niedziela, 9 stycznia 2022

Od Serafina cd. Isidoro

― Grobowiec znajduje się w sercu pustyni, ale otworzy się tylko dla kogoś o niezłomnym duchu i czystym sercu ― rzekł Isidoro.
Serafin po raz pierwszy zwątpił w jego słowa. Uniósł nieznacznie brwi, kątem oka spojrzał na Salomeę, ale rubiny milczały, wpatrując się w mapę, nie potwierdzając, ani nie zaprzeczając słowom astrologa. Książę splótł ze sobą dłonie, milczał dłuższy moment.
― Kiedy byliśmy w górach, mówiłeś, że twoje wróżby nigdy nie mówią rzeczy niepotrzebnych… ― zaczął mrukliwym tonem, młodszy D’Arienzo potaknął ― ale w te słowa wierzyć mi wyjątkowo ciężko. Zwłaszcza, że brzmią jak kolejny element baśni, a jak powszechnie wiadomo, opierając się na baśniach daleko się nie zajedzie.
― Nie zgodziłbym się. ― Isidoro miał inne zdanie ― W tych samych górach, które przed chwilą wspomniałeś, także baśń przyszła nam z pomocą. Pamiętasz walkę z serpentynem?
Spojrzenie Salomei ożywiło się niespodziewanie, osiadło na twarzy młodszego astrologa. Astrolożkę zainteresowała wzmianka o lokalnym stworze żyjącym gdzieś daleko, daleko stąd, ale co zatrzymało ją przy osobie Isidoro to fakt, że zwrócił księciu uwagę i jeszcze miał wszystkie kończyny. Ba, Serafin nawet wydawał się być personalnie nieurażony. A to już było coś.
― Pamiętam ― Serafin skrzywił się widocznie. ― Ale nie możesz w wyjątku szukać potwierdzenia reguły ― mag westchnął, potarł palcami skroń, czując nadchodzący ból głowy. Klątwy nie odpuszczały nawet tutaj. A być może zwłaszcza tutaj, tak blisko źródła w którym zaczęły swój bieg.
Isidoro nie zaprotestował, jakby czuł, że to nie byłaby właściwa ścieżka. Poza tym, zdawał się gorąco wierzyć w to, że Serafin zmieni zdanie pod wpływem nadchodzących wydarzeń.
― Z tym z kolei nie zgodziłby się Akshan ― głos Salomei wślizgnął się łagodnie między ostatnie słowa, które wciąż wisiały w powietrzu. Imię astrologom obce, ale księciu tak bliskie, spowodowało przewidywaną przez kobietę reakcję. Poczuła na sobie skupione spojrzenie. Czujne, jakby wietrzące postęp. Onyks wydawał się nieprzenikniony, rubin zaś, miękki, z dozą ciepła. ― Jest tutaj. Cały czas tu był. ― dodała, głos zniżył się do szeptu, mile muskając uszy i skroń, wędrując po komnacie niby dym, ostatecznie niknąć w szumie wody z fontanny.
Serafin, jak rzadko kiedy, zdawał się być wytrącony z równowagi. Szpony zabębniły niecierpliwie o udo, przez głowę przetoczyło się tornado myśli. W końcu książę się podniósł, a wraz z nim podnieśli się pozostali członkowie posiedzenia.
― Salomea pokaże wam komnatę i całą resztę ― zawyrokował, kierując się do drzwi. Te, znów kierowane magią, rozstąpiły się przed arcymagiem. ― Przyjdę po ciebie rano ― zwrócił się bezpośrednio do Isidoro, skinął reszcie głową, nie poczekał nawet na odpowiedź i wyszedł, znikając w półmroku korytarza.
Kobieta spojrzała na astrologów, wyminęła ich nieznacznym łukiem, gestem dłoni zaprosiła to tego, by podążyli jej śladem, a bracia ruszyli zaraz za nią. Korytarz, z początku utrzymany w sallandirskim klimacie, znów zaczynał się zmieniać, czerwienie i beże bladły, ustępowały chłodnym błękitom i granatom, zdobienia ze złotych, zmieniły się na srebrne. Gdzieniegdzie na ścianie mignęła znów jakaś zbłąkana konstelacja. Powietrze zrobiło się jakby odrobinę chłodniejsze, szczypało w policzki magią.
― Wieża ciągle się zmienia ― odezwała się po paru minutach spaceru w kompletnej ciszy ― wcześniej spotkany czerwony korytarz wcale nie będzie tam czekał przez wieki, aż ktoś się nim zainteresuje. Rozmyje się, ulotni, a jego miejsce zajmie inna część. Jak będziecie gdzieś szli, to skupcie się na celu, droga ułoży się sama.
― Interesujące ― podjął gładko Mattia. ― Nie spotkałem się jeszcze z tak oryginalnym pomysłem opartym na magii, choć moje doświadczenia w tej materii także nie należą do najokazalszych.
― Wydaje mi się, że podyktowano to potrzebą skrócenia czasu przejścia pomiędzy punktem A i B. Wieża jest ogromna, ciągłe teleportacje byłyby uciążliwe. A biegających po schodach magów jakoś ciężko sobie wyobrazić. ― Salomea aż parsknęła na samo wyobrażenie ganiającego po schodach arcymaga.
― Hm, skoro pomieszczenia ciągle są w ruchu i trzeba mieć jasno określony cel w głowie, to czy ktoś już się tu zgubił?
― Był jeden przypadek ― astrolożka ściągnęła nieznacznie brwi. Jednak nie dlatego, że ów przypadek był tragiczny, czy zbyt brutalny by go przywołać. Coś mówiło jej, że podczas tego krótkiego spaceru przez korytarze, zamieni z samym Mattią tyle słów, co bez niego przez ostatni kwartał. Nie była pewna, czy podoba jej się ścieżka w którą pchało ją przeznaczenie. ― Bardzo dawno temu, z pięćset lat już będzie. Hassan zbłądził, bo nie był pewien w której sali ma spotkanie. Błądził i błądził, a że jego talent magiczny nie był zbyt mocny, to po prostu stał się elementem tej konstrukcji. Umarł, zasilił kłęby mocy skryte w murach.
― Spotkanie ― znów podłapał temat Mattia, Salomea przełknęła nerwowo ślinę. ― Czy w wieży odbywają się jakieś ważne wydarzenia? Magiczne bankiety, czy coś podobnego?
― W wieży arcymaga stacjonują głównie badacze antycznych cywilizacji, którzy jako jedyni mają prawo, by badać to, co znajduje się pod czerwonymi piaskami i to głównie oni organizują spotkania, acz dość rzadko się to zdarza.
Astrolog pokiwał głową, przyjmując fakt do wiadomości.
― To tłumaczyłoby dość puste korytarze.
― W tej chwili są dość puste, racja, ale nie zawsze tak było. Mieszkają tu głównie badacze, ale magowie o wysokiej randze także tu przebywali, czy to chcąc skorzystać z zasobów biblioteki, czy roślin z ogrodów. Ale świat magiczny w Sallandirze mierzy się w tym momencie ze sporym kryzysem, wszystkie siły rzucone są w stronę ruin wieży i tego, co się z ruinami wiąże. Zostaliśmy więc tutaj sami. Strażnicy wieży i badacze.
― Czy strażnikom i badaczom nie wolno opuszczać wieży?
― Wolno, choć chyba nieczęsto się korzysta z tego przywileju. Tutaj mamy wszystko, co jest potrzebne. Badacze czasem zbierają pokaźniejszą grupę i udają się do ruin, ale poza tym… ― Salomea lekko wzruszyła ramionami, gdzieś pomiędzy słowem, a myślą, przemknęło stwierdzenie, że naprawdę sporo dziś rozmawia, ale – o dziwo – nie czuje się jeszcze zmęczona towarzystwem, ani samym dialogiem. Odkrycie to było dość zaskakujące.
― Jeśli wolno spytać, skoro tyle czasu spędzasz w wieży, to czy nie czujesz się skołowana, kiedy znajdujesz się w normalnych budynkach?
― Hm… ― kobieta zamyśliła się na moment, wprowadziła ich na szerokie schody. ― Jest to pewien kłopot. Kiedy budynek ma formę stałą, to początkowo trudno się w nim odnaleźć. Widzisz schody i one zawsze tam są. O każdej porze dnia i nocy. A jeśli gabinet mieści się na drugim końcu pałacu, to niestety, ale czeka cię długi spacer. Ale i tak chyba najgorsze są ściany, które uparcie trwają na swoim miejscu.
― Ściany tkwiące na swoim miejscu?
― Mhm. W takie najprościej wejść, kiedy jest się święcie przekonanym, że zaraz znikną.
Po wdrapaniu się na schody, stanęli w okrągłej sali o wysokich, przeźroczystych ścianach i trzech przejściach. Z powodzeniem można było przyjrzeć się rozlewającej się wokół pustyni, przepłynąć spojrzeniem po wydmach, obadać przez chwilę majaczące w oddali ruiny niewielkiej piramidy. W powietrzu unosiły się strzępy białej mgły, jeden z nich Salomea odtrąciła gestem dłoni.
Isidoro przystanął, zapatrzył się przez chwilę na jarzące się czerwienią zachodzącego słońca wydmy.
― Poza wieżą wyglądają jeszcze lepiej ― oczy zdradzały kryjący się pod woalką uśmiech, młodszy astrolog także się uśmiechnął. Salomea skierowała się do środkowych drzwi, poczekała aż bracia także podejdą ― Jeden z was musi się skupić i bardzo intensywnie pomyśleć o tym, co ma zawierać wasze lokum. Bez obaw, możecie sobie nawet wymyślić czteropiętrowy apartament ze słoniem w fontannie i nic się nie stanie.
Starszy z braci przyjął zadanie wymyślenia godnego lokum dla astrologów, przewodniczka nie zaprotestowała. Za drzwiami coś zaszurało, kliknęło ze dwa razy i umilkło. Mattia skinął głową, potwierdzając wykonanie stosownej pracy umysłowej.
― Tak jak i po twojego brata przyjdzie arcymag, tak i ja przyjdę po ciebie ― zwróciła się do starszego z braci, ten skinął głową. ― Słońce zachodzi, więc lada moment będzie ciemno. Dobrej nocy wam obu. I dobrze bawcie się ze swoim słoniem. ― Wyciągnęła dłonie, dotknęła ich ramion i przemknęła pomiędzy sylwetkami braci, zostawiając gildyjskich astrologów we własnym towarzystwie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz