszło jednak szydło z worka, gdy pewnego razu zwyczajnie wpadł w sidła własnej paniki i zbytniego przejmowania się sytuacją. Myślał, że wszystko dobrze obliczył, że wykłócił się wystarczająco z gwiazdami o położenie konkretnych osób w gildii, ale jego misterny plan legł w gruzach, gdy zastygł w gabinecie historyków z trzymaną w dłoniach książką.
Nie kradł, przecież zawsze odstawiał wszystko na miejsce. Po prostu lubił dotknąć. Popatrzeć. Może nawet sobie niektóre rzeczy wyobrazić, jak chociażby znaczenie tych dziwnych liter, które Calitha twierdziła, że układały się w normalne słowa. Zbytnio zapatrzył się na misternie wykonany tomik, żeby nie usłyszeć najpierw cichego, swobodnego brzęku przekręcanej gałki, a jedynie pisnąć na widok otwieranych drzwi i wchodzącej przez nie osoby.
Nie znalazł słów wytłumaczenia. Po prostu spuścił głowę, przyciskając trzymane pokłosie wszelkiej cudowności w spiętych kartkach i czekał na wyrok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz