sobota, 15 stycznia 2022

Od Calithy ― Naszych czasów brzmienie

Z naburmuszeniem wpatrywała się w krążącego od stołu do biurka historyka. James majstrował przy malutkim, drewnianym pudełeczku, tu coś poprawiając, tam coś zmieniając, jakby to jakieś niesamowicie wielkie znaczenie miało, co od nich ten bałwan dostanie. A tym bardziej w czym. Calitha niezbyt rozumiała, dlaczego na tym dziwnym kontynencie ludzie świętują akurat datę swojego urodzenia. W Rosevii do wieku niewielką uwagę przykładano, a bardziej do osiągnięć danego człowieka. Jak się coś porządnego wyczyniło, to zaraz cała wieś się zbiegała wspólnie świętować. A tu? Same nudy na pudy, jakieś pierdolety na prezenty w ramach „okazania pamięci”, jak próbował łagodnie tłumaczyć jej przyjaciel.
― Dobry prezent to nalewka na lepsze trawienie ― zauważyła z przekąsem, zakładając jedną nogę na drugą, na której zaraz oparła się łokciem, przystawiając dłoń do policzka.
― Dobrze wiesz, że pan wicehrabia preferuje głównie wino ― odparł James cicho, stukając po raz ostatni palcem o krawędź pudełka. Rozbłysło delikatnie niebieskim światłem i w pomieszczeniu rozległ się łagodny brzdęk. ― Poza tym sama wymyśliłaś...
― Tak, tak... ― Machnęła dłonią, odganiając muchę. ― Billy przyniósł i chciał dać od wszystkich. Pogonić go miałam? ― spytała z oburzeniem, obracając się na bok.
Od dłuższego czasu chłopak upodobał sobie wszystkich historyków z kolei, czego Cala zrozumieć w żaden sposób nie mogła. Uciekał przed Salomeą, ale przynosił jej książki, herbatkę czy podkradzione Matti rzeczy, nigdy nie ujawniając swojej obecności. Tezeusza dokarmiał kawą i okazjonalnie ciastkami, z rzadka wybierając gorzką czekoladę i kilka piór, gdy stare zdążały się stępić. Gildia poznała się na zwyczajach chłopaka na tyle, żeby połączyć ze sobą odpowiednie kropki. Jak coś pojawiało się znikąd, to prawdopodobnie stał za tym Billy, ewentualnie sprzątanie Marty mogło pójść nieco dalej i może przestawiła coś z jednego kąta w drugi.
Może była lekko zazdrosna, ale wiedziała doskonale, że z koleżeństwa Billy`ego z innymi zawsze wychodziły wyłącznie kłopoty. Zmarszczyła brwi, wyciągając z kieszeni spodni pojedynczego papierosa, którego zapaliła od płomienia stojącej na stoliku świecy. Zaciągnęła się raz i drugi, kojąc powoli nerwy.
― Przestaniesz się w końcu szlajać jak wesz po wsi? ― fuknęła w końcu agresywnie.
Zanim zdążył się wytłumaczyć, sama podeszła do historyka. Przecież dobrze wiedziała, że jakakolwiek magia sprawiła mu trudności, a zaklęcia lecznicze nie należały do najprostszych. Chwyciła za pudełko, mało nie pieszcząc przedmiotu papierosowym pyłem, wyrywając mu je z dłoni, wolną ręką przytrzymując się męskiego barku. Może pochyliła się nawet nieco bardziej w locie, może stanęła na palcach i przytknęła wargi do ogolonego starannie policzka.
― Lepiej nie będzie, dzięki ― mruknęła niezbyt subtelnie, zaciskając dłoń na przytrzymywanym ciele.
Coś jeszcze do niej mówił, ale, jak zawsze ostatnimi czasy, puściła to mimo uszu, zapamiętując jedynie dziarskie, urwane parsknięcie śmiechem. Lubiła je kolekcjonować jak źle dopasowane kawałki różnych układanek, które powoli składała do kupy. Jeszcze przecież wyjdzie na jej, obiecała sobie. Ze wszystkim i niczym konkretnie.
I tylko gdy upewniła się, że pokój Tezeusza jest pusty, wślizgnęła się pewnie do środka, rozglądając się ciekawie po pomieszczeniu. Biurko? Zbyt mało ambitne. Szafa? Nadmiernie krzykliwa. Łóżko? A na co to komu.
Szuflada w komodzie, zdecydowała w końcu. Jak pomyślała, tak zrobiła, zostawiając małe puzderko gładko ułożone na rzędach posegregowanych skarpetek. W środku czekał mały, srebrny zegarek kieszonkowy. Zamiast charakterystycznych stuknięć wskazówek słychać było jedynie bardzo delikatną, relaksującą melodię, rytmicznie wybijaną w rytm sekund. I nawet jeśli od wewnętrznej, ukrytej strony zegarka na wicehrabiego czekał pewien własnoręcznie przez nią wygrawerowany napis, to ani Tezeusz, ani James, ani Billy wiedzieć o tym przecież nie musieli.
Wyrwała ordynarnie z jakiegoś trzymanego na biurku przez wicehrabiego dokumentu kartkę, pożyczyła sobie kałamarz i pióro, żeby nabazgrać tylko kartkę na skrawku wolnego miejsca w rogu:
„PS. Na migreny.”

Wsiego najlepszego, latek sto, dużo wina, mało migren, Teziu! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz