wtorek, 18 stycznia 2022

Od Hotaru cd. Michelle

— Niewiele zwierząt w moich stronach jest tak niebezpiecznych, jak krokodyl — wyznała tancerka, splatając dłonie.
Trudno jej było wyjaśnić, że w kwestii zwykłych zwierząt Yamato było bardzo spokojnym miejscem. Jedyne, co mogło skrzywdzić człowieka, to wół który nastąpiłby komuś na nogę, albo jadowity wąż, ale te ostatnie były niezwykle rzadkie i ograniczały swoje występowanie do południowych rejonów kraju. Wyjąwszy zwierzęta, główną grozą Yamato były trzęsienia ziemi, tsunami oraz, rzecz jasna, youkai. Stwory występowały wszędzie, nie miało znaczenia, czy podróżowało się przez najbardziej dzikie i niedostępne regiony kraju, czy też spędzało popołudnie na werandzie własnego domu.
Michelle westchnęła na jej słowa.
— A jakie masz doświadczenie w zajmowaniu się zwierzętami?
— Zajmowałam się słowikiem mojej pani.
— Och, to bardzo dobrze — Od razu poweselała. Emocje pojawiały się szybko na twarzy Michelle. — Słowiki są delikatne i wrażliwe - może nie są tak duże i problematyczne, jak krokodyle, ale na pewno potrzeba im dużo uwagi. Jeszcze jakieś zwierzątka?
— Hm, nie wiem, czy liczyć karmienie karpi w sadzawce, ale tym też się zajmowałam. I do tego… — Hotaru zawiesiła na chwilę głos. — Miałam pod opieką dwójkę lisów.
— A to ciekawa sprawa. Dały się oswoić? Lisy to dzikie zwierzęta, płochliwe i nieufne, jeśli nie miały pozytywnych kontaktów z człowiekiem, kiedy były małe… — Zawiesiła głos, zmarszczyła brwi, jej spojrzenie pociemniało. — A zazwyczaj nie mają.
— Były małe - znalazłam je, jak dokazywały pod podłogą posiadłości i pogubiły się w konstrukcji budynku.
— Matka je porzuciła?
— Trudno powiedzieć — odparła tancerka, wracając pamięcią do tamtego momentu. — To były youkai, ale bardzo młode, przez długi czas nawet nie spostrzegłam, że to nie są normalne lisy. Praktycznie nie różniły się od zwierząt.
Michelle przekrzywiła głowę, przez chwilę chyba się nad czymś zastanawiała.
— Musisz mi kiedyś więcej opowiedzieć o tych youkai - to musi być temat-rzeka.
— Jest, uwierz mi — Hotaru posłała jej uśmiech.
Faktycznie, przeszła tak długą drogę, by trafić do Nalesii, jednak nigdzie po drodze nie napotkała krainy tak bardzo obfitującej w różnorodność nadnaturalnych istot. Wydawało się, że brały się z powietrza - w sumie to z tym poglądem Hotaru nie była bardzo daleka od prawdy.


Przyszedł moment oględzin pacjenta. Na ich czas Magister został „zaproszony" do jakiegoś pustego pomieszczenia w budynku Gildii - pod ścianami stało trochę zapomnianych skrzynek pełnych trudnych do zidentyfikowania przedmiotów. Uwagę zwracała tablica i katedra, której James używał, by pomóc Isidoro w przygotowaniu do prezentacji, a prócz tego - pomieszczenie było puste.
Krokodyl leżał na samym środku, i tak jak Serafin mu przykazał - nie ruszał. Michelle wpatrzyła się w swojego pacjenta, zmarszczyła brwi.
Magister faktycznie wyglądał niezdrowo. Nie dało się tego wytłumaczyć ogólną ospałością i sennością, jaka nachodziła wszystkie zmiennocieplne istoty, gdy tylko temperatura spadała. W jego ruchach był jakiś chorobliwy ciężar, nawet te niezbyt częste posykiwania, które z siebie wydawał, zdawały się jakby wymuszone, wydawane jedynie dla pozoru. Krokodyl leniwie otworzył paszczę, błysnął złotym zębem, ale zaraz zamknął ją z głuchym kłapnięciem, oko zniknęło na moment, przysłonięte łuskowaną powieką.
Michelle podeszła, przyklęknęła przy gadzie. Położyła dłoń na wielkim łbie, popatrzyła z bliska. Obejrzała łapę, przyjrzała się szponom. Magister nie protestował. Machnął tylko ogonem, ale machnięcie to zamarło w połowie, ogon szurnął ciężko po posadzce. Potem weterynarz wsunęła dłoń pod gadzią pachę, sięgnęła gdzieś ku klatce piersiowej. Magister, o dziwo, przesunął się nieco, uniósł na łapie, pozwalając dłoni Michelle zbadać rytm serca. Przez dłuższą chwilę weterynarz nic nie mówiła, zaś Hotaru nie śmiała się odezwać, nie chcąc zaburzyć jej koncentracji.
— To chyba coś bardziej skomplikowanego — powiedziała, wstając od krokodyla i podchodząc do swojej torby, gdzie trzymała swoje narzędzia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz