niedziela, 16 stycznia 2022

Od Mattii - Dla księcia

Mattia przybrał swoją najdostojniejszą, medytacyjną pozycję. Siedział przy swoim biurku, odchylając się na krześle, huśtajac na nim nieco zbyt intensywnie, kołysząc rysikiem wsuniętym między wydęte wargi i nos. Zamyślonym wzrokiem błądził po złotych obejmach teleskopu, co jakiś czas wydawał z siebie ciężkie westchnienie. Odepchnął się nieco mocniej stopą. Pohuśtał nieco dalej.
Isidoro pojawił się znikąd. Złapał za oparcie krzesła, siłą postawił je na wszystkich czterech nogach. Mattia zakołysał się na siedzeniu, machnął nieskoordynowanie ramionami, rysik poleciał i czmychnął pod biurko. Astrolog spojrzał na młodszego brata.
— Spadłbyś — oznajmił Isidoro. — Trzeci raz w tym tygodniu.
— Ta ostatnia uwaga była niepotrzebna — burknął Mattia, jednak jego oblicze zaraz złagodniało. — Ale dziękuję.
Isidoro odpowiedział uśmiechem, przeszedł kilka kroków, usiadł przy swoim biurku.
— Isidoro?
— Hm?
— Pamiętasz, gdzie schowaliśmy te nowe farby do szkła?
Uśmiech Isidoro tylko się poszerzył.
— Na dolnej półce z lewej strony. W tej szafce, w której są zapasowe krzywiki i kalka.


Mattia przyjrzał się swojemu dziełu krytycznie. To była już kolejna wersja i co prawda każda następna była lepsza od poprzedniej, bliższa temu, co hrabia sobie zamarzył, jednak wciąż nie była idealna. To nie był pierwszy raz, gdy astrolog wymyślił sobie jakiś projekt wymagający niestandardowej techniki do wykonania i, jak łatwo się domyślić, owo wykonanie zwyczajnie go przerosło. Mattia nie opanował medium, znów coś było nie tak, i na tym etapie mężczyzna zaczął mieć poważne obawy, czy w ogóle zdąży.
Isidoro - milczał. Nie mówił niczego, nie podpowiadał, nie pytał. A to oznaczało, że Mattia najpewniej ma już wszystko, czego mu potrzeba, żeby dopiąć swego. Astrolog popatrzył na swe dzieło, zmarszczył brwi.
Och, czyżby?
I wtedy przypomniał sobie inne słowa brata - te, które powtarzał mu tak często wtedy, gdy Mattia musiał opuścić siedzibę Gildii, by udać się w podróż i wykonać kolejne zlecone zadanie. O tym, że jego największa siła tkwi w tym, że nigdy nie jest sam.
— Potrzebuję specjalisty — mruknął.
Zebrał wszystkie rzeczy i ruszył do jedynej osoby, która mogła mu w tym pomóc.


Sophie spojrzała na przedmiot, obróciła go w dłoni. Potem wzięła opakowanie z farbą, odkręciła, powąchała, profesjonalnym ruchem kierując gryzący opar w stronę nosa.
— Czym je rozcieńczałeś?
— Wodą?
Alchemiczka rzuciła mu nieokreślone spojrzenie.
— Hm, to nie był optymalny wybór. Nic dziwnego, że farba zmieniła konsystencję i przestała się słuchać. Daj mi chwilę.
Sophie zakrzątała się po laboratorium, trzasnęły otwierane i zamykane szafki, zaszurały przestawiane butelki. A potem kobieta wróciła z jakąś pękatą butelką z ciemnego szkła - nazwa na etykietce, choć napisana wyraźnymi literami, nic Mattii nie mówiła.
— Mam wziąć całą butelkę?
— Mowy nie ma — Sophie postawiła naczynie na stole laboratoryjnym. — Żadne odczynniki nie opuszczą laboratorium. Będziesz malował tutaj — Posłała mu uśmiech. — A ja popatrzę, co tam tworzysz. Coś mi się należy za pomoc, prawda?
Mattia parsknął śmiechem.
— Nie ma nic za darmo, hm?
— Zasada równowartej wymiany. — Alchemiczka wzruszyła ramionami.


Mattia stanął przed drzwiami, zapukał. Skobelek szczęknął, z wnętrza odezwało się mrukliwe „Proszę!". Astrolog nacisnął klamkę, wszedł do środka. Serafin - siedział rozparty w fotelu, a przed nim lewitował kruchy zwój. Czarnoksiężnik zmierzył spojrzeniem trzymaną przez Mattię tacę i po chwili namysłu zwinął gestem zwój, pozwolił mu odpłynąć na jedną z półek. Zalegające na stoliku rzeczy rozsunęły się, zbiegły w karne stosiki, tworząc nieco miejsca - akurat tyle, by zmieścić tacę.
— Jeśli nie byłoby to problemem, chciałbym chwilę porozmawiać — zaczął, a drzwi zamknęły się za nim z cichym kliknięciem.
— Powiedzmy, że znajdę chwilę czasu — westchnął Serafin. — Niech zgadnę. Czy chodzi o artefakt?
— Ach, nie, akurat nie. Niemniej jednak przybyłem mając nadzieję, że jeśli będzie chodziło o herbatę, to również temat ten będzie dla ciebie interesujący — Mattia obdarzył księcia rozbrajającym uśmiechem.
Taca wylądowała na stole, Serafin wydał z siebie parsknięcie, które przy odrobinie dobrej woli można było uznać za parsknięcie śmiechem.
— Cóż, i tak miałem robić przerwę w czytaniu, więc trafiłeś na odpowiedni moment.
— Dokładnie w taki celowałem.
Dłonie astrologa zatańczyły nad tacą, zniknęła gruba płachta okrywająca dzbanek. Dzbanek zaś różnił się od wszystkich innych, bo zamiast być wykonanym z ciemnej, odpornej na gorąco gliny, zrobiono go z cienkiego jak papier szkła. W środku - wrzątek.
— Pomyślałem, że oto znalazłem herbatę, której nigdy nie miałeś okazji poznać — kontynuował Mattia, wykładając dwie przejrzyste, kryształowe filiżanki na spodki.
Jedna z nich podfrunęła w górę prosto w wyciągnięte dłonie czarnoksiężnika. Złoty szpon ujął delikatne uszko z zaskakującą ostrożnością, ciemne oczy starannie zlustrowały niespotykaną barwę i połysk.
— Odważne założenie - mówić, że gdzieś uchowała się herbata, której nie miałem okazji skosztować.
— A taka z moich rodzinnych stron?
Serafin uniósł brew.
— Isidoro opowiadał mi o tym, jak owe rodzinne strony wyglądają. To jeden z ostatnich regionów, które posądzałbym o jakiekolwiek dobre herbaty.
— Cieszę się w takim razie, że będę miał okazję pozytywnie cię zaskoczyć.
I znów - parsknięcie.
— Co to za materiał? — spytał Serafin, błądząc wzrokiem po subtelnych, migoczących pastelową barwą fasetkach zdobiących kruche szkło filiżanki.
— To akurat tylko szkło borokrzemowe, więc nic nadzwyczajnego. Ale pozwoliłem sobie przyozdobić je nieco według własnego projektu. Mam nadzieję, że przypadnie ci do gustu.
— Hm, powiedzmy — zgodził się łaskawie Serafin.
Tymczasem zaś Mattia otworzył towarzyszące tacce metalowe pudełko. Jednak wbrew oczekiwaniom, wcale nie było w niej herbacianego suszu, ale - jakieś ciemne kulki. Astrolog wyjął jedną, otworzył przejrzysty czajnik i wrzucił kulkę do środka.
Ta zaś leniwie opadła na dno, zostawiając za sobą perlisty sznur bąbelków powietrza i subtelną smugę błękitu. Mattia zerknął kątem oka na Serafina, przysuwając sobie stojące nieopodal krzesło. Czarnoksiężnik podkręcił wąsa, filiżanka dryfowała spokojnie w zasięgu ręki. Tymczasem zaś błękit rozlewał się w gorącej wodzie, barwiąc ją coraz mocniej ostatnim z kolorów, jaki można byłoby powiązać z herbatą. Zaś sama kulka, wypuszczając kolejne pojedyncze perły pęcherzyków powietrza, zaczęła stopniowo się rozwijać, ukazując splecione wewnątrz kwiaty.
— Dodałeś tam barwnika — zawyrokował Serafin.
— Skądże. To tylko kwiaty z łąk.
Kolejne łodyżki odskoczyły, kula nie przypominała już kuli, ale bardziej niewielką kompozycję kwiatów. W jej wnętrzu zamajaczyło samo herbaciane serce - charakterystyczny kwiat o licznych, białych płatkach ułożonych w kształt gwiazdy. Gdy tylko woda dotknęła płatków, te otoczyły się delikatnym różem, głęboki błękit zaparzonej herbaty począł krok po kroku ustępować cieplejszej barwie. Niczym wschodzące słońce, kwiat ustroił zamknięty w szkle firmament w szaty godne jutrzenki.
Serafin pochylił się do przodu, wzrok spoczął na zatopionym w dzbanku kwiecie, wychwytując w nim to, co umykało spojrzeniu Mattii. Magię.
— Ciekawe kwiatki tam hodujecie.
— Dalie z zamkowej szklarni, reszta kwiatów - z dolin. — Astrolog się uśmiechnął. — Zdaje się, że już gotowa.
To mówiąc, Mattia chwycił czajnik, napełnił wpierw lewitującą filiżankę, nastpnie tę pozostałą wciąż na tacce. Serafin przez moment patrzył na kołyszącą się w szkle ciecz i na to, jak jej delikatna barwa współgrała z pastelowymi zdobieniami. Upił łyk. Słodka i kwiatowa mieszanka może nie wpisywała się idealnie w gusta księcia, niosła jednak w sobie wspomnienie ogrzanych wiosennym słońcem górskich hal i świeżego, porannego powietrza, które potrafiło szczypać w nos.
— Urodziny to specjalny moment, ja zaś mam nadzieję, że ten dzień miło zapadnie ci w pamięć, a nadchodzący czas przyniesie wiele wyczekiwanych niespodzianek. — Mattia obrócił w dłoni filiżankę. — Wszystkiego najlepszego, Serafinie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz