niedziela, 9 stycznia 2022

Od Serafina cd. Isidoro

Choć korytarze wieży nieustannie się zmieniały, znał drogę. Nawet mimo swojej pięcioletniej nieobecności w tym miejscu, wciąż pamiętał i wiedział, gdzie go znaleźć. Wciąż pamiętał to jak się rozstali, choć wiele razy rozkazywał samemu sobie, by zapomnieć. Gdzieś w głębi ducha wiedział jednak, że nie potrafi. Po części go to martwiło, bowiem każda osoba bliżej z nim powiązana była bezpośrednio zagrożona skutkami jego klątwy. Po części jednak nie mógł, z egoistycznych i sentymentalnych pobudek, tak po prostu zapomnieć. Często ten stan rzeczy przyprawiał go o jeszcze większy ból głowy, gdzieś przy okazji zahaczając o rzekomo kamienne lub nieistniejące serce. Wiele razy odsuwał od siebie myśli i wspomnienia i równie wiele razy do nich wracał, pokonany tęsknotą za tym co znane i bliskie. Spodziewał się, że go wyczuje. Mimo stłumionej aury, Akshan był jedyną osobą, która mogłaby go wyczuć tak szybko i bezbłędnie. Spodziewał się więc, że gdzieś się spotkają. Być może po drodze, być może nieco później. Czego zaś się nie spodziewał, to to, jak jego powrót się na nim odbije.
Białowłosy mag ciężko wspierał się o framugę otwartych drzwi własnej komnaty, przytłoczony wykrytą niedawno aurą. Głowę zwiesił, ramiona unosiły się szybko i opadały, płuca żądały coraz więcej powietrza, manifestowały to w szybszych oddechach.
― Akshan ― wymówienie drogiego mu imienia neutralnym tonem było trudne, ale po raz kolejny Serafin udowodnił otoczeniu i przede wszystkim samemu sobie, że ciężko wyciągnąć z niego jakiekolwiek emocje. Ton pozostał więc opanowany, ale na dnie onyksowych oczu zatańczyła jakaś złota iskra, zdradzając.
― Okropnie wyglądasz ― mruknął, złote szpony spoczęły na ramieniu drugiego maga. Nieznacznie, niepewnie przesunęły się w kierunku jego szyi, ale nim osiągnęły cel, znieruchomiały na barku. Drugi mag milczał.
― Dobrze się czujesz? Starałem się przytłumić aurę od samego początku, ale nie wszystko poszło tak, jak zakładałem ― wyjaśnił, czując w głębi ducha przemożną ku temu potrzebę.
― Nie obwiniaj siebie, ten stan zawdzięczam tylko i wyłącznie sobie samemu. ― Akshan podniósł w końcu głowę, ametyst napotkał onyks, powodując nikły uśmiech u strażnika wieży. ― Już dawno przestałem regularnie zaglądać do szafki z eliksirami, a w wieży od równie dawna nie pojawił się nikt o aurze tak mocnej jak twoja. Powinienem być zawsze przygotowany...
― Usiądź lepiej. Jesteś blady. ― Do zdradzieckiej, złotej iskry zdobiącej ciemne oko, dołączyła i równie zdradziecka nuta troski przemykająca w głosie arcymaga.
― Usiądę, obiecuję. Pozwól mi się tylko jeszcze króciutką chwilkę na ciebie napatrzeć. ― Głos Akshana zniżył się do miękkiego szeptu, a dłoń w łagodnym, choć odważnym geście, popłynęła ku serafinowemu policzkowi, dotykając nieśmiało, delikatnie. ― Tyle pytań mam do ciebie... i tyle rzeczy do opowiedzenia.
― Przez najbliższych parę godzin nigdzie się nie wybieram. ― Książę uśmiechnął się łagodnie, złote szpony ujęły rękę strażnika i odsunęły od policzka. Nie uwolnił jego dłoni z uścisku. ― Możemy posiedzieć razem, jak za dawnych czasów, w pałacu. Wtedy, kiedy wydawało się, że wszystko jest tak cudownie proste. Opowiesz mi co się działo. I być może ja opowiem ci, co przydarzyło się mnie.
― I tak nie pozwoliłbym ci mnie przez te kilka najbliższych godzin zostawić ― przyznał pogodniejszym tonem mag, na jego wargach pojawił się nieznaczny, zaczepny uśmiech. Ścisnął nieco mocniej więżące jego dłoń szpony i pociągnął Serafina w głąb swojej komnaty.
Serafin nie oponował.


Rankiem, zgodnie z zapowiedzią, pojawił się po Isidoro, który bez swojego charakterystycznego płaszcza w gwiazdki i księżyce, wyglądał zdecydowanie mniej jak astrolog, a zdecydowanie bardziej jak żądny akcji poszukiwacz przygód. Serafin natomiast wyglądał równie dostojnie i królewsko co zawsze, choć czerń zastąpił zwiewną bielą okazjonalnie zdobioną złotym haftem.
Przeźroczyste ściany wieży tym razem zalewało słońce, dopiero wyłaniające się zza czerwonych wydm. Ciepło promieni tu nie docierało, w wieży panował nienaturalny chłód bijący od kamiennych murów wypełnionych magią. Oglądanie pustynnego widoku z tej perspektywy było więc niebywale przyjemne. Główny problem polegał jedynie na tym, że dalsze widoki będą oglądali raczej z tej drugiej strony. Tej skąpanej w promieniach, koszmarnie upalnej, wyciskającej z płuc powietrze i parzącej skórę.
― Do południa musimy skończyć inspekcję ruin ― poinformował Isidoro, kiedy przemierzali kolejne korytarze.
― Słońce? ― domyślił się astrolog, książę kiwnął głową.
― Wolałbym nie testować granic twojej wytrzymałości już pierwszego dnia, a w południe nawet cień nam niewiele da. Zresztą, to będzie chyba najlepszy moment na przedyskutowanie tego, co tam znajdziemy.
Po krótkim spacerze udało im się w końcu dotrzeć do sali, która ich powitała na samym początku. Teleporty, ziejące, ciemne dziury w ścianie, wciąż były na swoim miejscu, choć niepodpisane. Księciu ten drobny szczegół zdawał się nie przeszkadzać, bez chwili zawahania wybrał ten najbardziej po lewej stronie. Poczekał aż Isidoro się z nim zrówna i obu pochłonęła magia, przenosząc wiele kilometrów dalej, pomiędzy górskie szczyty i cztery magiczne wieże, wprost do miasta, stolicy magii w sallandirskim rejonie. Do Ataxiar.
Druga strona teleportu wyglądała podobnie, choć zamiast ciemnego wnętrza wieży, powitało ich przestronne, bogato zdobione pomieszczenie z czerwonej cegły, pełne kotów, poduszek i długich połaci materiału zwisających z sufitu, a poruszanych lekko wiatrem. Serafin szybkim krokiem pokonał pomieszczenie, nie znajdując w nim nic szczególnie wartego uwagi, Isidoro zatrzymał się przy fantazyjnych malowidłach na ścianie, przedstawiających sfinksa. Książę obejrzał się na towarzysza, a kiedy zauważył jego nieobecność, przystanął. Uśmiechnął się pod nosem.
― Sfinksy to istoty magiczne, o bardzo dużej mocy. Lokalni magowie bardzo lubią zdobić jego wizerunkiem wszystko co się tylko da ― z wiadomych przyczyn, uśmiech księcia zniknął. ― Być może słusznie. Być może nie.
― Czy to nie była czasem scena z bajki? ― Isidoro w końcu nadgonił, ponownie zrównał się z Serafinem.
― Tej o księciu, która wspominałeś wcześniej? ― książę zamyślił się. ― Bardzo możliwe. Ta bajka jest popularna, choć ma tyle odnóg, zakończeń i możliwych wariantów, że można się w niej mocno pogubić.
― Gdzie trafiliśmy?
― Do Ataxiar, stolicy magii. Najdalej wysunięty teleport, który jednocześnie jest bezpieczny. Od zawalonej wieży dzieli nas kawałek drogi, ale to możemy załatwić najmując konie. Teoretycznie istnieje jeszcze teleport do samej wieży, ale podejrzewam, że uległ aberracji. Używanie go, bez wcześniejszego sprawdzenia terenu, byłoby wysoce nierozsądne.
Astrolog pokiwał głową, przyjmując do wiadomości słowa maga.
Wyszli z pierwszego pomieszczenia, znaleźli się w drugim, bardzo podobnym, choć poprzecinanym masą okien i ogromnym, otwartym wyjściem na zewnątrz. Tam z kolei znajdowała się szeroka, płytka sadzawka i dalsze ozdoby. Posągi, rzeźby, figury, najczęściej przedstawiające stworzenia magiczne, rzadziej ludzi. I kwiaty. Całkiem dużą ilość kwiatów, których istnienie w tak gorącym i nieprzyjaznym miejscu wydawało się być cudem.
Miasto w całej swej okazałości, leżało tuż obok, usytuowane nieco niżej niż budynek z portalami. Białe budynki widoczna na obrzeżach nie prezentowały się zbyt okazale; drobne, kanciaste, pozbijane w mniejsze, lub większe skupiska. Jednak jeśli sięgnąć wzrokiem dalej, głębiej, można było dostrzec wysokie kolumny, kolejne rośliny i budynki zdecydowanie wyższe, potężniejsze, samym swoim wyglądem sugerujące, że w mieście dzieją się rzeczy równie ważne, co magiczne.
Nad głowami przemknął im mag, siedzący na latającym dywanie, zmierzający w widocznym pośpiechu w kierunku centrum.
― Tędy ― odezwał się Serafin po chwili wpatrywania w miasto. Skierował się eleganckimi, białymi schodkami na prawo, między cienie rzucane przez wysokie palmy i sztucznie zasadzone w dalekiej przeszłości eukaliptusy. Między akację i krzewy tamaryszku, w głąb ogrodów otaczających miasto od strony wschodniej i południowej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz