niedziela, 9 stycznia 2022

Od Jamesa, CD. Williama

Dzięki wszystkim bogom i dzięki wszystkim świętościom tego świata, bibliotekarz uśmiechnął się miło. James odetchnął z ulga, czując, jak postępująca wzdłuż linii jego gardła kula na moment przestaje aż tak historyka uwierać.
— W czym mogę pomóc?
— Przepraszam, że nachodzę o takiej godzinie, ale naprawdę potrzebuje Pana rady w pewnej kwestii — zaczął, bo w tak ważnych kwestiach zawsze należało rozpocząć konkretnie od przeprosin i w dalszym toku postępowania od wyjaśnienia zawiłości całej sprawy.
— Nie ma najmniejszego problemu. Zawsze chętnie pomogę innym, a w szczególności członkom gildii. — Może to kwestia późnej pory, ale miał wrażenie, że z poczucia dobroci to się chyba sam zaraz rozpłacze. Jednak są jeszcze dobrzy ludzie na tym świecie. — Zapraszam.
Rozgościł się w pokoju Williama, odstawiając stos trzymanych papierów na biurko i usiadł wygodnie w pobliskim fotelu obok drewnianego stolika. Liczył, że wydawał się na bardziej pewnego siebie niż był w tym momencie, ale nawet malutka iskierka szansy, że zaproponowany przez niego przypadek będzie rzeczywistym... problemem, jeżeli można tak to nazwać, sprawiała, że na raz miał ochotę i śpiewać o cudowności życia, i strzelić sobie w łeb. Ach, ta przewrotność losu.
— Skoro już usiedliśmy wygodnie, w czym dokładnie mógłbym pomóc?
— Ostatnio natrafiłem w jednej książce na ustęp, który dotyczył pewnej zajmującej mnie kwestii. Mówiąc ściślej: przypadek przenoszenia klątw przez międzyludzkie pokrewieństwo. Autorem dzieła, o którym mówię, był profesor Linard Aitken. Słyszał pan może o tym człowieku? Posiada Pan informacje na temat innych jego publikacji? Lub może słyszał o książkach o zbliżonej tematyce? Byłbym wdzięczny za jakiekolwiek informacje. — Każde kolejne zdania praktycznie z siebie wypluwał z coraz większym zaangażowaniem, choć nadal uparcie starał się maskować desperację. Na wszelki wypadek. W końcu jeszcze nie było tak źle, żeby musiał ruszać po aż tak zaawansowane ku temu środki.
— Jak najbardziej, o tym autorze słyszałem, miałem w rękach parę jego książek. Niestety, o ile dobrze pamiętam, o przenoszeniu klątw przez pokrewieństwo wspomniał tylko w jednej. Inne odnosiły się raczej do przyczyn, skutków i przebiegów klątw. No, co prawda była jeszcze jedna o ich przenoszeniu, ale w przypadku przypadkowych, niespokrewnionych ze sobą ludzi, muszę przyznać, że to była to jedna z ciekawszych pozycji. Oczywiście bardzo chętnie mógłbym podać Panu tytuły tych pozycji, ale wydaje mi się, że zależy Panu na jednej, konkretnej tematyce. Jeżeli mógłbym zapytać, oczywiście nie musi Pan odpowiadać, ale czy jest to możne jakaś osobista sprawa?... Mógłbym odnieść wrażenie, że ta sprawa jest czymś niezwykle dla Pana istotnym. — Zamrugał. Cholera jedna, zwalił to na swoje niewyspanie. Gdyby przyszedł na trzeźwo, z czystym osądem w głowie mógłby podejść do sprawy inaczej, a tak maniakalnie poszukiwał odpowiedzi na coś, co wiedział, że może skończyć się wyłącznie w jeden sposób.
— Powiedzmy, że jest to problem bliski memu sercu — streścił krótko. Bo w końcu czy tak nie było? W pewnym momencie przestawały mieć znaczenie więzy krwi, bladość twarzy, gdy obserwował, jak z osoby, w gruncie rzeczy tak bardzo mu bliskiej, ulatywały ostatnie resztki jakiejkolwiek szansy na zdrowe i spokojne życie. A przede wszystkim na długie.
— Dobrze. Przechodząc do innych książek o podobnych przypadkach, znam kilka. Na pewno dwie, trzy z nich znajdują się w gildyjnej bibliotece, ale gdy teraz tak o tym myślę… Nie wolałby może Pan osobiście spotkać się i porozmawiać z osobą, której taki przypadek dotyczy? Mam przyjaciółkę. Mieszka w moim rodzinnym mieście. Nazywa się Emma i została dotknięta pewną klątwą, która została na nią przeniesiona przez jej matkę, na którą za to została ona przeniesiona przez jej dziadka.
— Naprawdę?! — Aż podskoczył na fotelu, choć nie było to zachowanie wybitnie zgodne ze sztuką elegancji, ale do zachowania przystającego dżentelmenowi musiał wypić wpierw przynajmniej jedną kawę. Składał to na kark zjazdu kofeinowego.
— To znaczy... — odchrząknął, dając sobie te ułamki czasu, byle uspokoić skołatane nerwy. — Byłbym niezmiernie wdzięczny, nie są to często spotykane przypadki i znalezienie kogoś, komu udało się przeżyć do dorosłości graniczy z cudem. Zakładam, że pańska koleżanka otrzymała klątwę wraz z narodzeniem? Czy może wystąpiły ku temu inne okoliczności? — zastanowił się przez chwilę.
— Mimo wszystko, również prosiłbym o polecenie konkretnych pozycji. Im więcej materiału, tym zawsze dokładniejsze badania, rozumie pan. — Uśmiechnął się z wdzięcznością, na co Will jedynie skinął głową ze zrozumieniem i wypisał obiecaną bibliografię na kartce. — Za spotkanie byłbym w stanie oczywiście państwa wynagrodzić. — Odchrząknął, bo nie był to miły temat, ale jednak za pomoc ludzi należało wynagradzać. Był w końcu człowiekiem majętnym, a z uzbieranej na bazie patentów i książek żony fortuny korzystał należycie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz