niedziela, 16 stycznia 2022

Od Williama - Event

    Przyjazd do Obarii był czymś, na co początkowo nie był przekonany, czy chce się pisać. Czy to było coś dla niego? Zazwyczaj preferował zacisze biblioteki, proste spotkania przy herbacie lub zwyczajną pomoc ludziom, a nie poważniejsze misje, i to w całkiem niebezpiecznych okolicach. Sam nie wiedział, co podkusiło go do tej wycieczki. A raczej wiedział, ale nie chciał tego przed sobą przyznać. Jego wrodzone pragnienie wiedzy i chęć zdobycia informacji, o wydarzeniach, które się tam działy, wygrało z rozsądkiem. Dlatego też znalazł się w dawnym budynku koszar, na terenie fortu, w górach. Powoli przygotowywał się do snu w swym tymczasowym pokoju, który dzielił z Cahirem. Jednak zanim zdążył przebrać się w strój do spania, przerwało mu nagłe skrzypienie zawiasów. Spojrzał niepewnie na otworzone drzwi, czując na sobie czyiś wzrok. Szatyn wpatrywał się w niego, a w jego oczach widział jakąś wewnętrzną kłótnię. Will niepewnie odłożył ubrania z powrotem na ich miejsce i skupił całą swą uwagę na współlokatorze.
— Wszystko okej? Może mogę ci w czymś w pomóc — zapytał szczerze zmartwiony.
— W sumie to tak — wzrok szpiega był skierowany na strój, który wcześniej znajdował się w rękach bibliotekarza. — Mam nadzieję, że w niczym nie przeszkadzam.
— Nie, nie ma najmniejszego problemu. Wszystko w porządku — uśmiechnął się ciepło i podszedł bliżej towarzysza.
— Mogę zapytać, czy nie jesteś może w posiadaniu łacińskiego słownika? Chcę napisać kilka listów, przydałby mi się.
William zafrasował się. Ludzie pytali go o różne porady biblioteczne i tym podobne, ale musiał przyznać, że pytania o słowniki były dość niespotykane.
— Niestety, nie posiadam przy sobie takiego słownika. Słyszałem jednak, że w twierdzy jest gdzieś wspaniała biblioteka. Jeżeli byś chciał, bardzo chętnie bym się tam z tobą wybrał. Kiedyś miałem w planach ją zobaczyć, a przy okazji mógłbym ci pomóc — rozmarzył się lekko na myśl o tym, ile wspaniałych książek mógłby tam znaleźć.
— Jeżeli nie byłby to problem, to chętnie.
— To tylko założę buty i możemy iść — uśmiechnął się szerzej. Widząc, jak Cahir potakuje na ten gest, szybko wrócił się do miejsca, gdzie trzymał swoje rzeczy, i zabrał się za zakładanie obuwia. — Chodźmy — wyszedł zadowolony, zamykając drzwi w momencie, gdy znaleźli się poza pomieszczeniem.
Kroczyli obok siebie, ramię w ramię. Po chwili znaleźli się na zewnętrznym placu, gdzie od razu William spojrzał w górę, na niebo. Było na nim sporo chmur, ale w niektórych miejscach przez obłoki prześwitywały gwiazdy. Uśmiechnął się do siebie, przypominając sobie noce, gdy wpatrywał się w nie jako dziecko. Razem z ojcem wychodzili na podwórko, siadali na trawie i obserwowali gwiazdy. Brakowało mu tych chwil. Zawsze był bardzo blisko z tatą i ta długotrwała rozłąka z nim, mówiąc szczerze, trochę go męczyła. Chciałby móc częściej się z nim widywać. Porozmawiać. Po prostu pobyć w jego obecności, nawet jakby mieli siedzieć w zupełnej ciszy. Chociaż teraz te spokojne chwile pewnie i tak nie byłby zbytnio możliwe. Przez chorobę ojca, zapewne zamiast być zrelaksowany i szczęśliwy, zamartwiałby się jego złym stanem zdrowia
— Którędy teraz? — głos Cahira wyrwał go z krainy rozważań i wspomnień.
Weszli właśnie do środka twierdzy, a przed nimi rozpościerały się korytarze w różne strony. Każdy wydawał się trochę inny, a jednocześnie były tak podobne do siebie. Oczywiście zaraz po wejściu, William zabrał pochodnię ze ściany, aby ciągle mieć przy sobie jakieś źródło światła.
— Szczerze mówiąc, sam nie wiem. Nie posiadam niestety dokładnych informacji o położeniu biblioteki. Jedyne co wiem, to to, że musi się tu gdzieś znajdować. Musimy tylko poszukać — liczył na to, że szpieg nie będzie zły przez fakt, że będą musieli dopiero sami odkryć, gdzie ulokowany był księgozbiór.
— Prowadź.
Will odetchnął w duchu, kiedy w głosie szatyna nie wyczuwał złości.
— To może spróbujmy tędy — wskazał na korytarz po ich prawej stronie. Był on raczej jednym z szerszych, na jego końcu biła blada poświata. Tam też się udali.
Podczas wędrówki, chłopak podziwiał starą twierdzę. Musiał przyznać, że było to całkiem ciekawe miejsce. Jednocześnie wyraźnie było widać, że miało już swoje lata. Ślady naukowców również były wszędzie zauważalne. Odbarwienia od jakiejś substancji. Gdzieniegdzie leżały pokreślone kartki albo ich strzępki. Nie trzeba było długo czekać, zanim ich oczom ukazały się pierwsze drzwi. Były raczej dość stare, miały spore rozmiary. Postanowił zaryzykować, spróbował je otworzyć. Nie było to łatwe zadanie, szło mu to dość ciężko, nawet z pomocą Cahira. Kiedy w końcu udało im się wejść do środka, rozejrzeli się, obejrzeli ściany. Niestety, nie znaleźli się w bibliotece. Spore pomieszczenie było praktycznie puste. Jedynie kilka płacht leżało tu i ówdzie. Oprócz tego dało się zauważyć dwie słomiane laleczki w rogu pomieszczenia. William słyszał co nieco o nich, chociaż nadal niewiele. Podobno leżały w pustych pomieszczeniach twierdzy od lat. Nikt nie chciał ich ruszać, chociaż mówiono, że to po prostu zwykłe zabawki. Westchnął, postanawiając zostawić to na razie w spokoju.
— Chodźmy dalej. Tutaj nic nie znajdziemy — powiedział, uśmiechając się krzywo, na co szpieg pokiwał głową na znak zrozumienia.
Otwarcie kolejnych drzwi dało ten sam skutek. Czyli żaden. Jedyne, co udało im się zaobserwować, to fakt, że znowu znajdowały się w nich lalki. Ostatecznie w piątym takim pomieszczeniu bibliotekarz nie wytrzymał z ciekawości. Widząc słomiane zabawki, tym razem przewiązane wstążeczką, po prostu musiał iść to sprawdzić. Dlaczego nikt nie chciał ich ruszać? O co tutaj chodziło?
— Nie dotykałbym tego na twoim miejscu — ostrzegł Cahir, kiedy Will znalazł się kilka kroków od laleczek.
— Przecież to tylko zwykłe słomiane zabawki — spróbował usprawiedliwić swoją nieostrożność.
— Nie bez powodu nikt nie chce ich ruszać — szpieg ciągnął dalej.
— Oj, nie bądź taki. Co złego może się stać? — Will szybko doskoczył do laleczek, wziął jedną z nich do ręki. — Widzisz? Nic się nie stało, zwykła zabawka — uśmiechnął się triumfalnie.
— Jeszcze się przekonamy — mógł usłyszeć jak Cahir mruknął pod nosem, ale kompletnie zignorował jego słowa, skupiając się na zabawce.
Studiował ją z każdej możliwej strony. Jednak nie mógł w niej ujrzeć niczego specjalnego. Ot, zwykła, słomiana laleczka, przewiązana już lekko podniszczoną wstążeczką. Jedyne, co mógł o niej powiedzieć, to to, że była naprawdę porządnie zrobiona i pewnie dlatego przetrwała wiele lat w tym miejscu. Chociaż… Jedna rzecz była dziwna. Nie było na niej widać ani grama kurzu. Wzruszył ramionami, postanawiając zostawić to w spokoju. Zastanowi się nad tym w wolnej chwili, teraz powinien pomóc współlokatorowi ze słownikiem. Odłożył zabawkę na miejsce i odwrócił się twarzą do Cahira, który to wpatrywał się w niego uważnie. Ramię w ramię wyszli z pomieszczenia.
— Odłożyłeś laleczkę w to samo miejsce, w którym ją znalazłeś? — Will nie wiedział, czemu nagle szpieg o to pytał, szczególnie że już zamykali drzwi i mieli iść dalej.
— Tak. Dlaczego pytasz? — zapytał, mocno zdezorientowany.
— Bo jej tam nie ma — głos Cahira zabrzmiał dość poważnie.
— Niby jakim cudem? Odkładałem ją tam zaledwie przed chwilą. Pamiętam to idealnie. — Will coraz bardziej nie rozumiał sytuacji.
— Sam zobacz!
William niepewnie wszedł z powrotem do pomieszczenia i dokładnie się mu przyjrzał. Zastygł w miejscu. W jego oczach malowało się zaskoczenie, ale i lekki strach, gdy uświadomił sobie, że szatyn mówił prawdę. Zabawka zniknęła. I nie tylko ona. Druga, której nawet nie dotknął, a która znajdowała się dotychczas obok poprzedniej, również nie była na swoim miejscu. Nie chcąc dłużej przebywać w tym pomieszczeniu, bibliotekarz zaczął cofać się powoli, aż po chwili wręcz wybiegł z pomieszczenia, szybko je za sobą zatrzaskując.
— Zostawmy ten pokój zamknięty i wszystko będzie dobrze — starał się wmówić to zarówno sobie, jak i swemu towarzyszowi, chociaż ten nie do końca wydawał się być jego słowami przekonany. On sam też nie potrafił uwierzyć w swoje słowa, ale musiał. Wszystko będzie dobrze, tak sobie powtarzał.
Tym razem szybszym krokiem ruszył przed siebie. Nie oglądał się do tyłu. To, że Cahir za nim podążał, wiedział tylko dlatego, że słyszał jego kroki. Kiedy trochę uspokoił skołatane nerwy, zrównał się ze szpiegiem, dzięki czemu znowu szli obok siebie. Miał nadzieję, że jak najszybciej znajdą bibliotekę i będą mogli wrócić do pokoju. Już odwidziało mu się zwiedzanie tego miejsca. Gdyby nie fakt, że obiecał pomóc szatynowi, to pewnie już dawno by go tu nie było. Nie chciał jednak zawieść towarzysza, dlatego nie miał innego wyboru, jak pozostać w twierdzy i dalej szukać. Widząc kolejne duże drzwi, tym razem ładnie zdobione, przyspieszył kroku.
— Will! Nie ruszaj się! — słysząc krzyk szpiega, Will momentalnie zastygł w bezruchu.
Dopiero teraz poczuł na plecach delikatny dotyk.
— Jeżeli sobie ze mnie żartujesz, to byłbym wdzięczny, jakbyś przestał — mówiąc to, powoli obrócił głowę do tyłu.
Jego oczy spotkały się ze słomianą laleczką, która lekko przekrzywiła głowę w tym momencie.
— Akuku! — cieniutki głosik wydobywający się z zabawki sprawił, że bibliotekarz już dłużej nie wytrzymał.
Z jego ust wydobył się wysoki krzyk, wręcz pisk przerażenia, a on sam zaczął podskakiwać, próbując strząsnąć z siebie niechcianego “towarzysza”. W ciągu tego procesu zdążył upuścić pochodnię, która na ich nieszczęście wylądowała w jakiejś kałuży - widocznie gdzieś musiało przeciekać, albo ktoś musiał nanieść tutaj wodę - i zgasła. Całkowita ciemność, jaka zapadła, jeszcze bardziej przeraziła Williama. Nadal próbował zrzucić z siebie zabawkę, ale do tego doszły łzy strachu, które powoli zaczęły wypływać z oczu chłopaka.
— Spokojnie. Mam ją — słowa Cahira uspokoiły go minimalnie.
Will oparł się o ścianę i powoli po niej zsunął. Przyciągnął kolana do klatki piersiowej. Mocno ścisnął je rękoma i oparł o nie głowę. Pozwolił łzom spokojnie spływać po swoich policzkach. Poczuł na ramieniu czyjąś dłoń, na co momentalnie się wzdrygnął.
— To tylko ja. Wszystko już jest dobrze — głos współlokatora pozwolił mu nieco się zrelaksować.
Z racji, że nic nie widział, bał się, że mogła być to całkiem obca osoba. Może Kristy i Ariel wrócili po niego? Albo znowu była to ta laleczka? Dlatego świadomość, że był to tylko Cahir, pozwoliła mu się trochę uspokoić. Niepewnie oparł lekko głowę na ramieniu chłopaka, który usiadł obok niego, na co mu pozwolono. Sam nie wiedział, ile czasu minęło, kilka minut, a może kilkanaście, czy też cała godzina? Jednak w końcu udało mu się zebrać do kupy na tyle, aby jego policzki stały się suche, a sam przestał się trząść.
— Chodźmy do pokoju — za pomocą szatyna wstał.
— Ale słownik... — mimo wszystko nadal miał w głowie to, że obiecał pomoc.
— Nie jest to wcale takie istotne. Poradzę sobie. Teraz chodźmy — Will nie miał zamiaru się dłużej kłócić. Skoro tego chciał szpieg, postanowił się dostosować.
Z racji tego, że tym razem nie miał żadnego źródła światła, postanowił polegać na współlokatorze. Mocno trzymał jego rękę, będąc wręcz w nią wtulony. Naprawdę nie chciał nawet na kilka sekund pozostać sam w całkowitej ciemności. Rany na jego psychice nadal były świeże i bardzo łatwo się otwierały. Całą swoją nadzieję opierał na Cahirze. W taki sposób powoli, błądząc, udało im się przejść większość trasy powrotnej. Jednak nic nie mogło być takie proste, jak się wydawało. Delikatny ruch, tym razem w okolicach nogi bibliotekarza, wyrwał z jego ust ponowny krzyk. Dlatego też, w momencie gdy zauważył niewielką smugę światła wydostająca się zza drzwi wyjściowych twierdzy, momentalnie rzucił się do ucieczki. Nie chciał zostawać ani chwili dłużej w miejscu, w którym znajdowały się te przerażające zabawki. Słyszał za sobą głos Cahira, ale zignorował go. Liczyło się tylko to, aby znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Od twierdzy. Od laleczek, które najwyraźniej zaczęły do niego lgnąć z niewiadomych powodów. W międzyczasie zdążył potknąć się i dwa razy prawie przewrócić, ale nie miało to najmniejszego znaczenia. Zatrzymał się dopiero przed koszarami. Przystanął i pochylił się, opierając dłońmi o kolana. Oddychał szybko. Taki wysiłek, w tak krótkim czasie, nie był czymś, do czego był przyzwyczajony. A buzujące w nim emocje nie pomagały. Nie musiał długo czekać na to, aby przy jego boku pojawił się szatyn. Will uśmiechnął się do niego krzywo, chcąc w pewien sposób przeprosić za nagłą ucieczkę. Jednak musiał przyznać, że teraz czuł się spokojniejszy, mając świadomość, że wydostał się z twierdzy.
— Nigdy nie pomyślałbym, że bibliotekarze potrafią tak szybko biegać — głos Cahira w końcu przerwał ciszę.
— Przepraszam, że nagle uciekłem. — Will wyprostował się i lekko speszył, widząc szpiega, który patrzył wprost na niego. — Nie chciałem tak cię zostawiać. Jednak znowu poczułem na sobie tę okropną laleczkę i nie wytrzymałem. — Wzdrygnął się na samą myśl o zabawce.
— Rozumiem — była to jedyna odpowiedź, jaką uzyskał.
Po tej krótkiej wymianie słów, razem wrócili do swego tymczasowego pokoju i jak najszybciej poszli spać.

~*~*~*~

    Obudził się nagle z koszmaru, w którym znowu znajdował się zamknięty z Arielem i Kristy. Znowu wydarzenia powtarzały się w jego głowie. Jednak tym razem było coś więcej. Przeklęte laleczki. One też tam były. Odetchnął, zauważając, że dłużej nie był tam, a za to przed nim rozpościerał się pokój w koszarach. Odwrócił lekko głowę na bok, aby sprawdzić, czy nie powinien wymienić świeczki. Z jego ust wydostał się mimowolny krzyk, w momencie gdy jego oczy spotkały się z wielkimi oczami słomianej laleczki. Najszybciej jak potrafił, wyrzucił ją za okno.
— Wszystko w porządku? — szatyn był oparty na przedramionach i wpatrywał się w bibliotekarza. Gdy odwrócił głowę, z jego ust wydostało się lekkie pokasływanie. Widocznie musiał przeziębić się albo zachorować.
— Obudziłem cię? Przepraszam. — Will westchnął. — Znowu ta laleczka się pojawiła. Naprawdę powinienem cię wtedy posłuchać i niczego nie dotykać. Teraz sprowadziłem na nas same problemy. Nie pozwalam ci się wyspać, wciąż budzę cię w nocy, bo nie potrafię sam poradzić sobie ze strachem. Zrozumiem, jeżeli będziesz chciał zmienić współlokatora. Mogę nawet samemu się tym zająć, aby było ci łatwiej.
— Spokojnie. Nie zawracaj sobie tym teraz głowy. Nie przeszkadza mi to aż tak. Zresztą razem w to wdepnęliśmy, to razem przez to przebrniemy. Może i ty dotknąłeś tej lalki, ale nikt nie powiedział, że nie mogłem cię powstrzymać.
— Dziękuję — na ustach Williama w końcu znowu pojawił się delikatny uśmiech.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz