niedziela, 9 stycznia 2022

Od Isidoro cd. Serafina

Gdy tylko Salomea zaczęła opowiadać o tym, że w komnacie można siłą myśli stworzyć cokolwiek, w głowie Mattii od razu zaczął formować się świetny pomysł. Pamiętał rozmowę, którą kiedyś przy okazji odbył z przyjacielem Isidoro jeszcze ze studenckich czasów, Florianem Lemaigre. Niedoszły medyk, a obecnie poczytny baśniopisarz, potrafił niebywale zajmująco opowiadać o tym, jak działa wyobraźnia i na co ludzie zwracają uwagę, gdy wyobrażają sobie przestrzeń. Mattia nie miał dużego doświadczenia z magią, jednak rozmawiał z wieloma osobami, dzieliły się one z nim wiedzą, której strzępki mężczyzna potrafił wykorzystać w nowych sytuacjach. Tak było i teraz - choć astrolog pierwszy raz usiłował stworzyć coś za pomocą samej myśli, poszło mu to całkiem zadowalająco.
Isidoro wkroczył do stworzonego myślą Mattii pomieszczenia, przystanął, uśmiechnął się.
Spoglądał na ich salon. Ten hen, daleko, w domu. W Castello Stellato. Bracia mieli tam osobne pokoje, jednak łączył je wspólny, przytulny salon, w którym tak często przesiadywali we dwójkę, zajmując się swoimi sprawami. Nie musieli nawet rozmawiać o niczym - wystarczyła sama obecność tego drugiego, by pomieszczenie wypełniło się tym specjalnym rodzajem ciepła, który mówił, że oto są w domu i nic złego nie ma prawa się wydarzyć.
Isidoro postąpił kilka kroków, położył swoją torbę przy szklanym stoliku na środku - tym na niskich nóżkach z ciemnego drewna, rzeźbionych w kształcie lwich łap. Wokół - symetryczne dwa fotele, do tego kanapa obita pluszem w barwie indygo. Po jednej stronie - kominek i wiszący nad nim obraz, po drugiej zaś stronie - częściowo przysłonięte kotarą okno. To ostatnie przyciągnęło uwagę astrologa, Isidoro zaraz znalazł się obok i do reszty odsłonił ciężką storę. Za oknem - iluzoryczny śnieg. Opadał w łagodnym tańcu, przesłaniając majestatyczne szczyty majaczące w oddali. Mężczyzna dotknął szyby - była zimna.
— I jak? Dobrze wymyśliłem?
Mattia wciąż stał przy drzwiach, obserwując swego brata. Wsparł dłoń na biodrze, oczy mu błyszczały, w kąciku ust błąkał się zawadiacki uśmiech.
— Najlepiej — odparł Isidoro, odwracając się od okna.
— Sprawdź swój pokój.
Isidoro przeszedł, pchnął rzeźbione drzwi.
Powitał go jego dziecięcy pokój, z wielkim łóżkiem z baldachimem, całym haftowanym w srebrne gwiazdki. Była też i jego szafa, biurko, miękki dywan, po którym lubił chodzić boso. Zaś gdy Isidoro podszedł bliżej łóżka, dostrzegł niewielkie wybrzuszenie pod kołdrą. Odchylił kapę, parsknął śmiechem. Pluszowa, biała foka mrugała do niego oczkami z czarnych guziczków.
— Podoba ci się? — zawołał Mattia z wnętrza drugiego pokoju.
Isidoro wychynął ze swojego.
— Pomyślałeś o wszystkim.
W uchylonych, rzeźbionych drzwiach pojawiła się twarz Mattii. Na co dzień poważny pan hrabia szerzył się jak dziecko.
— No raczej!
Mattia, w oficjalnych sytuacjach był uosobieniem dworskiej etykiety i idealnym wizerunkiem szlachcica. Uprzejmy wobec dam, obdarzony gładkim słowem i tym charakterystycznym urokiem osobistym, który odziedziczył po ojcu, zawsze robił dobre wrażenie na salonach.
Jednak w obecności bliskich sobie osób Mattia chętnie ukazywał nieco bardziej psotne, może trochę dziecinne i łobuzerskie oblicze skłonnego do żartów człowieka, który nie ma oporów przed zrobieniem czegoś na pierwszy rzut oka głupiego czy niedojrzałego.
Bracia rozpakowali swoje rzeczy - nie mieli ich wiele, głównie wzięli ze sobą tylko to, czego używali do wróżenia. W ich torbach znalazły się karty tarota, wahadełka, runy, Isidoro wziął jeszcze z sobą kamienie wróżebne. Bracia mieli jeden zestaw i to młodszy z astrologów postanowił mieć nad nimi pieczę. Serafin zapewnił obu mężczyzn, że ubrania i wszelkie rzeczy codziennego użytku będą już czekały na nich na miejscu, więc nie muszą się o to troszczyć. Isidoro otworzył w końcu swoją szafę - w przeciwieństwie do szafy Mattii, która zawierała mnogość oficjalnych, sallandirskich strojów, jego pełna była luźnych, zakrywających całe ciało szat w płowym, pustynnym kolorze.
Astrolog westchnął, wrócił myślami do jego i Serafina wyprawy w góry. Niby wrócili wcale nie tak dawno temu, jednak dla Isidoro było to niemalże jak zdarzenie z jakiegoś innego życia. Przypomniał sobie, jak nienawykły niskim temperaturom i wszechobecnemu śniegowi czarnoksiężnik ciężko znosił kaprysy pogody, która dla Isidoro była zupełnie naturalna. Czy na pustyni role się odwrócą? Mężczyzna doszedł do wniosku, że największa ilość piasku, jaką w swoim życiu na raz widział, to była plaża w Almerze - dawno, dawno temu, kiedy jeszcze ani on, ani Mattia nie wiedzieli, że Isidoro posiada dar magii. To też było w jakimś innym życiu.
Isidoro wrócił do salonu. Nie zauważył nawet, kiedy na stoliku pojawiła się ozdobiona złotem i fantazyjnymi motywami egzotycznych zwierząt patera słodkich owoców, a do tego fikuśny dzbanek z parującą, gorącą od przypraw herbatą. Mężczyzna usiadł w fotelu, nalał sobie czarkę naparu. Wziął ją w dłonie, przez chwilę patrzył na ulatującą w górę smużkę pary.
Mattia dołączył do niego po chwili.
— Ten dekolt to dla mnie chyba za wiele — powiedział, a Isidoro prawie opluł się herbatą, widząc swojego brata w zwiewnych sallandirskich szatach.
Dekolt - do samego pępka - na iferyjskie standardy był absolutnym skandalem, w Sallandirze zaś stanowił modny element męskiego ubioru. Do tego dochodziły jeszcze lejące się rękawy i nisko opuszczony pas, ledwie wsparty na wąskich biodrach astrologa. Kompletne przeciwieństwo tego, w co ubierał się zazwyczaj Mattia - fan dopasowanych wamsów ze stójką, ciasnych rękawów z krótką falbaną i opinających dół brzucha spodni.
— Będę musiał nauczyć się nosić tutejsze stroje — mruknął, podchodząc do drugiego fotela, siadając ostrożnie, by nie zawadzić niczym o kant stolika.
Przez chwilę panowała cisza, bracia siedzieli w milczeniu. Mattia skubał słodką figę.
— Naprawdę musisz wyruszyć z Serafinem?
Isidoro pokiwał głową.
— Nie ma innej drogi.
I znów cisza. Astrologowie nie zawsze musieli używać słów, by się rozumieć. Właściwie to bez nich przekazywali sobie to, co najważniejsze. W oczach Mattii Isidoro dojrzał ciepło płynącej z głębi serca troski. W oczach Isidoro Mattia dojrzał łagodne zapewnienie, że wszystko będzie dobrze. Starszy astrolog bardzo chciał w nie wierzyć.
Śnieg padał za oknem we wciąż tej samej, zapętlonej kilkusekundowej sekwencji. Ogień płonął w kominku, trzaskając miarowo tym samym polanem, sypiąc tą samą garścią iskier. Blask tańczył na krawędzi złotej patery, tak realnej i namacalnej w porównaniu do reszty pokoju - będącego jedynie wspomnieniem odległego, bezpiecznego domu.


Tak, jak to było wcześniej powiedziane, Serafin przyszedł po Isidoro, a Salomea - po Mattię. Isidoro spakował plecak, odział się w owe luźne szaty, które miały go chronić przed morderczym słońcem na zewnątrz. Serafin zlustrował wzrokiem astrologa, poprawił mu zawój na głowie, zasłonił mocniej dolną część twarzy. A potem obaj wyruszyli w stronę zawalonej Wieży Wiatru, zostawiając małomówną Salomeę na pastwę wygadanego Mattii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz