czwartek, 6 stycznia 2022

Od Isidoro cd. Inanny

Isidoro na spokojnie sączył piwo czując, jak zmęczenie wchodzi mu w kości i jak wydarzenia tego jakże długiego dnia zaczynają coraz bardziej na nim ciążyć. Mężczyzna nie nawykł do ucieczek i przepychanek, ani do ryzykownych akcji w postaci umykania straży miejskiej albo uwalniania cienistej pantery z klatki, w której ją zamknięto.
Po naleśnikach pozostało tylko wspomnienie, astrolog poczuł, że chyba nadal jest głodny. Jednak dwa posiłki dziennie to było za mało, nawet dla szczupłego Isidoro. Mężczyzna zerknął z lekkim niepokojem na Inannę - bardka była w tym momencie jeszcze bardziej wylewna, niż zazwyczaj, zaś astrolog nie był pewien, czy była to kwestia schodzących z niej emocji, czy wypitego alkoholu, czy może obu tych czynników na raz.
Rivanni obserwowała Inannę z czającym się na dnie spojrzenia niepokojem. Brew uniosła się, po chwili zmarszczyła, kapitan znów przywołała kelnerkę.
— Jeszcze miskę pieczonych ziemniaków. I dzban wody! — zawołała do dziewuszki, ta zaś skinęła głową i czmychnęła do kuchni, furkocząc tylko sfatygowanym fartuchem.
Od jednego piwa może wiele by się nie stało, ale jeśli miało wjechać następne, trzeba było mu dać nieco paliwa, by alkohol kompletnie nie zamroczył nienawykłego mu umysłu.
Po chwili dziewczyna wróciła, na stole pojawiła się wielka micha upieczonych na chrupko łódeczek z ziemniaków, pojawiła się i garść widelców, trochę jogurtu skręconego z czosnkiem i dzban wody.
— Częstujcie się — Rivanni sama chwyciła za widelec, nadziała kawałek przyrumienionego kartofla i okrasiła go aksamitnym sosem.
Isidoro nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Choć astrolog bardziej lubił przekąski na słodko, prosta potrawa w rodzaju pieczonych ziemniaków była dokładnie tym, czego teraz potrzebował. Toteż bez skrępowania sięgnął po widelec, to samo zrobiła i Inanna.
— Wody też się napij, Ineczko. — Kapitan nie czekała, nalała do kubka do pełna, postawiła go też przed Inanną, a potem znów podjęła. — Cieszę się, że tak podchodzicie do spraw związanych ze zwierzętami. Nie godzi się, żeby człowiek się panoszył i robił, co mu się podoba. I coś mi się wydaje, że przez takie właśnie podejście, tu w mieście mają tyle problemów.
— Ale że z tą mgłą na jeziorze to też przez to? — spytała Inanna, dzieląc uwagę między ziemniaki, wodę i kufel z piwem.
— Hm, chyba przez to. Całe miasto stoi tutaj na połowie ryb. No, prawie całe, druga połowa to polowanie w lasach. Ale ludzie generalnie żyją ze zwierzaków, a że mają ich tu dużo, to wiadomo - jak się ma nadmiar, to się tego nie szanuje.
— Ano prawda, jak coś za łatwo samo przychodzi, to się wydaje, że tak na zawsze będzie. Najlepiej widać, jak się człowiek pochoruje i wtedy nic nie może — wtrąciła Inanna, pociągając łyk z kufla. Albo Isidoro się wydawało, albo nie wszystkie głoski w jej wypowiedzi wybrzmiały równie składnie.
— Otóż to. I chyba się rybacy doigrali czegoś, łowiąc tu jak opętani. Tego to się przy okazji dowiedziałam, jak miałam kolejną przeprawę w siedzibie cechu rybaków. Nic oczywiście mi nie chcieli powiedzieć, to tak przypadkiem wyszło. Ale coś mi się wydaje, że cokolwiek odpowiada za ten bajzel w mieście, to żyje w tym jeziorze i się srogo gniewa.
— Jakiś kraken? — spytała bardka, częstując się kolejnym kartofelkiem.
— Kraken to za duży. Może coś mniejszego. Ale mam pewien pomysł, chociaż to tak palcem na wodzie pisane — Rivanni pociągnęła łyk z kufla — że to może być syrena.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz