piątek, 28 stycznia 2022

Od Serafiny CD. Serafina

— Kojarzysz go?
Serafina podeszła bliżej ciała niegroźnego już rabusia, przykucnęła i przyjrzała się mu spod ukosa, za podpórkę obierając sobie patyk, który jeszcze przed momentem w jej rękach pełnił funkcję zabójczego narzędzia.
Nieprzytomne ciało bezwładnie ułożyło się w narzuconej mu przez szturchnięcie Serafina pozycji, ramiona i nogi nienaturalnie powyginały się to na lewo, to na prawo. Od łuku brwiowego, przez skroń w dół ciągnęła się strużka krwi powstała w wyniku bolesnego spotkania z ostrzejszym końcem patyka.
Nie darowała sobie kątem oka zerknąć na klatkę piersiową. Miarowo, w swoim własnym tempie unosiła się i opadała.
Nic mu nie będzie, pomyślała. To dobrze. Trupów na ścieżce prowadzącej do gildii nie potrzebujemy, Cervan nie byłby zadowolony.
— Mieliśmy okazję się spotkać. — odparła rzeczowo, bez wahania. Twarz, wykrzywiona w otępiałym grymasie, choć jak na iferyjskie standardy dosyć pospolita, mało przekonująca, słowem mówiąc – brzydka, wciąż była wystarczająco charakterystyczna, żeby nie sprawić księżniczce większych problemów z rozpoznaniem, czy miała już wcześniej do czynienia z jej właścicielem. Sina pamiątka po okiem na kształt niepozornie drobnej pięści księżniczki w ramach pamiątki po ostatnim pojedynku nie wymagała dodatkowych wyjaśnień. — Z wszystkimi czworo, w zasadzie. Wtedy zaatakowali liczniejszą grupą. — podniosła się z klęczek, przelotnym spojrzeniem potraktowała trójkę pozostałych, równie nieprzytomnych. — Powinniśmy się stąd zbierać, zanim się obudzą.
Nie obawiała się niebezpieczeństwa ze strony zbirów. Naprawdę bardzo zależało jej, żeby uniknąć trupów na ścieżce prowadzącej tuż do gildii.
Serafin prychnął pod nosem, oszczędnie i mało wylewnie, bez słowa ruszył przed siebie. Falafel, prychnąwszy również, podążył w ślad za swoim panem.
— Kręcą się w okolicy już drugi raz. — podjęła, energicznym krokiem dorównując bratu kroku, nie pozwalając zostawić się w tyle tak łatwo. — Uważasz, że powinniśmy powiedzieć Cervanowi?
— Komu?
— Cervanowi. Mistrzowi gildii. Nie wspominałam? Wydawało mi się, że wspo- — przerwała w połowie słowa, zmarszczyła brwi. — A może to ty nie słuchałeś, co?
— Nie słuchałem. — przyznał bezpardonowo.
Prychnęła i Serafina, z lekkim opóźnieniem niż swoi poprzednicy, z większym zaangażowaniem, w rozbawieniu. Przynajmniej przyznał szczerze. Albo w ogóle przyznał. Trzeba było to docenić.
— Jesteś niereformowalny. — podsumowała, wyszczerzyła białe ząbki w szerokim uśmiechu. — To jak? Zostajesz ze mną na straży?
***
Charakterystyczna, uderzająca w nozdrza woń przypraw korzennych zmieszała się z zapachem cynamonu i kawy, którymi przesiąknięte było wnętrze pomieszczenia. Księżniczka lubiła spędzać czas w pokoju Serafina. Tutaj czuła się bliżej domu, tego prawdziwego, oddalonego od Iferii o tysiące kilometrów, ukrytego za horyzontem niekończących się lasów, puszcz i pól zieleni, wysokich, przerażających swoją monumentalnością gór.
Bliżej domu niż we własnym pokoju, który znajdował się drzwi naprzeciwko. Przypuszczała, że to wszystko za sprawą magii. I miała ku temu całkiem uzasadnione – tak wierzyła – podstawy. W pokoju Serafina magia przesiąkała każdy zakamarek, emanowała z poustawianych dookoła artefaktów, wsiąkała w liczną kolekcję książek i zaglądała nawet pod łóżko, gdzie czuwał Magister. Była wszechobecna i namacalna wręcz, dokładnie jak w Sallandirze, na korytarzach pałacu i w wierzy Arcymaga. U niej, cóż. U niej tego nie było.
Czasem tylko zdarzało się jej złapać siebie samą na myśli, że przecież nigdy tak naprawdę aury magii nie poznała. Skąd więc miałaby wiedzieć? Jedyne, co mogła, to się domyślać. I wierzyć, naiwnie wierzyć.
Serafina lubiła spędzać czas w pokoju starszego brata, jeszcze bardziej kiedy spędzać mogli go w trójkę. Do kompletu brakowało jeszcze tylko Akshana.
Wraz z Salomeą wygodnie rozsiadły się na kilku poduszkach i kocach położonych na podłodze. Serafin, rozłożony na łóżku, z wolna popalał wodną fajkę. Czasem wtrącił się ze stosowną uwagą czy innym spostrzeżeniem, ale nie brał aktywnego udziału w rozmowie i księżniczka przypuszczała, że aktywnie nie słuchał również. Jakby był w swoim własnym świecie, jak zawsze zresztą, świecie magii, krokodyli i artefaktów.
Ale dopóki była Salomea, wcale jej to nie przeszkadzało.
— Ciekawa jestem twoich wrażeń z pierwszych tygodni pobytu w Iferii, Salomeo. — podjęła księżniczka, ujmując gorący kubek z herbatą w dłonie. — Klimat, ludzie, zwierzęta, kuchnia, zwyczaje… tyle nowości w tak krótkim czasie. Jak sobie z tym wszystkim radzisz? — w głosie zatańczyła nutka ciekawości, odrobiny troski, chęci upewnienia się, że wszystko w porządku.
— Cóż, na pewno nie byłam przygotowana, że będzie tutaj aż tak zimno. Świadoma, owszem. Ale chyba troszkę się przeliczyłam. — przyznała Salomea po krótkiej chwili zastanowienia.
— Wcale ci się nie dziwię. — uśmiechnęła się leciutko, subtelnie oparła głowę na ramieniu przyjaciółki. — Ale to w końcu minie, a przynajmniej w znacznej części, możesz mi zaufać.
Konieczności przystosowania się do nagłych zmian klimatu doświadczyła osobiście, nie jeden, nie dwa i nie trzy razy. Dobrze pamiętała, że początki nigdy nie były przyjemne. Dopiero wraz z upływem czasu oraz ilością odwiedzanych miejsc dostosowywać się było coraz łatwiej i łatwiej.
— Ufam. — odrzekła ciepło, uśmiechnęła się niezgorsza, oparła policzek na czubku głowy Serafiny. — Co do wrażenia ogólnego, hm… wolałabym powstrzymać się jeszcze z ostateczną oceną, żeby nie wyciągać pochopnych wniosków.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, że rozumie i że poniekąd za decyzję podziwia, bo sama przecież by tak nie potrafiła – ruch. Nieoczekiwany, niespodziewany. Serafin podniósł się do siadu, spojrzenie onyksu wylądowało na biurku; w ślad za nim, jak zahipnotyzowane, podążyło spojrzenie onyksu numer dwa, to młodsze. Na biurku sterta rzeczy, których zastosowania nie do końca rozumiała. I nowość. Pergaminowy rulonik, którego – rękę dałaby sobie uciąć – wcześniej tam nie było.
— List z Sallandiry? — księżniczka odłożyła kubek na podłogę, niecierpliwie podniosła się do klęczek. — Od kogo?
Odpowiedź nie nadeszła, bo zanim nadejść zdążyła – o ile szanowny braciszek raczyłby jej w ogóle udzielić, w co pozwoliła sobie wątpić – Serafina stwierdziła, że dowie się sama.
I pędem. Na łeb na szyję, byle szybko, jak najszybciej, byle do biurka, złapać przed nim, ubiec nawet magię, chwycić pierwszą i przeczytać pierwszą. Z powodzeniem. Oparła się o blat biurka, obróciła rulonik między palcami, uśmiechnęła zwycięsko.
— Nina, oddaj.
— Oddam. — stwierdziła beztrosko, ustawiając się w pozycji obronnej, skłonna o skrawek pergaminu walczyć na groźne spojrzenia, poduszki, gołe pięści i kopniaki. — Jak przeczytam.
— To nie do ciebie. I ciebie nie dotyczy. — burknął książę, wywracając oczami.
— A coś ty taki pewny? — rzuciła mu oskarżycielskie spojrzenie spod długich rzęs, ostrożnie rozwijając rulonik. — To Akshan! — rozchmurzyła się zaraz, pismo poznając od razu. Jak mogłaby inaczej? Przecież sama, wraz z Salomeą, uczyła go pisać.
I tak, o ile jeszcze wcześniej zmusić do posłuszeństwa by się ją dało, tak nadawcę listu rozpoznawszy, żadna współpraca nie wchodziła już w grę. Rozkazy, groźby, prośby – nieważne.
Drogi Serah-a-dinie, — rozpoczęła na głos, wyraźnie, nie darując sobie nutki wyszukanego, teatralnego akcentu. — podczas twojej ostatniej wizyty w Sallandirze wspominałem ci o tajemniczej aurze magicznej, która prowadziła mnie do grobowca należącego do rodziny królewskiej. Za twoją pomocą oraz pozwoleniem, w końcu udało mi się przebić przez wszystkie zabezpieczenia do krypty i to sprawdzić. Piszę do ciebie ten list, ponieważ uważam, że odkrycie, którego tam dokonałem, może cię zainteresować. Okazało się bowiem, że źródłem pochodzenia magii był grobowiec waszej matki. Ciało, choć wraz ze śmiercią nosiciela utraciło swoją właściwą magię, wciąż skrywa w sobie aurę, która nigdy nie była mi z królową kojarzona. Jak wiemy obydwoje, istnieje tylko kilka możliwości, które mogłyby tę anomalię wytłumaczyć. Jedną z nich – i jak podejrzewam, tą, z którą w tym przypadku mamy do czynienia – są silne klątwy otrzymane jeszcze za życia nosiciela. To wyjaśniałoby, dlaczego nigdy wcześniej jej nie wyczułem. Nie była na tyle silna, żeby przebić się przez właściwą aurę królowej. Ale teraz, Saladynie… czuję ją wyraźnie. Jest chłodna, obca, nieprzyjemna. Co więcej – wierzę, że... — Serafina przerwała w połowie zdania, zmarszczyła brwi, kontynuowała znacznie wolniej: — ...bezpośrednio może wiązać się również z twoją siostrą.
Gdzieś w połowie drugiego słowa głos zadrżał niepewnie.
A później, kiedy już skończyła, głos całkowicie utknął w gardle, nie będąc zdolnym do krótkiego: “nie dotyczy mnie, powiadasz?”
Jeśli masz taką możliwość, wolałbym porozmawiać o tym z Tobą osobiście. To nie jest rozmowa na korespondencję listową.
Akshan
PS. Postaraj się ukryć tę wiadomość przed Serafiną, dopóki nie będziemy mieli pewności. To może być dla niej ciężkie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz