piątek, 21 stycznia 2022

Od Mattii cd. Kukume

— Słyszałem, że Clarice gra na fortepianie - pani Dolloway bardzo pochlebnie się wypowiadała. Żal byłoby nie posłuchać — wsparł ją Mattia, obdarzając pana Merriweathera jednym z bogatego arsenału swych rozbrajających uśmiechów. — Szczególnie, że przecież pani Dolloway sama chętnie gra, jej słowa nie mogły być jedynie czystą uprzejmością.
Pan Merriweather przelotnie zmarszczył brwi, zacisnął usta, ale po chwili odpuścił, rozpogodził się, choć nieznacznie. Mur kamiennej twierdzy, jaką stanowiła jego osobowość, był naprawdę wysoki.
— Skoro tego życzą sobie nasi goście, niech tak będzie. — Mężczyzna wstał, zaraz dołączyli do niego też pozostali. — W takim razie prowadź, Clarice. Chodźmy do drugiego salonu.
Clarice była więcej, niż szczęśliwa, mogąc w końcu przerwać konwersację, która stawała się dla biednej dziewczyny coraz większym utrapieniem. Mattia uśmiechnął się widząc, jak Kukume strategicznie wymija pana Merriweathera i idzie u boku Clarice. Kobiety wymieniły spojrzenia.
Mattia zaś zerknął tu i tam, objął wzrokiem pozornie nieznaczące elementy, zwrócił uwagę na ten kawałek jaśniejszej ściany w mijanym właśnie korytarzu, który świadczył o wiszącym niegdyś tu obrazie. Pusta podstawka podtrzymywała niegdyś ozdobną broń w gablotce, zaś miękka poduszka gościła jakiś drogi bibelot, trudno jednak było stwierdzić, co to mogło być. I o ile pan Merriweather postarał się, by między przedpokojem a głównym salonem nie było widać, że w posiadłości brakowało pewnych elementów, widać nie zadbał jeszcze i o to, by te pozory utrzymać również w dalszej części swojej rezydencji.
Astrolog pozornie nie zwracał na to uwagi, zaś sam Merriweather zdawał się mieć głowę zaprzątniętą innymi sprawami i skupiać bardziej na gościach, zapominając na moment o niedostatkach swej posiadłości. Z natury szczerzy ludzie nie umieli dobrze kłamać.
Krótka konwersacja znów oddryfowała od najważniejszego dla gildyjczyków tematu, jednak Mattia z premedytacją zmienił temat, pozwalając panu Merriweatherowi oderwać od tego myśli na krótki moment. Astrolog postanowił, że spróbuje za jakiś czas podpłynąć od innej strony.
Tymczasem zaś dotarli do salonu.
Pomieszczenie to utrzymano w nieco innym stylu, Mattia od razu poznał łagodniejszą, kobiecą rękę. Pastelowe barwy ścian współgrały z wysublimowaną sztukaterią i roślinnymi motywami przewijającymi się od intarsjowanej posadzki, przez rzeźbione wsporniki, aż po starodawny sufit ozdobiony rzeźbieniami z pociemniałego z wiekiem drewna. Centralną część salonu zajmował fortepian, Clarice podeszła od razu do instrumentu, wprawnym ruchem uchyliła zamkniętą do tej pory górną pokrywę. Stare zawiasy ziewnęły, instrument wyszczerzył zęby, gdy dziewczyna odsłoniła klawiaturę.
Pan Merriweather gestem zaprosił Kukume i Mattię, by usiedli. Cała trójka zajęła miejsca w strategicznie rozstawionych, niskich fotelach. Zaś Clarice przez pewien czas przekładała wyjęte z szafki obok nuty.
— Co nam dzisiaj zagrasz? — spytał pan Merriweather.
— Może Prélude à l'Après-midi d'un faune? — odparła Clarice.
Mattia uniósł przelotnie brwi.
— To bardzo piękne preludium, z chęcią posłucham.
Astrolog zerknął na siedzącą obok Kukume, kobieta splotła dłonie, okrywając je nieco chustą i przywołała na twarz lekki uśmiech, zaś Mattia zaczął się zastanawiać, czy miała okazję posłuchać kiedyś tego konkretnego utworu, albo chociaż dźwięku fortepianu.
Te rozmyślania zaraz jednak przerwała Clarice. Kobieta zasiadła przy instrumencie, położyła stopę na pedale, dłonie na klawiaturze. Odetchnęła głęboko, na krótką chwilę cisza i skupienie stały się niemal namacalne. A potem w tej ciszy wybrzmiały pierwsze, delikatne nuty fortepianu, niosące z sobą łagodne ciepło i rozleniwienie letniego popołudnia. Dłonie Clarice błądziły po klawiszach, wydobywając z fortepianu babie lato spokojnej melodii, rozsnuwając je w przeświecającym zza zasłon blasku słońca. Mattia opadł głębiej w fotel, poddając się swobodnemu nastrojowi, pozwalając, by muzyka na ten krótki czas zmyła z niego napięcie związane z misją, sytuacją w Maldor, nieszczęsnymi amuletami od pana Trinketa, niewyjaśnionymi kradzieżami i mnóstwem innych elementów, składających się na całą tę plątaninę wydarzeń trapiących miasto.
Umysł astrologa już od zbyt długiego czasu zajmował się obracaniem kolejnych poszlak i myśli, usiłując dostrzec wśród nich jakiś szerszy schemat, próbując oddzielić to, co faktycznie miało sens i się łączyło, od tego, co było jedynie niepowiązanym wypadkiem. I tak, jak chodząc wciąż wśród tych samych elementów krajobrazu wydeptuje się w końcu utarte ścieżki, z których ciężko jest zejść, tak i myśląc wciąż o tym samym, łatwo jest wpaść w pułapkę kręcenia się wokół jednej tylko hipotezy, dochodzenia wciąż do tych samych wniosków.
Utwór był długi, a gdy się skończył i znów zapadła cisza, oklaski przywołały Mattię do rzeczywistości. Astrolog uśmiechnął się, zerknął na Kukume. Pan Merriweather odezwał się:
— Mam nadzieję, że gra Clarice sprostała oczekiwaniom.
Clarice zaś siedziała na brzegu regulowanego stołka, gdzieś zniknęła cała aura muzycznego skupienia i panienka Merriweather znów była nieco nieśmiałą dziewczyną w zdobionej koronkami sukni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz