poniedziałek, 10 stycznia 2022

Od Salomei cd. Mattii

Salomea zgarnęła figurkę, zamknęła ją w dłoni. Błyskotka nie znalazła się w fontannie bez przyczyny, a stanowiła element gry, którą rozgrywała z Akshanem. Kiedyś, w przeszłości, zabawa toczyła się żywiej, nawet mieli tabelkę z punktami. Teraz jednak… teraz jakby oboje przestali odnajdywać w tym radość. Figurka jednak, komisyjnie odnaleziona w towarzystwie astrologa, miała chyba inne zdanie na temat gry, a patrzące martwym błękitem oko zdawało się tylko wyczekiwać kolejnego zaklęcia, które rzuci słonia w najmniej oczekiwane miejsce w wieży.
Opuścili ciche i parne ogrody, znów znaleźli się w chłodnych murach wieży. Korytarz odkształcił się, zamigotał i uformował w końcu przejście całkiem podobne do tego, którym Mattia, wraz z Serafinem i Isidoro, podążał już wcześniej, tuż po tym, jak pojawili się w wieży. Ściany pokryły gwiezdne motywy, przy podłodze zmaterializowała się szara mgła.
― Słoń na żywo to… bardzo ciekawa sprawa ― odezwała się w końcu, podejmując wędrówkę. Mgła rozwiewała się nieznacznie pod ich krokami, obijała się kłębami o ściany i leniwie spływała w dół. ― Często można je spotkać w oazach, czy to tych w terenie, czy to w tych miejskich. Przydają się do transportu. Kiedyś, w dawnych czasach, kiedy magia nie była jeszcze tak mocno rozpowszechniona, używano ich także w bitwach.
― Naprawdę? ― zdumiał się szczerze astrolog. ― Zawsze, kiedy czytałem o słoniach, to podkreślano ich łagodne usposobienie. Nigdy nie sądziłem, że można byłoby je wykorzystać w taki sposób.
― Łagodne usposobienie obchodzono winem. Przed bitwą pojono nim słonie, by były agresywniejsze. Niestety, nie eliminowało to ich skłonności do paniki.
― Spanikowany słoń brzmi jak duży problem.
― Nawet nie wiesz jak bardzo. ― Salomea pokręciła nieznacznie głową, długie kolczyki zabrzęczały cicho. ― Słoń bez kontroli taranował wszystko, co było na jego drodze, byleby uciec od źródła strachu. Wbiegał w żołnierzy nieprzyjaciela, ale też i w naszych, czyniąc ogromne szkody. Niedługo później wymyślono sobie sposób na szybkie zminimalizowanie strat i odtąd każdy kierujący słoniem miał przy sobie dłuto i młot, zapewne domyślasz się po co.
― Eliminacja. ― Stwierdził krótko Mattia.
― Cios w czaszkę, lub szyjny odcinek kręgosłupa zazwyczaj załatwiał sprawę.
― Wojna to doprawdy tragiczne wydarzenie ― astrolog wydawał się zasmucony wykorzystaniem słoni w tak okrutny sposób. ― Pełne niepotrzebnego okrucieństwa, które na domiar złego nie ogranicza się tylko do tych bezpośrednio zaangażowanych, którzy faktycznie dzierżą broń. Człowiek miesza w swoje sprawy coraz to nowsze stworzenia, już koniom wystarczy, a tu jeszcze wykorzystywano słonie.
― Na pocieszenie powiem ci, że to dawne czasy, o których mało kto dziś pamięta. Na szczęście dla słoni, wraz z rozwojem magii, okazało się, że w wojnach bywają mało skuteczne przeciwko czarom. W czerwonym pałacu, w Al―Iskahacie, ostał się zabytek w postaci zbroi łuskowej dla słonia, ale to wszystko. Resztę pochłonęły wydmy i zapomnienie.
― Mimo tego, że widywałem różne zbroje i nie są one dla mnie nowością, tak zbroi dla słonia wyobrazić sobie nie potrafię.
― Być może uda mi się ją naszkicować z pamięci ― złapała spojrzenie Matii, uśmiechnęła się pod nosem, choć nie mógł tego zobaczyć. ― No co? Myślałeś, że tylko ty jesteś uzdolniony w tym kierunku?
― Nie śmiałbym tak sądzić ― kolejna gładka odpowiedź podszyta sympatią. ― Czy w takim razie będzie to wymiana? Śnieżne widoki, za słoniową zbroję?
― W rzeczy samej, panie hrabio.
Mgła łagodną falą rozbiła się o wysokie, drewniane drzwi z fantazyjnie odgiętą klamką. Salomea uniosła dłoń i zastukała lekko w drewno. Na odpowiedź nie czekali wcale długo, minęła ledwie chwila, a kliknął mechanizm zamka i drzwi uchyliły się. Weszli do środka, do komnaty wypełnionej zapachem kadzidła i kardamonu, z subtelną, ledwo wyczuwalną nutą cynamonu – pozostałej w komnacie po wizycie księcia zeszłego wieczoru. W głównym pomieszczeniu, na podłodze, porozkładane były kolorowe koce i dywany, towarzyszyły im także równie kolorowe poduszki. Na boku stała fajka wodna, pod sufitem przepływał opalizujący fioletem kłąb magii.
Sam Akshan siedział wygodnie rozparty na poduszkach, ubrany w zwykły strój klasyczny dla mieszkańców miast, składający się z luźnych, szerokich spodni i porozpinanej koszuli, w pasie przewiązanej luźną, kolorową szarfą.
― Co czytasz? ― zagadnęła go na wstępie Salomea, na krótką chwilę zapominając o właściwym celu ich wizyty. Mag uniósł spojrzenie, prześlizgnął się ametystowym okiem po sylwetkach gości.
― Bajkę o księciu ― odpowiedział miękko, przyjemnym dla ucha głosem. Odłożył książkę na bok, odgarnął białe włosy z czoła. ― Czemu zawdzięczam tę wizytę? Znalazłaś słonia?
― Znalazłam. Ale w sumie przychodzę do ciebie z poważniejszą kwestią. ― Zbliżyła się, wskazała towarzyszącego jej astrologa. ― Muszę wprowadzić Mattię w etykietę i zwyczaje, szczególnie przy rozmowach z magami. Mógłbyś nam pomóc?
― I zostać waszym workiem treningowym? ― Biała brew nieznacznie uniosła się ku górze. ― Pewnie. ― Uśmiechnął się ciepło i podniósł z poduszek. Wzrostem dorównywał niemalże samemu Serafinowi.
― Na spotkaniu nieformalnym nie musisz wykonywać ukłonu ― zwróciła się bezpośrednio do astrologa. Ten skinął głową, słuchając. ― Nie musisz także dbać nadto o stosowne słownictwo, wystarczy zwykła uprzejmość, chyba, że mamy do czynienia z Wolandem, ale to ekstremalny przypadek, więc o nim później. Przy powitaniu szacunek okażesz poprzez skinięcie głową, najlepiej głębsze niż płytsze. W końcu to wciąż magowie. ― Salomea wykonała bliżej nieokreślony gest dłonią, nieznacznie przewróciła oczami, dając niejako znak, co sama sądzi o tych wszystkich regułkach, zasadach i traktowaniu magów jak nie wiadomo kogo.
― Tu nie trzeba także pośrednika, masz spory zakres możliwości i sporo opcji do wykorzystania. Przedstawiasz się pierwszy, najlepiej pełnym tytułem, ale zwróć uwagę na to, jak odpowie ci mag. Jeśli samym imieniem, wtedy najlepiej porzucić wszystkie sztywne elementy i przejść do zwracania się właśnie po imieniu. Jeśli wyrecytuje cały tytuł, formułkę i bogowie wiedzą co jeszcze, to wtedy komplikuje nam to nieco życie. Ale poradzimy sobie i z takim przypadkiem ― dodała, w karmazynowe oczy uśmiechnęły się do niego ciepło.
― Czy każde zapoznawanie zaczyna się od spotkań nieformalnych? ― dopytał hrabia rzeczowo.
― Niestety nie, to byłoby zbyt proste. Większość zaczniemy od tych formalnych i je także przećwiczymy z Akshanem. Szkoda, że nie ma z nami Serafina, też by się przydał jako przypadek ekstremalnie trudny i rozgrzewka przed Wolandem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz