sobota, 22 stycznia 2022

Od Kukume cd. Ayrenn

Ciemne brwi powędrowały w górę, zaś miękka skórka jabłka została wprawnie oddzielona od miąższu; zwinęła się w łagodną spiralę i opadła na dno miseczki.
― Kawałek świata - a i owszem. Czy był zacny, trudno mi powiedzieć ― wzruszyła ramionami, lekkim uśmiechem spróbowała złagodzić słowa. ― Wędrowałam głównie po Iferii, ale wciąż czuję, że chciałabym wiele zobaczyć. Ci, z którymi się wychowałam, wierzą, że bezruch prowadzi do rozpadu. Że człowieka może opętać demon, jeśli pozostanie zbyt długo w jednym miejscu, że rozpadnie się w końcu w proch.
Urwała na chwilę, zapatrzyła się w okno, myśli pobiegły ku niezliczonym ścieżkom, ku tysiącom mijanych pagórków, które koniec końców zlewały się w jedno. Nawet najbardziej wytrwałemu wędrowcowi nie była sądzona nieśmiertelność, członkowie plemienia Mushi umierali często młodo, rzadko kiedy dożywali sędziwego wieku, wciąż jednak uparcie trwali w swojej filozofii. Od nich dostała silne nogi, przy tym jednak nie umiała nigdzie wrosnąć, zapuścić głęboko korzeni.
― I, jakkolwiek nie zgadzam się z nimi w wielu kwestiach, myślę że stagnacja jest w pewien sposób preludium destrukcji. Z tym że niekoniecznie dotyczyć musi fizycznego przemieszczania się z miejsca na miejsce, ale również rozwoju człowieka, nowych bodźców. W gildii więc to raczej ostatnia z moich trosk ― pozwoliła sobie na lekki uśmiech, odłożyła obrane jabłko na bok, zerknęła na Małgorzatę. ― Jeśli wolno mi tak powiedzieć, to wydaje mi się, że też masz niespokojnego ducha.
Kolejne jabłko przeturlało się między śniadymi palcami, gotowe odsłonić delikatne wnętrze, nim jednak Kukume zdążyła przytknąć do niego ostrze, nim Małgorzata zdążyła odpowiedzieć, w ich rozmowę wdarło się dudnienie, zdecydowanie zbyt głośne, by jego przyczyną mogło być w pełni kontrolowane przekładanie kolejnych naczyń. Psy, wyrwane z letargu, uniosły potężne łby, zerwały się na cztery łapy.
Obie kobiety wstały raptownie od ławy, przecisnęły się między pupilami i ruszyły w głąb kuchni, gdzie działała Ayrenn. 
― Nic mi nie jest! ― zawołała elfka, nim jeszcze zdążyła je obie dostrzec. 
Kukume uważnym spojrzeniem ogarnęła pobojowisko, jednak ani ciała czarodziejki, ani mebli nie znaczyły szkarłatne krople. Podłoga pokryta była za to garnkami, jeden z nich, cudem uniknąwszy zetknięcia z podłożem, z uchem zaczepionym o żerdź krzesła, zwisał smętnie te niespełna półtorej metra w górze, nim też nie ześlizgnął się i nie obtłukł o pozostałe, kończąc tym samym kuchenną symfonię.
― Zawsze tak mówią ― Małgorzata przewróciła oczami, wyciągnęła dłoń. ― A pewnie całą gildię właśnie się na nogi postawiło. No, ile palców widzisz?
― Gosiu!
Oczy Kukume prześlizgnęły się z powrotem na smukłą postać, nie do końca bowiem dowierzała żywym zapewnieniom o braku szkód - rumor był donośny, garnki ciężkie, a zaczerwieniona skóra na czole aż zbyt dobitnie świadczyła o tym, że bezpośredniego spotkania z naczyniami nie udało się do końca uniknąć.
― Garnki bywają agresywne ― odruchowo podeszła do elfki, wyciągnęła dłoń, by zbadać ranę. Stłuczeń nie należało przecież lekceważyć.
I wtedy przypomniała sobie rękę. Zupełnie wbrew woli, obraz wypchnął się przed wszystkie inne, przed potrzebę pomocy, szarpnął palcami, które cofnęły się nieco, zawisły na parę sekund w próżni pomiędzy obiema kobietami.
― Powinno się chociaż przyłożyć coś zimnego ― cofnęła dłoń, spróbowała sięgnąć za to po głos.
― Nie trzeba, absolutnie. Więcej bałaganu jak szkody, zaraz to wszystko uprzątnę.
― A tu co się wyprawia? ― do środka wparowała Irina, nie wiadomo skąd dzierżąc w ręku patelnię. Jednym spojrzeniem ogarnęła całą sytuację, na dłużej zatrzymała się przy Ayrenn. ― Miałyście chyba przetwory robić, a do tego pobojowiska nie trzeba. A ciebie, kochanieńka, to trzeba do medyka zaprowadzić. I bez marudzenia, bo skonfiskuję wszystkie jabłka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz