czwartek, 6 stycznia 2022

Od Sophie cd. Tezeusza

Sophie odwróciła się do drzwi, przelotny uśmiech przemknął przez jej twarz. Może i była niewielkiej postury i siły, ale nigdy nie wahała się przed wkroczeniem do działania, a już na pewno nie wtedy, gdy ktoś potrzebował pomocy. Czy była przy tym naiwna? Pewnie tak. Wiadomo - świat pełen był tych, którzy pragnęli takie dobre serce wykorzystać, jednak Sophie, choć przekonała się o tym parę razy na własnej skórze, wciąż z premedytacją nie zamierzała porzucać swego optymistycznego podejścia do życia.
Alchemiczka uchyliła drzwi, zerknęła w wąską szparę.
Na korytarzu stała kobieta - gładko uczesana, stosownie ubrana, choć skromnie, bez przyciągania nadmiernej uwagi. Z bliska widać jednak było, że materiał odzienia jest porządny, gruby, starannie dopasowany. To zaś podbijało koszt i świadczyło o tym, że dama pochodzi z wyższych sfer, a obyta jest na tyle, by wiedzieć, że o swym statusie można informować w sposób mniej oczywisty, niż obwieszając się złotem i srebrem.
Spojrzenie miała zmęczone, usta zaciśnięte, jednak w oczach czaił się jakiś błysk determinacji, świadczący o tym, że panienka Bainbridge gotowa jest na wiele.
— Zapraszam — powiedziała Sophie, otwierając szerzej drzwi, cofając się nieco, by wpuścić nieznajomą do środka.
Ta wemknęła się do pomieszczenia, dygnęła w stronę Tezeusza i Sophie, westchnienie wydobyło się z jej ust.
— Dziękuję, że zechcieli mnie państwo wysłuchać — powiedziała, splatając dłonie, pocierając je o siebie w nerwowym geście.
Tezeusz ograniczył się na razie do otaksowania kobiety spojrzeniem, postawa nie wyrażała chęci wysłuchania czy pomocy. Sędzia, jak na razie, czekał.
— Zechce pani spocząć — Sophie wskazała dłonią fotel. Postawa alchemiczki była jednoznaczna.
— Dziękuję — Gabriella przysiadła, ramiona nieznacznie się rozluźniły.
Kobieta przebiegła wzrokiem od Tezeusza do Sophie i z powrotem, przez moment widać kalkulując, czy swoją prośbę bardziej kierować do pełnego chłodnej obojętności sędziego, czy do o wiele przyjaźniejszej alchemiczki. Znów potarła dłonie, spojrzała w końcu na Tezeusza.
— Słyszałam wiele dobrego o Gildii — zaczęła, jej słowa nie przebiły marmuru obojętności sędziego. — Że należą do niej osoby, które potrafią poradzić sobie w sytuacji beznadziejnej i że nie wahają się pomóc, jeśli ktoś tej pomocy potrzebuje.
Sophie przysiadła na szezlongu. Postanowiła pozwolić kobiecie mówić, jednak na twarzy alchemiczki wciąż błąkał się ciepły uśmiech.
— Mój narzeczony to Ralph Lupton. Parę dni temu znaleziono go w karczmie, Modrej Róży, stał nad ciałem jakiejś kobiety z nożem w ręku, ale to nie on zabił! To jest niemożliwe, proszę mi wierzyć.
Alchemiczka zmarszczyła brwi.
— Spokojnie, przecież nikt pani nie oskarża.
Gabriella pozbierała się nieco, zerknęła z wdzięcznością na Sophie, ta zaś dodała:
— Na jakiej podstawie twierdzi pani, że te wszystkie oskarżenia były bezpodstawne?
— Ralph nigdy by czegoś takiego nie zrobił. To człowiek o gołębim sercu, nie podniósłby ręki na drugiego człowieka. Proszę mi wierzyć. Poza tym - nie miał powodu, by znaleźć się w jakiejś karczmie w środku nocy! — Znów to nerwowe pocieranie dłoni.
Sophie zerknęła przelotnie na Tezeusza. Sędzia przypominał posąg, na coś czekał, a niemal niewidoczna zmarszczka między brwiami sugerowała, że kończy mu się cierpliwość.
— Czy coś łączyło go z tą kobietą? — naprowadziła Sophie.
Cień przemknął przez twarz Gabrielli, tak krótki i przelotny, że niemal niedostrzegalny dla zwykłego człowieka. Siedzący naprzeciwko panienki Bainbridge Tezeusz nie był jednak zwykłym człowiekiem, a jego spojrzenie bez problemu wychwyciło to, co kobieta próbowała ukryć.
— To była jakaś jego znajoma, ale Ralph zadawał się z nią z… dobrego serca. To była Amelia Riverty, ona… różnie jej w życiu wychodziło, bywały kręgi, gdzie wolała się nie pokazywać.
Tym razem i Sophie poczuła, że coś jest nie tak. Nazwisko Riverty nic jej na razie nie mówiło, Sophie siłą rzeczy znała raczej kręgi akademickie. Chociaż Ralph Lupton - to nazwisko nie było jej obce, ale mężczyzny osobiście nigdy nie spotkała. Kojarzyło jej się raczej z jakąś firmą, ale o cóż dokładnie chodziło…?
— Ale zaręczam, że Ralph nie miał powodu, by ją skrzywdzić! Mój narzeczony nie zrobiłby czegoś takiego.
Kieliszek z winem zakołysał się - pozornie niegroźnie, bez związku. Sophie miała już zadać kolejne pytanie, jednak powstrzymała się. Gabriella poprawiła się nerwowo na fotelu. Cisza przedłużała się, stała się niewygodna, dziwnie uciskała. Pełna oczekiwania, zmuszała, by jeszcze coś powiedzieć, coś dodać, do czegoś się przyznać. Gabrielle znów się poruszyła.
— Były narzeczony — wypaliła.
— W końcu — odezwał się Tezeusz, pociągnął łyk z kieliszka. — Jak rozumiem, panienka Riverty do niedawna była aktualną narzeczoną pana Luptona?
Gabrielle aż się zachłysnęła, Sophie przelotnie uniosła brew. Tezeusz odstawił kieliszek, złożył dłonie w kontemplacyjnym geście.
— Skoro to mamy już wyjaśnione, miałbym parę pytań. Doceniłbym, jeśli odpowiadałaby pani na nie zgodnie z prawdą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz